Artykuły

Bogusław Linda o "Tramwaju zwanym pożądaniem"

- Z teatrem jest jak z rodziną. Kocha się i nienawidzi jednocześnie. Kocham teatr za to, że daje w tak niepozornych przestrzeniach, w tak biednych miejscach niesamowite poczucie iluzji. Że korzystając z zatęchłych kotar, połamanych mebli i kurzu, może przenieść w świat marzeń, w zaklęte bajki. Fascynujące, do czego zdolna jest ludzka wyobraźnia - mówi w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

W Teatrze Ateneum na afiszu "Tramwaj zwany pożądaniem" - jedna z najważniejszych sztuk Tennessee Williamsa w tłumaczeniu Jacka Poniedziałka i w reżyserii Bogusława Lindy.

Rozmowa z Bogusławem Lindą

Dorota Wyżyńska: "Tramwaj zwany pożądaniem" wciąż inspiruje reżyserów. Do tego tytułu odniósł się ostatnio Woody Allen w swoim filmie "Blue Jasmine". Spektakl według "Tramwaju..." przygotował w Paryżu kilka lat temu Krzysztof Warlikowski. Co pana przyciągnęło do tego tekstu?

Bogusław Linda: Temperatura tej sztuki, emocje, które są w niej zapisane. I uniwersalność. Nie interesują mnie w teatrze muzealne perełki, ale utwory, które są ponadczasowe, mówią o tym, co niezmienne, o ludzkich namiętnościach.

Tym, co było najtrudniejsze podczas prób, a jednocześnie właśnie interesujące, to przenieść tę sztukę na wrażliwość współczesnego człowieka. Żeby była mocna, działała na widzów tak jak w latach 50., 60. i 70. ubiegłego wieku w Stanach Zjednoczonych. Wtedy była wręcz obrazoburcza, przełamywała obyczajowe tabu. Szukamy w niej tej drapieżności.

Pomógł w tym nowy polski przekład Jacka Poniedziałka?

- Tak, czuje się, że tłumacz jest aktorem. I wrażliwym człowiekiem. Jacek jako aktor dobrze wie, jak ważne jest, żeby tekst "przylegał" do postaci.

"Niezwykła jest muzykalność Williamsa", to "doskonała partytura uczuć i działań" - pisze Jacek Poniedziałek we wstępie do dramatów Tennessee Williamsa.

- Dla niego - faceta, który zagłębia się w języku - muzykalność jest ważna. Mnie ujęła ta "partytura uczuć". To sztuka o emocjach, o zduszonych namiętnościach. O ludziach, którzy kochają się i nienawidzą.

W roli Blanche wystąpi Julia Kijowska, aktorka, która po kilku bardzo dobrych rolach w kinie, m.in. w "Miłości" Fabickiego oraz "Drogówce" i "Pod Mocnym Aniołem" Smarzowskiego, od tego sezonu znalazła się w zespole Teatru Ateneum.

- Było tak. Ten tytuł pojawił się w planach teatru, zaczęliśmy z dyrektorem Andrzejem Domalikiem rozmowy na temat wystawienia tej sztuki właśnie dlatego, że w Teatrze Ateneum pojawiła się Blanche. To aktorka, która może tę rolę zagrać. Bo nie każda może. Nie każda powinna. Bez niej nie byłoby czego tu szukać w tym tekście.

Julia Kijowska mówiła kilka tygodni temu w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej", że zapowiada się "zmysłowy spektakl", "lekki upał" - jak to nazwała. Jak osiągnąć ten efekt na scenie?

- Przez emocje, tylko i wyłącznie. Odnieść się do biologii, do tego, co się dzieje między ludźmi, jak reagują na siebie. Proszę zauważyć, że ta sztuka dzieje się na południu Stanów. Gdyby przenieść jej akcję do Polski, to najlepiej na jakąś zapadłą wiochę góralską, gdzie emocje są na wierzchu, gdzie wszystko buzuje.

"Bogusław Linda to reżyser, który jest jak kamera. Bezwzględnie wyłapuje każdy fałsz, często na próbach trzyma się bardzo blisko. Mnie to pomaga" - to znów cytat z wywiadu z Julią Kijowską.

- Jestem aktorem. Staram się przenieść do teatru sposób grania, który nie jest stricte teatralny. Mam wrażenie, nie mówię o Teatrze Ateneum, ale w ogóle o teatrze polskim, że na scenie trochę na tych koturnach jeszcze tkwimy. Staramy się przez to przebić. Ta sztuka jest dobrym materiałem do tego, żeby poszukać w niej rzeczy mocnych i współczesnych.

To pana drugi spektakl w Teatrze Ateneum po dobrze przyjętej premierze "Merylin Mongoł" Nikołaja Kolady. Po latach przerwy znów pracuje pan w teatrze. Ale jako reżyser. Nie ma pan ochoty powrócić na scenę jako aktor?

- Z teatrem jest jak z rodziną. Kocha się i nienawidzi jednocześnie. Kocham teatr za to, że daje w tak niepozornych przestrzeniach, w tak biednych miejscach niesamowite poczucie iluzji. Że korzystając z zatęchłych kotar, połamanych mebli i kurzu, może przenieść w świat marzeń, w zaklęte bajki. Fascynujące, do czego zdolna jest ludzka wyobraźnia. Jest w tym magia - zabrzmi to górnolotnie, ale zaryzykuje - to świecka msza. A czego nie lubię w teatrze? Siedzenia w garderobie jako aktor i patrzenia się w lustro na swoją lekko odurniałą twarz, malowania jej co wieczór tą samą farbką i wychodzenia - też co wieczór - na scenę, powtarzania tych samych tekstów, a potem, po ukłonach, robienia szybkich zakupów w spożywczym ze świadomością, że jutro o tej samej porze to wszystko się powtórzy. Moja psychika tego nie wytrzymuje. Mam to szczęście, że nie muszę grać. Ale jednocześnie mam to szczęście, że mogę być z aktorami, z ludźmi teatru, wszystkimi: od maszynistów, przez panie księgowe, po portierów, mogę z nimi uciec od rzeczywistości, wejść w świat iluzji, ale... jako reżyser.

Premiera odbyła się 27 lutego. Najbliższe spektakle - 28 lutego, 1, 2, 4 i 5 marca o godz. 19.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji