Artykuły

Panowie Wojny i kobiety wojny

Nie lubimy wojny w byłej Jugosławii. Niechętnie o niej słuchamy, niechętnie czytamy. To temat wstydliwy dla Europy i całkiem niepojęty. Skomplikowany i niezrozumiały. Może właśnie z powodu tej powszechnej amnezji wojna w byłej Jugosławii stała się ważna dla teatru polskiego.

Najpierw Krzysztof Warlikowski wysta­wił bałkańską "Elektrę", potem Zbigniew Brzoza przeniósł swoją "Antygonę" do Sarajewa. Teraz Piotr Cieplak sięgnął po sztukę chorwackiego pisarza Slobodana Snajdera "Skóra węża", obrał więc być może drogę najtrudniejszą, bo najbardziej uwikłaną w najnowszą historię. O atrak­cyjności wojennego tematu dla teatru de­cyduje zapewne fakt, że próba zmierzenia się z okrucieństwem wojny, podjęcie wy­zwania przełamania pełnego przerażenia milczenia, wiąże się z koniecznością stwo­rzenia formy odpowiedniej dla współcze­snej tragedii. Wiadomo, że teatr bez tra­gedii umiera. Dlatego wciąż potrzebuje i poszukuje tragedii. I oto w naszej współ­czesności zdarzył się konflikt prawdziwie tragiczny. Dość nieoczekiwanie w Polsce, geograficznie i kulturowo bardzo odległej od miejsca konfliktu, teatry toczą swoisty agon. Wypełniają intelektualną i artystycz­ną powinność wobec kolejnej katastrofy historii i jej ofiar. Trzeba od razu nadmie­nić, że teatralne efekty tych zmagań są róż­ne.

Dubravka Ugresić - nieoceniona w emo­cjonalnej i ironicznej zarazem analizie tego, co się stało i co się dzieje na Bałka­nach - w eseju zatytułowanym "Zycie jako opera mydlana" pisze: "W tej chwili sarajewianie - ci sami, którzy dopiero co prze­żyli oblężenie swojego miasta - zarabiają grosze jako filmowi statyści. Leżą oblani czerwoną farbą, grają podziurawione cia­ła na sarajewskim targu Markale - opo­wiada moja znajoma. Ten, kto się zagapił i nie płakał nad prawdziwymi ofiarami, zapłacze nad odgrywanymi. A one będą bardziej prawdziwe niż rzeczywiste. Rze­czywiste ofiary były bowiem zbyt realne, by mogły być prawdziwe. Moja sarajewska znajoma jest artystką. Przygotowuje grę komputerową o okupacji Sarajewa. Jest przekonana, że w ten sposób ludzie zrozumieją, co się w Sarajewie naprawdę wydarzyło. To jest możliwe tylko za po­średnictwem kompatybilnego medium - powiada - za pośrednictwem video game. Moja sarajewska znajoma myli się. Tra­gedia staje się tragedią dopiero wtedy, gdy zostanie poddana rygorom gatunku. To, co wywołuje łzy, to nie samo wydarzenie, ale rytm i zasady gatunku, reprezentacja rzeczywistości, a nie sama rzeczywistość, a więc pogrzeb, nie zaś nieboszczyk. Ope­ra mydlana... - mówię do niej. - Tylko opera mydlana..."

Ten długi cytat wiele wyjaśnia, ale i wiele utrudnia. Dla Dubravki Ugresić for­mą zdolną unieść temat tragiczny jest ope­ra mydlana, niezawodnie wyciskająca łzy za wszelką cenę. Niezależnie od tego, jak dalece ironiczne jest to stwierdzenie, w Polsce wzrusza raczej jednak nieboszczyk, dlatego pogrzebowi trzeba nadać odpowie­dnio godną formą, dlatego właśnie wojna jugosłowiańska inspiruje odrodzenie tra­gedii w teatrze. Dwaj wspomniani reżyse­rzy sięgnęli po tragedie antyczne i przy­oblekli je w szaty i koturny bałkańskie - Warlikowski koncentrując się na patosie wydarzeń i podniesieniu ich do rangi po­nadczasowego mitu, a Brzoza przenosząc "Antygonę" w realia Sarajewa - miasta ruin. Piotr Cieplak sięgnął po "Skórę węża" - współczesną sztukę chorwacką.

Sztuka Śnajdera jest równie złożona jak dzieje jugosłowiańskiego konfliktu, w którym sąsiadujące ze sobą narody uwol­niły od dawna tłumione urazy. To histo­ria dwóch kobiet - Azry (imię znaczy dziewica) - Bośniaczki i muzułmanki, ofiary zbiorowych gwałtów, oczekującej dziecka poczętego w wyniku gwałtu. Oraz Marty - katoliczki, która swoje dziecko straciła. Rzecz rozpoczyna się od prologu w Niebie, w którym Panowie Wojny wysyłają swe zastępy do walki. Wmieszanie Nieba do akcji od razu otwie­ra inną perspektywę dla scenicznych wy­darzeń, przenosi je w wymiar bohaterskiej epopei, w sferę tragedii. Azra, zgodnie z baśniowym wierzeniem, ma powić węża - tak kończy się ciąża zgwałconej muzułmanki. Marta oczekując narodzin dziecka usiłuje przekształcić narodziny węża w narodziny Chrystusa, podnieść całą historię do wymiaru ewangeliczne­go. Nazywa miejsce, w którym mają na­stąpić narodziny, Betlejem. Przybywają tu nawet Trzej Królowie, ale okazują się również być Panami Wojny, chcą kupić dziecko, by w najgorszym razie zamie­nić je na intratne organy do przeszcze­pów. Azrę nawiedza Archanioł Gabriel - Dżibril. Na co dzień kobietami opiekuje się Hasan - mężczyzna, którego matka została kiedyś zgwałcona. Wszystkich bohaterów łączy wspólna wola doprowa­dzenia do przemiany Węża w człowieka. Zgodnie z baśniową historią jedynym sposobem na to jest spalenie jego skóry. W finale sztuki Wąż-syn Azry wcielony do armii ma zamienić mundur - skórę węża - na cywilne ubranie (zresztą od Benettona, producenta ubrań słynącego z drastycznych i prowokacyjnych plaka­tów reklamowych, z których jeden poka­zywał skrwawione ubranie chłopca zabite­go w Sarajewie). Aby stać się człowie­kiem, Wąż musi przestać być żołnierzem. Do przemiany jednak nie dojdzie. Wąż-żołnierz zostaje ukamienowany przez swoich kompatriotów. Ci, którzy go ka­mienują, to naród, tak ich określa Azra. Matka ociera twarz zabitego Węża białą szmatą. Hasan odbierając ją od Azry mówi: "Jest czerwona". To ostatnie sło­wa sztuki. W ewangelicznym porządku świata szmata Marty staje się nową chu­stą świętej Weroniki. Nierozstrzygnięta pozostaje kwestia ofiary złożonej z Węża i tego, w który porządek świata należało­by ją wpisać, zanim pochłonie ją na przy­kład obmierzły światopogląd Benettona. "Skórę węża" wystawiono po raz pierw­szy w 1995 roku. W Polsce czekaliśmy na nią parę lat nabierając odwagi, oddechu i dystansu wobec tragicznych wydarzeń wojennych. Takiego właśnie dystansu wymaga tragedia. Piotr Cieplak bardzo konsekwentnie starał się oczyścić sztukę Śnajdera ze wszystkiego, co doraźne. Po­prowadził swoją interpretację tropem baśniowo-mitycznym, łagodząc zarazem drastyczność tekstu. W wyniku tych za­biegów powstało przedstawienie będące hiperbolą. Czyste i bardzo poetyckie, upar­cie tworzące nowy europejski mit, nową przestrzeń dla wydarzeń historycznych, dla których motorem dziejowym jest klątwa. Rozgrywa się na pustej niemal scenie, na której niezmiennie tkwi pozbawione liści drzewo. Na tym drzewie przesiaduje Ar­chanioł Gabriel, choć właściwie miejsce to powinno być przypisane Wężowi. W wyniku hiperbolizacji spektakl Cieplaka staje się opowieścią o bliskości niemożli­wej, o oddaleniu spowodowanym różni­cami religijnymi, o tym, że wielkie religie zamiast ludzi łączyć uniemożliwiają ich porozumienie. Mniej istotne stają się tu sprawy etniczne i dzieje historyczne. Waż­niejsze stają się dzieje wojennej rodziny świętej.

Mimo konsekwentnej interpretacji i bar­dzo przemyślanej reżyserii, do nowego spektaklu Piotra Cieplaka można mieć za­strzeżenia. Drażni banalność niektórych scen i rozwiązań reżyserskich, co w przy­padku poruszania się po obszarach woj­ny, klątwy i cierpienia jest trudne do unik­nięcia, ale nie staje się przez to mniej do­tkliwe. Nie udała się także rola Haliny Chmielarz grającej Azrę, kontrastująca ze świetnymi rolami Mariusza Saniternika (Hasan) i Magdaleny Kuty (Marta). Azra Maliny Chmielarz narysowana jest jedną kreską - bólu i cierpienia. Nie ma w niej buntu, walki i niezgody, wyzwania rzuco­nego losowi, co czyni przecież z ofiary bohatera tragicznego. A wszak sztuka Śnajdera jest tragedią końca czasów no­wożytnych i w taki sposób zobaczył ją również Piotr Cieplak, którego teatr spła­ca swoje powinności wobec historii. Już nie polskiej, która na szczęście przestała być historią mogącą inspirować tragedię. Stawia widzów w niezręcznej sytuacji, z jednej strony szantażując podjętym tema­tem, z drugiej uświadamiając, jak bardzo jest on dla nas niewygodny i niepożąda­ny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji