Artykuły

Z gębą pana Boczka łatwiej mu pomagać ludziom chorym

Gdy chorował, cierpliwie stał w kolejce do lekarza. - Dlaczego miałem być nie fair wobec innych? - pyta DARIUSZ GNATOWSKI, aktor, który swą rozpoznawalność zawdzięcza roli Boczka w serialu "Świat według Kiepskich".

Bałeś się, że będziesz skazany na wózek inwalidzki, albo że stracisz nogę?

- Nie dopuszczałem takiej myśli do siebie, choć była realna groźba. Poruszając się przez dwa miesiące na wózku, poznałem, co to znaczy oglądać świat z innej perspektywy.

I jak wyglądał?

- Dla mnie, jako dla artysty, który wierzył, że to chwilowe, interesująco. Ale dla człowieka skazanego na wózek na stałe, nie jest to absolutnie świat przyjazny.

Ilość barier architektonicznych jest wciąż ogromna, nawet w tych obiektach, które są niby przystosowane dla niepełnosprawnych. Przykładem są toalety. Zostawmy jednak szczegóły.

Wyjaśnijmy: masz cukrzycę typu 2. Na skutek powikłań, gdy zerwałeś ścięgno Achillesa, groziła Ci amputacja nogi.

- Miałem to szczęście, że trafiłem na tak znakomitych specjalistów, jak doktor Marcin Tusiński, wybitny specjalista w leczeniu ran oraz mój przyjaciel Olek Lizak, fizjoterapeuta. To w dużej mierze dzięki nim chodzę, tańczę, wróciłem do teatru.

Ze wspomnianym przyjacielem stworzyłeś Fundację "Wstańmy razem. Aktywna Rehabilitacja". Po co?

- Głównie, by uświadamiać, czym jest ta choroba i co powinien robić człowiek, kiedy usłyszy diagnozę. Po to, by uczyć, jak żyć z cukrzycą na co dzień i przestrzegać przed powikłaniami. Po doświadczeniach w szpitalach - a naprawdę naoglądałem się wiele - kiedy obserwowałem straszne skutki powikłań cukrzycowych, uznałem, że muszę wykorzystać to - jak mówi moja żona - że jestem trochę znany i powiedzieć ludziom, że nie wolno bagatelizować cukrzycy. Uprzytomnić, jak ważna jest rehabilitacja, która pozwala na powrót do życia i pracy. Nie trzeba egzystować na garnuszku ZUS-u.

To podstępna choroba. Latami rozwija się bezobjawowo

- niszcząc organizm. Bywa że zostaje rozpoznana, gdy jest już późno i nie da się uniknąć groźnych powikłań. A jest ich wiele i to nie tylko stopa cukrzycowa. Ludzie umierają na zawał serca czy udar mózgu, u źródeł których może być nieleczona od lat cukrzyca. Zmaga się z nią ok. 8 proc. Polaków, a liczby rosną z roku na rok. Została już wpisana na listę chorób epidemiologicznych.

Jak się dowiedziałeś, że jesteś chory?

- Kilka lat temu lekarz stwierdził, że mam podwyższony cukier. Zapisał mi lekarstwa, które zażyłem i poszedłem dalej w życie. Po paru latach znów dostrzegłem jakieś nietypowe objawy - pragnienie, częstomocz, ale, jak to mężczyzna, też je zbagatelizowałem. Wreszcie spotkałem znajomego lekarza, który mnie zbadał i od razu wysłał do szpitala.

Cukrzycy sprzyja nadwaga. Ile ważysz?

- Schudłem kilkanaście kilo, mimo insuliny, a ona nie ułatwia zrzucania masy ciała. To nadal ponad 100 kilogramów. Są nowsze terapie, np. lekami z grupy inkretyn, które powodują spadek wagi i ciśnienia krwi, tyle że te w Polsce nie są refundowane.

Już przed laty stosowałeś kuracje odchudzające, byłeś współautorem książki "Dieta bez wyrzeczeń". Teraz pewnie jeszcze musiałeś zmienić nawyki żywieniowe, jak i tryb życia. Trudno było?

- Jak wiadomo, przyzwyczajenie jest drugą naturą, a zmiana natury łatwa nie jest. Ale, gdy się jest odpowiedzialnym, nie tylko za siebie, ale także za rodzinę, nie ma wyjścia. Zatem muszę znajdować czas, by zażywać więcej ruchu, by się wysypiać, by dbać o regularność spożywania posiłków.

Alkohol?

- Nigdy nie był problemem. A od ponad roku jestem abstynentem.

Udało Ci się nie zostać stypendystą ZUS-u.

- Tak, po przerwie wróciłem do spektakli w Teatrze STU - do "Hamleta", do "Króla Leara". Wciąż jednak chodzę na rehabilitację.

Pamiętam Cię w spektaklu Kuby Należytego "Andropauza 2". Grałeś z laską.

- I nadal gram, choć teraz już jej nie potrzebuję. Akurat ta postać z laską była wiarygodna. Mimo kontuzji nogi mogłem grać. Podobnie nie przerwałem udziału w serialu "Świat według Kiepskich".

Czego nauczyły Cię dwa lata intensywnych zmagań z chorobą?

- Że z cukrzycą żartów nie ma. A także - pokory, zwłaszcza w poczekalniach lekarskich. Kiedyś, gdy widziałem jakąkolwiek kolejkę, natychmiast uciekałem.

Nie wierzę! Arnold Boczek stoi w kolejce?

- Swoje muszę odstać, dlaczego mam być nie fair wobec innych, czekających?

Rozdajesz autografy i wchodzisz.

- Narozdawałem się. Personelowi, jak i rodzinom innych chorych, bo odwiedzający pielgrzymowali nie tylko do swych bliskich, ale i do mnie. Po autograf.

To "Kiepscy" dali Ci popularność.

- Powiedzmy, rozpoznawalność. I dobrze. Na cmentarzu Rakowickim, z tyłu, przy murze jest już grób nieznanego autora A mówiąc serio, miałem to szczęście, że telewizja mnie lubiła - "Spotkania z balladą", programy dla młodych, "13 posterunek"

-Serial daje i pieniądze.

- Pamiętaj, że to nie jest soap-opera, w której się gra cztery razy w tygodniu przez okrągły rok. Spotykamy się dwa razy do roku przez trzy tygodnie, a tych odcinków wcale nie nakręcono tak wiele, to tylko Polsat powtarza je na okrągło na swych wszystkich kanałach. Powstało raptem ok. 500 odcinków. Tak więc nie przesadzajmy. Ani z popularnością - to nie jest tak, że nie mogę wyjść z domu, to nie jest taki kraj, na szczęście. Ani z pieniędzmi - to nie jest taki kraj, niestety.

A propos domu; parę lat temu przenieśliście się na wieś, blisko Wieliczki. Dlaczego?

- Miasto już poznałem od podszewki, o ile istnieje coś takiego jak podszewka miasta. Na wsi spokojniej się żyje. Czy gram w Krakowie, czy gdzieś w Polsce - wszędzie muszę dojechać. To wolę ze wsi.

Była sensacja na wsi, gdy ludzie zobaczyli Boczka jako sąsiada!

- Nie wiem czy sensacja, ale poruszenie lekkie było.

Mnie często nie ma, ale jak trzeba przyjść na jakąś imprezę, na przykład z okazji jubileuszu straży pożarnej, to idę.

Rolę Boczka dostałeś przez casting?

- Przez przypadek. Namówił mnie kolega zaproszony na casting do innego serialu Polsatu. I "przecastingowali" nas obu, koledze podziękowali, a ja dostałem rolę narzeczonego Joasi Brodzik. A potem ten odcinek zobaczył reżyser "Kiepskich" Okil Khamidov i dał mi rolę Boczka.

Serialowi stuknęło właśnie 15 lat. Tak wyrazista postać jak Boczek robi aktorowi gębę, której przez lata nie da się odkleić.

A ileż ja mam tych lat jeszcze?!

- Powiedziałeś kiedyś, że Twój bohater przypomina Ci Kubusia Puchatka, misia o małym rozumku, ale wielkim sercu.

- Ostatnio scenarzyści robią z niego trochę złośliwca.

Od 5 marca są puszczane nowe odcinki. Dużo się zmieniło?

- My jesteśmy niezmienni. Mogę ujawnić tyle, że Boczek będzie handlował zdrową żywnością. Ekologiczną.

Od lat pracujesz na wolnym rynku. Tak jest łatwiej?

- Bardzo mi to odpowiada, sam decyduję, co i gdzie gram. Kiedyś na wolnym rynku mogli być tylko Daniel Olbrychski i hrabina Tyszkiewicz. Obecnie Gnatowski też może.

Postura sprawiła, że stałeś się aktorem charakterystycznym; denerwowało Cię to?

- Czy ja wiem Jak się jest młodym, to się jest zbuntowanym wobec siebie, także wobec wyglądu. Potem lata pracy, także nad sobą, sprawiają, że zaczynasz siebie akceptować. Miałem szczęście, że pracując w Teatrze STU nigdy nie zostałem szufladkowany.

Grałeś m.in. Walpurga w "Wariacie i zakonnicy" Witkacego, i to ponad 20 lat, Estragona w "Czekając na Godota" Becketta

- Teatr daje większe możliwości, to w kinie fizyczność bardziej ogranicza

I wtedy gra się

- mafiosów, ochroniarzy, by nie powiedzieć kretynów.

Grałeś też w dobrych spektaklach Teatru Telewizji, pamiętam "Krawca" Mrożka z Andrzejem Sewerynem w roli głównej.

- To nie były wielkie role, ale miło wspominam, także udział w "Ferdydurke" w reżyserii Macieja Wojtyszki. Ceniłem też bajki dla dzieci, powstające w Krakowie, jak i teleturniej dla młodych "Słowa, słówka i półsłówka" Niestety, misja telewizji publicznej się skończyła i skończyły się takie programy.

Trzy razy bodaj wracałeś na etat do Teatru Ludowego.

- Zagrałem w nim m.in.Falstaffa w "Wesołych kumoszkach z Windsoru" w reżyserii Jerzego Stuhra, także w "Krawcu", tym razem Onucego

Twój matecznik to jednak Teatr STU.

- To niewątpliwie miejsce, które teatralnie mnie ukształtowało, dając największe role i stawiając takież wyzwania, tam się uczyłem mego zawodu i uczę się go dalej.

Zdarzyło się, że byłeś w STU portierem. Bolało.

- Każdy by się słabo czuł w takiej sytuacji. Teatr zostawiły ZPR-y, każdy robił, co mógł, by uratować to miejsce. I uratowaliśmy. A mógł tam powstać market, jak w najstarszym krakowskim kinie "Wanda". Ktoś musiał pilnować teatru, przychodzili koledzy, mówiłem "Dzień dobry" i wręczałem klucz do garderoby. To i tak nic. W Teatrze Wybrzeże aktorzy pracowali jako portierzy na parkingu, którym teatr dorabiał. Jeden, widząc kradzież mercedesa, rzucił się na maskę i ledwo przeżył

Rozumiem Twą słabość do STU, w nim poznałeś żonę, Annę.

- Przychodziła na przedstawienia, do ówczesnej galerii STU, na słynne benefisy.

Kto kogo poderwał?

- Ja oczywiście. Wtedy nikt nie wiedział, co to gender. Teraz się to wszystko poodwracało.

Córka Julia nie idzie w ojca ślady? Wiem, że wolałbyś, by tego nie robiła.

- I też jest mądrzejsza od tatusia. Na razie przed nią matura.

Ty chciałeś zostać aktorem od zawsze?

- Chciałem być dziennikarzem. Na szczęście - nie wiem dla mnie czy dziennikarstwa - na te studia się nie dostałem. I po roku zdawałem do PWST. Nieprzypadkowo - w liceum udzielałem się jako recytator w teatrze poezji, występowałem też w kabarecie.

I przyjęli Cię od razu.

- Drugi raz bym pewnie nie zdawał, bo równocześnie dostałem się też na teatrologię.

Jeździsz z "Andropauzą 2", grasz w nowym przedstawieniu Tadeusza Rossa "Czy jest na sali lekarz?", pracujesz jako reżyser nad musicalem Jana Jakuba Należytego i Romana Czubatego "Baby blues czyli zachcianki", którego akcja toczy się w szkole rodzenia Jeśli dodać, że i jako Boczek propagujesz zdrową żywność to

- Jakoś się medycznie zrobiło wokół mnie. Ale bez obaw. Kiedyś w co drugim przedstawieniu się wieszałem - w "Wariacie i zakonnicy", w "Zabawie" Powiem ci, że w ramach fundacji planuję realizację spektaklu łączącego teatr z funkcją edukacyjną.

To będzie to słodka komedia. Masz 53 lata, za Tobą 30 lat na scenie. Spoglądając wstecz, z czego jesteś najbardziej dumny?

- Pytasz o pracę zawodową?

Chcesz porozmawiać o kobietach

- Bez przesady. Nazywam się Gnatowski, nie Nowicki. Ale mogę powtórzyć za Królem z powiastki Woltera "Kandyd": "uwielbiam kobiety do szaleństwa". Najważniejszy był zawsze teatr, wartościowa literatura: Witkacy, Beckett. Po "Godocie" przyszła za kulisy starsza pani, mówiąc, że to było dla niej wielkie przeżycie, bo ona widziała prapremierę - w paryskim Théâtre de Babylone. I że naprawdę nie mamy się czego wstydzić

Po 30 latach jakie się ma marzenia, pragnienia?

-W dobrym zdrowiu dostawać wartościowe propozycje. Najbardziej interesuje mnie Szekspir; nieraz sobie myślę, że jak idzie o literaturę teatralną, to właściwie nie musiałoby być innych autorów. On napisał wszystko.

A rozmaici mądrale muszą go przepisać, unowocześnić.

- Bo nie potrafią wyczytać, że w tych sztukach wszystko jest, a przede wszystkim, z tego, co widzę, nie potrafią inscenizować, zatem dobierają sobie tzw. dramaturgów, by z nimi dzielić swą bezradność. Na szczęście to nie mój teatr.

***

Dariusz Gnatowski

urodził się w Rudzie Śląskiej, w 1961 r. Na scenie pojawił się jako student w 1984 roku w spektaklu "Terapia grupowa tylko dla panów - wstęp osobom płci żeńskiej surowo wzbroniony" Mrożka, wg scenariusza i w reż. Jerzego Jarockiego. W tym samym roku grał też w "Księciu Niezłomnym" Słowackiego, wystawionym przez Stowarzyszenie Teatralne Mandala Andrzeja Sadowskiego. Rok później trafił do Teatru STU. "...Pomyślałem, że to jest interesujące miejsce, gdzie można robić coś ciekawszego niż w innych teatrach". Debiutował w głównej roli w "Wariacie i zakonnicy" Witkacego. "To wyjątkowe doświadczenie przeżywałem wciąż inaczej 23 lata! Tylko w STU coś takiego mogło się zdarzyć". Teraz, słysząc, że reżyser Krzysztof Jasiński chce ów spektakl wznowić, nie kryje, że chętnie by powrócił.

Za najważniejsze z aktorskich przeżyć uznaje "Czekając na Godota" Becketta, spektakl grany ponad 60 razy. Obecnie w STU można go oglądać jako Cześnika Raptusiewicza w "Zemście" Fredry oraz w roli Lebiadkina w "Biesach" Dostojewskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji