Artykuły

Wraca do kościoła legenda "Piołunu"

Pod koniec lat 80, w poznańskim kościele Jezuitów zobaczyłam ten spektakl po raz pierwszy. Nielegal­nie. A potem jeszcze kilkanaście razy. Teraz też pójdę. To jedno z najważniejszych przedstawień w moim życiu.

Ten pierwszy raz to by­ła końcówka lat 80. Sza­ry, nijaki Poznań, w któ­rym przyszło mi studio­wać. Atmosfera po sta­nie wojennym, który miał dramatycznie wyraźny początek, ale jego koniec rozpływał się w nie­skończoność w marazmie i beznadziei. To nie był dobry czas. I nagle ten spek­takl w kościele Jezuitów! Pamiętam go jak święto, jak objawienie. Że jednak można tak piękniej prosto mówić o sprawach, o których się milczy. Że widzowie i aktorzy umieją spojrzeć so­bie w oczy. Że gra nie polega na uda­waniu, lecz scenicznym byciu. Że wzruszenie może być tak dojmujące.

I - najważniejsze - że nie wszystko z karnawału "Solidarności" udało się zniszczyć, zakłamać, sprzedać. Ale ro­dziły się też spory. Dla wielu moich znajomych to, o czym mówił Teatr Ós­mego Dnia, to byty nieważne, przebrz­miałe nuty.

Pamiętam niemal scenę po scenie... Gorzkie, bolesne diagnozy: upiorne ści­ganie człowieka i "topienie" go w me­talowej misce, jazdę "polskim autobu­sem", z którego "nie należy się wychy­lać", żałobną pieśń Matki i wycie rezer­wistów, sarkastyczny "sąd nad Polską". I nadzieję: letni dzień na łódce z czer­wonym winem, kiedy teatralny reflektor świeci jak najprawdziwsze słońce. I sta­teczek, który płonie i płynie, płonie i pły­nie, płonie i płynie...

Zaraz potem "Ósemki" zagrały także w ramach (a w zasadzie poza ramami, bo w kościele) ostatniej edycji Festiwa­lu Teatrów Studenckich START. Potem widziałam "Piołun" wiele razy. Upadły mury, nastąpiły przełomy, "Ósemki" wróciły z emigracji i miały swoją siedzi­bę przy ul. Ratajczaka 44.

Kilka lat temu wzruszenie z kościoła Jezuitów wróciło w dwójnasób. Pojecha­łam z teatrem do Mińska. I znowu zo­baczyłam "Piołun" nielegalny, zakaza­ny, niebezpieczny. I znowu spektakl zna­czył tyle, co wolność, godność, prawda. I przyszła refleksja, że bardzo szybko się zapomina.

Jak zabrzmi "Piołun" dziś, w Polsce niepodległej, kiedy obchodzimy "Soli­darnościowe" rocznice? Nie wiem. Ale tym bardziej chcę zobaczyć, co znaczą dla nas, dla mnie sceny inspirowane Apokalipsą św. Jana oraz śmiercią Pio­tra Bartoszcze, zamordowanego w PRL przywódcy związku zawodowego rolni­ków.

Ewa Wójciak

AKTORKA TEATRU ÓSMEGO DNIA

Kościoły, w których graliśmy, to by­ły naprawdę niezwykłe miejsca; otwarte, tolerancyjne, pełne ludzi sku­pionych w różnych duszpasterstwach. Ni­gdy nie spotkaliśmy się tam z żadną cen­zurą, a przecież nasze spektakle nie by­ły "bogobojne" w najprostszym tego sło­wa znaczeniu. Widzowie, dla których graliśmy, przeżywali je w niezwykły, z niczym nieporównywalny sposób. To nie byli teatralni bywalcy, więc nie mie­li oporów z przyjęciem naszego języka - tak innego niż tradycyjny. Czytali ten spektakl przez siebie: swoje doświadczenia i emocje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji