Artykuły

Zabawa Schaeffera z sobą samym

W teatrze Schaeffera nie chodzi o to, by widz obejrzał spektakl, dowiedział się czegoś i wyszedł. Chcemy tak działać na emocje widza, by raz pękał ze śmiechu, a za moment wpadał w zadumę - mówi GRZEGORZ MATYSIK, aktor występujący w "Ostatniej sztuce".

Magdalena Janczura: O czym jest "Ostatnia sztuka"?

Grzegorz Matysik: To podsumowanie twórczości Schaeffera. Opowiada ona o zależności autora wobec aktora i aktora wobec autora oraz o zależności autora i aktora wobec widza, ponieważ to widz w teatrze jest najważniejszy. W teatrze Schaeffera nie chodzi o to, by widz obejrzał spektakl, dowiedział się czegoś i wyszedł. Chcemy tak działać na emocje widza, by raz pękał ze śmiechu, a za moment wpadał w zadumę. Sztuka opowiada o autorze, który chce napisać najlepszą sztukę świata, ale nic mu nie przychodzi do głowy. To bardzo przewrotne, ponieważ Schaefferowi przychodzą do głowy tysiące pomysłów na minutę, a sztuka opowiada o autorze, który w kółko pisze ciągle tę samą frazę i umieszczają w różnych epokach, by nadać jej jakiś wyjątkowy walor. Przychodzi do niego aktor, który czeka na tę sztukę, lecz jej ciągle nie ma i nie ma.

Czy to jest sztuka o was? Pan wraz z drugim aktorem, Bogdanem Słomińskim, również długo czekaliście na gotowy tekst.

- Trochę tak. Przede wszystkim dlatego, że Schaeffer napisał tę sztukę na naszą prośbę. Znamy się już naprawdę bardzo długo i zarówno Bogdan, jak i ja braliśmy udział w wielu jego artystycznych przedsięwzięciach.

Jak długo trzeba było czekać?

- Bardzo długo. Bogdan twierdzi, że kilkanaście lat. Wydaje mi się, że chyba trochę krócej, jakieś pięć lat temu, pamiętam, były już konkretne rozmowy dotyczące nowej sztuki. Ale warto było czekać, bo tekst jest bardzo udany. Schaeffer daje nam dużo swobody i trochę przepracowaliśmy ten tekst, biorąc go bardziej na siebie i dodając coś od siebie. To jest zasada teatralnej twórczości Schaeffera. Pozwala on aktorowi improwizować, mówić do widza własnym tekstem. Mało którego autora na to stać.

Czy po takiej przerwie są jakieś nowe odczucia, refleksje?

- Wydaje mi się, że po raz kolejny Schaefferowi udało się zabawić samym sobą. Nowe w tej sztuce jest to, że wziął swoją osobę raz jeszcze w cudzysłów. Nabrał do siebie jeszcze większego dystansu i jeszcze bardziej śmieje się sam z siebie. Nie stracił poczucia humoru, wręcz przeciwnie. Z wiekiem mu to poczucie rośnie. A to nie jest łatwe, mieć do siebie taki dystans, i cieszyć się z tego, gdy ktoś się z nas śmieje.

To nie jest wasze pierwsze zetknięcie z tekstem Schaeffera. Jak wyglądała współpraca?

Teatr Schaeffera sam w sobie jest ogromnym przeżyciem, ponieważ są to zawsze bardzo aktualne, świeże i przede wszystkim bardzo zabawne tematy

- Kiedy przed wielu laty zaczynałem moją przygodę z aktorstwem w Teatrze Słowackiego, wszyscy byliśmy zafascynowani teatrem schaefferowskim. I gdy dostałem propozycję wzięcia w nim udziału, natychmiast z niej skorzystałem. Trafiłem na świetny moment, ponieważ zespół leciał z występami do Korei Południowej i ja poleciałem razem z nimi. Było to w czasach głębokiej komuny, wtedy wszystkie wyjazdy za granicę były fantastycznymi przeżyciami. A poza tym teatr Schaeffera sam w sobie jest ogromnym przeżyciem, ponieważ są to zawsze bardzo aktualne, świeże i przede wszystkim bardzo zabawne tematy, a ja bardzo lubię się śmiać. A jeszcze bardziej lubię, gdy widzowie się śmieją, bo wtedy wiem, że moja praca się sprawdza. Choć wiadomo, że ten śmiech może być różny, tak jak różne są powody do śmiechu. Tu mamy do czynienia ze śmiechem spowodowanym bardzo abstrakcyjnym humorem, po którym następuje refleksja, ale tylko przez chwilę, ponieważ potem znowu człowiek się śmieje. To bardzo szlachetny gatunek, nie jest to prymitywna komedia, jakich teraz mamy w teatrze wiele. Teatr Schaeffera to taka mieszanka wybuchowa, pobudzająca do śmiechu.

