Artykuły

Homofobia Romana Pawłowskiego

Trudno znosić w milczeniu połajanki, jakich dziennikarze Gazety Wyborczej udzielają magistratowi, ostatnio zarzucając mu łamanie konstytucji z powodu braku akceptacji dla zorganizowania Parady Równości, łącząc to w dodatku z ostatnimi premierami warszawskich teatrów poświęconymi tematyce homoseksualnej - Kalina Zalewska w portalu Wirtu@lna Stolica polemizuje z tekstem Romana Pawłowskiego "Teatr przeciw naszej swojskiej homofobii".

Wokół Parady Równości zrobiono swego czasu wiele medialnego szumu. W końcu wypowiadał się na ten temat także Prezydent Urbański w jednym z cieszących się największą oglądalnością programów TVP. Wydawało się, że w tej sprawie powiedziano już wszystko, a stanowiska obu stron zostały jasno określone. Tymczasem czołowy krytyk Gazety znowu podnosi absurdalny zarzut twierdząc, że niezorganizowanie Parady Równości było złamaniem konstytucyjnych praw. Co innego szacunek dla seksualnej odmienności, który powinien obowiązywać wszystkich, co innego propagowanie rozwiązłości, czemu na całym świecie służy organizowanie Parad Równości. Mieszanie tych spraw jest uprawianiem taniej demagogii, w gruncie rzeczy obraźliwej wobec sporej części homoseksualistów.

Wielu z nich nigdy nie wzięłoby udziału w Paradzie Równości, bo kwestię swoich seksualnych preferencji uważają za sprawę prywatną. Obrona ich praw - gdyby rzeczywiście były zagrożone - to obowiązek wszystkich. Parada Równości nie ma z tym jednak wiele wspólnego, propaguje po prostu seksualną swobodę i w nikłym stopniu poświęcona jest czyimkolwiek prawom. Dlatego brak akceptacji dla zorganizowania Parady w Warszawie nie jest łamaniem konstytucji, jest tylko brakiem przyzwolenia na propagowanie seksualnego rozpasania.

Trudno też zarzucać magistratowi, że ogranicza prawo do istnienia tematyki homoseksualnej w życiu publicznym. Przeciwnie: dwie ostatnie premiery w Teatrze Powszechnym i Rozmaitościach, a także czytanie sztuki na ten temat w Laboratorium Dramatu to dowód, że poświęca się mu całkiem sporo miejsca. Magistrat dotuje działalność wyżej wymienionych instytucji, ale też, powiedzmy jasno, nie cenzuruje ich. Repertuar wybierają dyrektorzy - widocznie uznali, że z jakichś względów ten temat jest ciekawy. Krytyk "Gazety Wyborczej" jest zadowolony, że "teatr jest wciąż jeszcze przestrzenią obyczajowej wolności", ale sugeruje, że to z powodu zakłamania magistratu, który sprzeciwił się ulicznej manifestacji, a pozwolił na nią w teatrze. Tymczasem właśnie teatr wydaje się lepszym miejscem do dyskusji na ten temat niż ulica, na której mogą znaleźć się dzieci.

Z omówienia premier i czytań wynika, że Romanowi Pawłowskiemu najmniej podoba się "Sekstet" Bartosza Żurawieckiego. Nic dziwnego. Sztuka opowiada o homoseksualnym sekstecie i podkreśla panującą w niektórych środowiskach tej orientacji skłonność do częstej wymiany partnerów. To trochę niewygodny temat dla krytyka "Gazety", bo autor zwrócił uwagę na bezmyślność i cynizm obyczajowej swobody. Jeden z bohaterów przechodzi po prostu z rąk do rąk, ale krytyk tego problemu akurat nie zauważa skupiając się na żartach i języku postaci dramatu.

Nie bardzo też podoba się Pawłowskiemu "Dotyk" Marka Modzelewskiego, zrealizowany w Garażu Teatru Powszechnego [na zdjęciu scena z przedstawienia]. Dwie rozmowy, w których dwaj homoseksualiści ujawniają swoją orientację wobec własnej żony i ojca, drążą przede wszystkim sam problem i dramat, jaki wynika z tego dla wszystkich uczestników konfrontacji. To, że autor nie daje gotowych wzorów pozostawiając kwestię ostatecznych wyborów otwartą, jest dla krytyka wadą sztuki. Mam nadzieję, że wyłącznie dramaturgiczną.

Ale najbardziej zaskakujące poglądy ujawnił krytyk przy okazji recenzowania sztuki Przemysława Wojcieszka "Cokolwiek się zdarzy, kocham cię", zrealizowanej przez autora w Teatrze Rozmaitości. Jeden z bohaterów przedstawienia powraca z wojny w Iraku i chce siłą zaprowadzić porządek w domu, w którym oprócz matki mieszka także siostra ze swoją dziewczyną. Wojak jest wyznawcą tzw. tradycyjnych wartości, jednak w żaden sposób nie pogłębionych przez doświadczenie. Chce mieć, jak powiada, normalną rodzinę i myśli, że wystarczy chcieć, a wszystko samo się ułoży. Napotyka sytuację "nienormalną" i podejmuje w tej sprawie walkę wręcz, wymachując przy tym flagą i medalikiem i powołując na wartości narodowe i katolicyzm. Nie jest to jednak, jak napisał Roman Pawłowski, świat wartości katolickich. Owszem ten świat wywiera zapewne jakąś presję na bohatera, tak jak świat kolegów z wojska czy w ogóle świat mężczyzn rozwiązujących siłą swoje problemy. Bohater jednak jest katolikiem tylko z nazwy, bo jego zachowanie dokładnie temu zaprzecza. To dosyć istotna kwestia. Brat Sugar nie reprezentuje w przedstawieniu wartości katolickich.

Broniąc praw homoseksualistów krytyk przez nieuwagę odebrał je katolikom, być może zresztą w nich upatrując przyczynę wszelkiego zła. No i oczywiście w magistracie. Zastanawiam się czy nie są to przypadkiem pierwsze objawy homofobii. Nie naszej swojskiej, na którą cierpi bohater sztuki, tylko tej importowanej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji