Artykuły

Bądźmy naturalni

Jakoś zupełnie bez sensacji przemknął fakt nagrania audycji telewizyjnej - po raz pierwszy na ampeksie. Wiadomo nam, że próby z polskim ampeksem są w pełnym toku, że oprócz tego staramy się o zakup tego urządzenia za granica - być może, że stopniowe przejście telewizji na program emitowany przy pomocy ampeksu odbędzie się tak samo ,,bez bólu", jak swego czasu, bezboleśnie, radio z audycji nadawanych "na żywo" przeszło - prawie zupełnie na taśmę,. Dziś na nikim nie robi to już wrażenia i nikomu nie przeszkadza, że koncert lub słuchowisko były nagrane parę dni wcześniej, że aktorów wcale nie ma w studio, że nic się nie dzieje naprawdę "w tym momencie".

Czy taki sam proces czeka i program telewizyjny? Czy nie utraci on swego wielkiego waloru, jakim właśnie jest owa bezpośredniość odbioru? Czy ucho i ręka pracowników technicznych nie pozbawi nas "wsypek" i improwizacji, czy kamera nie ukaże nam już nigdy (jak miało to miejsce m spektaklu "Volpone") wystraszonej inspicjentki? Czy fakt, że audycje nagrywane będą wcześniej, nie odbierze im owego niepowtarzalnego uroku wspólnego przeżywania? Czy aparat i taśma nie zastąpią naturalności?

Na razie jednak "rewolucja ampeksowa" jest jeszcze w zarodku - a tymczasem telewizja produkuje coraz więcej programów, w których - z założenia - scenariusz jest jedynie kanwą, na której rozgrywa się coś w rodzaju "commedia dell'arte". Ot, grupa ludzi, mającym każdorazowo "coś do powiedzenia" dyskutuje w swobodny i naturalny sposób problemy społeczne w audycji "Sąsiedzka wizyta". Oto teatr będący swego rodzaju "novum" w historii telewizyjnych spektakli - myślę o "Dzwonić cztery razy" z Krakowa. W tej młodzieżowej historii nic wielkiego, nic "dramatycznego" właściwie się nie dzieje. Ot, grupa młodych ludzi razem mieszkających przeżywa swoje codzienne wydarzenia, prowadzi codzienne rozmowy. To nie jest jeszcze próba szczególnie udana - lecz autor i reżyser świadomie rezygnują z wszelkiej hieratyczności, z teatralności, próbują przedstawić coś w rodzaju "fragmentu życia", nie kondensują wydarzeń (co stanowi cechę teatru), prezentują naturalność gry, naturalność dialogu.

Owo dążenie do "naturalności" (być może, nie jest to termin zbyt udany) wkrada się również do programów rozrywkowych. W audycji, "Przy kominku" Kazimierz Rudzki jest po prostu gospodarzem mieszkania, które odwiedzili akurat i Dwaj Starsi Panowie, i Jerzy Jurandot i "Lopek" Krukowski. Znów - luźny scenariusz, temat, kanwa - wesoła rozmowa o piosence. Mnóstwo świetnych, błyskotliwych pomysłów (ten o "podłączaniu melodii" do sieci wodociągowej), w której czasem jeden drugiego przekrzykuje, w której niekiedy celna riposta zastępuje "poważny" wniosek, troszkę sentymentalnych wspomnień, piosenka w wykonaniu Korsakówny... Czy Krukowski ze swoim leitmotivem o hodowli pieczarek, nie przypomina technicznych rozwiązań właśnie "commedia dell'arte"? A w sumie - uroczy wieczór, urocza audycja, która może być odbierana przez widza i mniej i bardziej "przygotowanego".

Ten "improwizacyjny" styl sprawdza się więc tak w teatrze, jak i w audycjach rozrywkowych i nawet publicystycznych. Co nie oznacza, by wyłącznie takie programy należało realizować...

III odcinek "Stawki większej niż życie" posiadał podstawowy błąd, tkwiący już w scenariuszu - nie zachowywał, mianowicie, niezbędnej to przypadku historii sensacyjnej - zasady jedności akcji. Wszystko rozpoczyna się od kwestii zdobycia planów nowego niemieckiego wynalazku - i tym też się kończy. A w środku - zupełnie inna historia o wykryciu szpiega w oddziale partyzanckim. W efekcie jedna akcja plątała się w odbiorze widza z drugą i całość była niejasna, nieprecyzyjna. Także reżyser nie potrafił wypointować momentów węzłowych sztuki "W pułapce", nacisk położył na gonitwy i biegi zamiast na rozwój akcji.

Jakże pięknym spektaklem byt "Volpone" Ben Johnsona! Jak znakomicie grali aktorzy - wspaniale skontrastowani, drapieżni głupcy - mąż rogacz (Borowski), adwokat (Szczepkowski), lekarz (Dzwonkowski), ambitny, inteligentny Moska (Fetting), witalny, pełen namiętności, a przy tym i wiedzy o życiu Volpone dziecinna Celia (Monika Dzienisiewicz) i inni. Mniej podobała mi się scenografia Skarżyńskich - zbyt "dokładna", nie pozostawiająca tła, absorbująca. Ala przedstawienie w reżyserii Hübnera - bez przesady - sięgało szczytów.

Są dwa sposoby inscenizowania piosenek - "na serio" i "w sposób przewrotny". Ten ostatni, przyznam szczerze, bardziej mi odpowiada. Tekst głosi o rozstaniu - a tu Rena Rolska pilotuje samolot. Tekst mówi o spotkaniu z tajemniczym "jesiennym panem", a Ludwik Benoit jedzie przez las na śmiesznym bicyklu, z parasolem. Mnóstwo dobrych pomysłów inscenizacyjnych i dobry scenariusz zaprezentował LOT w audycji "Rewia polskich nagrań" w reżyserii Janusza Rzeszewskiego i udanej scenografii Cz. Siekiery. Nawet konferansjerka (pomysł "sklepu z płytami") był udany - ale konferansjerzy, jak wiadomo, nadal stanowią piętę achillesową TV. Brakowało może paru pomysłów mniej sentymentalnych, a bardziej dowcipnych, ostrych - czegoś w rodzaju point, lecz był to dobry i ciekawy koncert z udziałem dobrych wykonawców - właśnie taki program, jaki spełnia powszechną prośbę o "rozrywkę", a jednocześnie ma szerokie ambicje artystyczne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji