Piękna Iwona z Kalisza
Przedstawienie "Iwony, księżniczki Burgunda" w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu to wydarzenie szczególne na mapie teatralnej kraju. Wyreżyserowane przez Annę Augustynowicz, bardzo różni się od innych, oglądanych przeze mnie spektakli, ponieważ wyrasta z uszanowania postaci Iwony, czyni z niej tajemniczy, a zarazem piękny przedmiot pożądania. Iwona wchodzi na scenę i znika z niej zawsze w sposób zaskakujący, jakby nie miała żadnego wytyczonego planu ruchu scenicznego. Gdy jest - elektryzuje dwór swą milczącą obecnością, gdy jej nie ma - dwór nie może uwolnić się od uczucia jej braku. Wszyscy są w Iwonie pogrążeni, jak w przedmiocie pragnień i marzeń, to ku niej zwracają się dialogi i oscylują napięcia pomiędzy postaciami. Dwór zachowuje się zatem tak, jakby skądś z wysoka patrzyły nań smutne oczy pięknej Iwony. Anna Augustynowicz odczytała dramat Gombrowicza przez pryzmat "Dzienników". Dostrzegła bowiem w tym dramacie problem męskości i kobiecości. Filip jest przyciągany jednocześnie przez Iwonę i Cyryla, Iza - przez Filipa i Królową... To magiczne oddziaływanie dotyczy także wszystkich postaci stanowiących tzw. dwór. W nocy, osłonięty wielkimi siatkami, jakie zwykle stanowią zaporę przeciw muchom, pulsuje kłębowiskiem strojnie ubranych ciał, w sekretnym rytuale mieszając rozmaite tęsknoty i pragnienia erotyczne. Przyłożenie takiej optyki do dramatu Gombrowicza jest trudnym zadaniem. Trzeba bowiem rozwiązać problem Iwony właśnie w tym miejscu, w którym w dramacie pojawia się luka, to jest po pierwszym odejściu dworu, a na scenie zostaje Filip, Cyryl i Iwona. Widza czeka długa i nudna rozmowa o magicznych czynnościach uwodzenia Iwony. I właśnie na tę nudną rozmowę reżyserka znalazła sposób: wprowadziła temat podstawowy, czyli wymienność żeńskości i męskości, dając trójce postaci biały sznurek, przy pomocy którego wzajem się wikłają i przeciągają na swoją stronę. Relacja Filipa i Cyryla jest subtelną grą emocji poprzez medium Iwony. W tym też fragmencie inscenizacji czytelna staje się interpretacja dramatu: wiem teraz, dzięki przechodzeniu gry aktorów ze stanu szczerości do udania, że jest to spektakl o zmaganiu się człowieka z konwencjonalnością kontaktów dworskich, czyli oficjalnych, znanych z instytucji, umów i deklaracji. Wiem także, że pod tą konwencjonalnością czają się głębinowe pokłady niepewności towarzyskiej, socjologicznej, seksualnej... Napięcie wytworzone przez aktorów zdaje się wynikać z samego czasu, w którym żyjemy, z przeczucia schyłkowości form, reguł, z przeczucia zmierzchu długo trwającej cywilizacji.
Podziwu godny jet finał przedstawienia. Biała suknia Iwony rozwija się w obrus, przykrywający niewidzialny stół. To na tym obrusie odbywa się ostatnia wieczerza z Iwoną i tu dokona się jej ofiara. Ale to przecież dwór, zadławiwszy Iwonę, zadławia sam siebie! Zniszczył przedmiot swych aspiracji, przedmiot marzeń. Zlikwidował transcendencję i teraz pozostaje oniemiały w ohydzie.