Kochankowie z Werony i... kraniec świata
W piątkowy wieczór, w gmachu pod Pegazem, po premierze Polskiego Teatru Tańca, jedni zerwali się z miejsc do stojącej owacji, nim jeszcze opadła kurtyna. Inni zdawkowo klaskali, jeszcze inni demonstrowali swą dezaprobatę.
Bezdyskusyjnym wydarzeniem jednak jest sam fakt, iż Birgit Cullberg, jedna z największych reformatorek baletu XX wieku, która mówi: "moim miejsce pracy jest świat" i jej syn Mats Ek, podążający na obu półkulach własną drogą artystyczną, znaleźli czas oraz ochotę i zechcieli tutaj popracować.
W jednoaktowej syntezie "Romea i Julii", słynnego baletu do muzyki Prokofiewa, ograniczającej się do wyeksponowania dramatu nieszczęśliwej miłości kochanków z Werony, Cullberg pokazała jak nieograniczoną skalą ruchów, gestów i mimiki może dysponować utalentowany tancerz. W młodziutkiej Joannie Wodas nade wszystko, lecz także w Aleksandrze Rulkiewiczu, znalazła świetnych odtwórców tego zamierzenia, a głównie - zademonstrowania własnego stylu łączenia klasyki ze współczesnością. Cały zaś zespół przesunęła co najmniej o piętro wyżej - w sztuce doskonalenia tego arcytrudnego rzemiosła,"Można i tak!" - powiedziała Irena Cieślikówna, jedna z najznakomitszych niegdyś polskich Julii, obejrzawszy tę skrótową wersję bliskiego jej sercu dzieła.
Po przerwie Mats Ek przeniósł nas do "krainy leżącej na krańcu świata", na daleką szwedzką Północ, gdzie mimo braku słońca i ciepła, ludzie też gorąco się kochają i nienawidzą, radują i smucą. Do banalnej, ludowej muzyczki granej przez 5-osobową kapelę J. P. Nystromsa, wywodzącą się z rejonu Norrbotten, dziewięcioro solistów tworzy sceny, obrazki (?) z życia wzięte, posługując się z kolei specyfiką stylu Eka, a więc chciałoby się powiedzieć - ruchem totalnym, w którym taniec miesza się z akrobacją, dramat z groteską, i piękno z wulgarnością. Cała dziewiątka (Karina Adamczak, Anna Kośmider, Joanna Wodas, Beata Wrzosek. Przemysław Grządziela, Piotr Halicki, Giennadij Miedvied, Paweł Mikołajczyk i Maciej Roman) otrzymała wielką lekcję szkoły Eka i zdała egzamin celująco. Ten patent podobno bardzo liczy się dziś w świecie. Szwedzki choreograf jest rozrywany. W dniu poznańskiej premiery, pracował już w Szwajcarii.
PS. W dniu premiery dyr. Ewa Wycichowska otrzymała z rąk wojewody Włodzimierza Łęckiego medal Ad perpetuam rei memoriam (Na wieczną rzeczy pamiątkę), za osobiste, wybitne osiągnięcia artystyczne i upowszechnianie polskiej sztuki baletowej w kraju i na świecie.