Skąd ta wierność Schaefferowi?

- Z moich doświadczeń. Ja po prostu, grając jego teksty po niemiecku czy po polsku, zawsze dostawałem bardzo dużo od widowni. Ludzie zawsze się śmiali i bawili, co mnie bardzo cieszyło.

Co pan ceni najbardziej w jego dziełach?

- Cenię go przede wszystkim za tę pomysłowość, której często doświadczałem. Przez pewien czas obaj mieszkaliśmy w Salzburgu i jeździliśmy wspólnie na różne festiwale. Zawsze mi się podobało, jak mówił do mnie: "Grzesiu, tego nie ma, ja to wszystko zaraz wymyślę". I rzeczywiście tak było. Błyskawicznie wszystko wymyślał. Kiedyś w Wiedniu, gdy przedstawiłem egzemplarz jego sztuki, którą chciałem wyreżyserować w ramach moich studiów na Wydziale Reżyserii, profesorowie nie mogli uwierzyć, że z tego da się zrobić teatr, ponieważ teksty Schaeffera właśnie takie są. Z początku bardzo trudno je zrozumieć, są specyficzne, inne. Dopiero gdy wszyscy zobaczyli efekt, uwierzyli, że podczas godzinnego spektaklu można śmiać się nieprzerwanie. Tak to działa. On tworzy takie zbitki sytuacji, że człowiek, chce czy nie chce, musi wybuchnąć śmiechem, zanim pomyśli.

Skąd to się bierze?

- Z muzyki. Schaeffer nie tyle pisze swoje sztuki, co je komponuje. Wie, co po czym musi nastąpić, żeby osiągnąć zamierzony efekt. Tak jak w muzyce - dialog instrumentów, zderzenie smutnej i wesołej frazy. W kompozycjach muzycznych nutami zapisana jest melodia, a w jego sztukach melodią jest logika zawarta zdaniach.

Ile jego teksty wniosły do polskiego teatru?

- Myślę, że bardzo dużo. On ten teatr demontował. Zamieniał siedzibę nadętej sztuki w swoistego rodzaju cyrk, w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu. W wariactwo, gdzie nie wiadomo, czy to jest muzyka, teatr czy wygłup. W jego tekstach często były zapisane akrobatyczne sytuacje, gdzie aktor wchodzi na aktora, a na nich jeszcze jeden i wspólnie zaczynają coś deklamować. Ale zawsze było to robione ze smakiem, abstrakcyjnym poczuciem humoru, z czymś, czego w naszym teatrze ciągle jest za mało. Zaskakuje nas nie tylko prowokacjami, lecz nowością, poszerza teatr, daje nowe możliwości aktorowi, ponieważ bardzo ceni sobie indywidualność i chce z nas, aktorów, wykrzesać jak najwięcej.o

WSPÓŁCZESNY DA VINCI

Bogusła Schaeffer jest kompozytorem, teoretykiemem muzycznym, grafikiem, profesorem, pedagogiem i dramatopisarzem. Twórca prawie 500 wizjonerskich kompozycji muzycznych, 50 sztuk teatralnych, które zostały przetłumaczone na 17 języków. Bogusław Schaeffer to najchętniej wystawiany polski autor spośród żyjących pisarzy, jeden z czołowych i najoryginalniejszych twórców w dziejach kultury. Nigdy nie dbał o popularność i może dlatego przepadł dla mediów, stając się niewidoczny również dla większość z nas.

Nieprzeciętna postać, niespożyta energia i niewyczerpana pomysłowość, współczesny Leonardo Da Vinci, którego najnowszą "Ostatnią sztukę" będziemy oglądać od 7 lutego na scenie dla dorosłych teatru Groteska w Krakowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji