Artykuły

Kraków. Arie w umiarkowanym tempie

Minutą ciszy rozpoczęła się w czwartek w Teatrze im. Słowackiego pierwsza w tym roku odsłona Opera Rara, podczas której zaprezentowano "Admeto" Georga Friedricha Händla. W ten sposób uczczono pamięć ofiar starć w Kijowie.

Ze swoim słynnym zespołem Il Complesso Barocco po raz pierwszy w Krakowie wystąpił dyrygent i klawesynista Alan Curtis. 79-letni Amerykanin pokierował wykonaniem mało znanej opery Händla "Admeto". O tym, jak mało znanej, świadczy choćby to, że pierwszego nagrania opery dokonano dopiero w 1977 roku, w dodatku pod kierunkiem Curtisa. Händlowski utwór jest ostatnim dziełem wystawionym jeszcze za życia kompozytora. Opera została napisana z myślą o dwóch rywalizujących i skonfliktowanych ze sobą primadonnach słynnych w całej Europie - Faustinie Bordoni i Francesce Cuzzoni. Nic więc dziwnego, że londyńska premiera w 1727 roku okazała się niebywałym sukcesem.

Libretto oparte jest na wątku mitologicznym (co jest rzadkością u kompozytora). Do znanego z mitologii greckiej, rządzącego Tesalią króla Admeta i jego wiernej żony Alceste (która postanawia oddać swe życie, by ratować chorego męża) dodano również intrygę miłosną, wprowadzając postać Antygony i zakochanego w niej, szalonego królewskiego brata Trasimede. Z tej historii wyłania się prosty przekaz. Zastanawiamy się, ile jesteśmy w stanie zrobić dla drugiej osoby, czy mamy prawo do uczucia po śmierci partnera, czy każda miłość jest "dobra" i w końcu które uczucie wybrać - to, które podpowiada rozum, czy przypadkiem nieroztropne serce.

U Händla nie ma właściwie odpowiedzi, bo dzieło kończy się zgodnie z obowiązującą wówczas konwencją, czyli nagle i naiwnie, ale za to przynosząc happy end. A jak wypadła muzyka? Nie było fajerwerków ani tanich popisów wokalnych, w zamian słuchaliśmy ciekawych melodycznie arii, wśród których przeważały te w tempach umiarkowanych. Z solistów wyróżniłbym obdarzoną ostrym kontraltem Sonię Prino (tytułowy Admeto). Włoszka zdaje się nie znać pojęcia "słabszy dzień".

Równie dobrze wypadły dwie "wybranki" królewskiego serca: debiutująca na Opera Rara węgierska sopranistka o cudownie łagodnym głosie Emöke Baráth (Antygona) oraz znana krakowskiej publiczności Jose Maria Lo Monaco (Alceste). Muszę też wspomnieć wspaniałą w swym szaleństwie Rominę Basso (Trasimede) oraz tryskającego energią włoskiego basa Luigi De Donato w roli walecznego Herkulesa. Alan Curtis dyrygował zespołem powściągliwie, co odbieram jako atut. I jeszcze słowo o "dęciakach". Przy okazji arii z udziałem rogów potwierdziła się teza, że wpadki zdarzają się najlepszym, zwłaszcza muzykom grającym na historycznych instrumentach dętych, które są kapryśne i lubią płatać figle.

Co do samego dzieła. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie było dłużyzn. Jednak nie zapominajmy, że dzięki takim prezentacjom jesteśmy w stanie oddzielić to, co wybitne, od tego, co ciekawe, ale co nie wywołuje większych emocji. Zresztą historia muzyki sama najlepiej weryfikuje - nie bez powodu to "Alceste" Lully'ego i Glucka pozostają bardziej znane.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji