Artykuły

Ewa Pilawska: Widz nie lubi reżyserów hochsztaplerów

- Teatr zawsze jest i będzie aktualny, ale nie musi być efekciarski. Z TVN24 nie musimy konkurować. Tematy z cyklu "z życia elity politycznej" odrzucam - mówi Ewa Pilawska, dyrektor Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. Jutro rozpoczyna się XX edycja imprezy.

Izabella Adamczewska: Tegoroczne hasło festiwalu to "Mistrzowie". Czy w dzisiejszych czasach oglądamy się na autorytety, czy to już tylko dyktatura celebrytów?

Ewa Pilawska: Mistrzowie byli, są i będą. Nowe pokolenie jest ekspansywne, tym bardziej trzeba mistrzów chronić, bo porządkują świat. W okresie transformacji zapomnieliśmy o mistrzach, w innych częściach Europy dba się o nich nieporównywalnie bardziej. W odróżnieniu od mistrzów, celebryci to niedokształcone efemerydy. Takim bardzo zdolnym ludziom, wybitnym już na studiach, jak Jarzyna czy Warlikowski, depczą po piętach ich gorsze kopie, którym czasem udaje się wybić dzięki mediom, ale wierzę, że publiczność ich rozszyfrowuje. Spektakle reżyserów hochsztaplerów szybko schodzą z afisza. Widzowie nie są głupi, mają duchową potrzebę obcowania ze sztuką i stawiają nam, ludziom teatru, wysokie wymagania. W Teatrze Powszechnym komplety ma "Podróż zimowa", spektakl bardzo trudny, wymagający i z pewnością nietypowy w miejscu, które jest Polskim Centrum Komedii.

Hasła każdej z edycji festiwalu są pretekstowe.

- W ubiegłym roku tematem uczyniłam "Autorytety". W jakiejś mierze zainspirował mnie tekst Michała Kmiecika, trudny felieton o śmierci profesora Jerzego Jarockiego, w którym napisał, że "nie płakał po Jarockim". Młody człowiek - wówczas dwudziestoletni, czyli na samym początku swojej drogi - dość jednoznacznie wypowiedział się o odejściu jednego z największych twórców teatru. Deprecjonował wielkiego intelektualistę, stawiającego ważne pytania w teatrze. Młode pokolenie często unieważnia swoich nauczycieli, bo po prostu nie zna historii polskiego teatru. Debiutantom wydaje się, że wnoszą nową jakość, a tymczasem wyważają otwarte drzwi. Wiodącą postacią tej edycji festiwalu jest Krystian Lupa, mistrz, który stworzył mistrza - Krzysztofa Warlikowskiego. W ostatnim czasie dało się słyszeć, że Lupa się skończył. Dokąd zmierzamy, odzierając się z mistrzów i odbierając sobie punkt odniesienia?

W trakcie festiwalu miał być pokazany nowy spektakl Lupy "Wycinka" na podstawie powieści Thomasa Bernharda. Spektakl miał przyjechać do Łodzi z Schauspielhaus w Grazu. Nie będzie go.

- Ta historia to świetne rozwinięcie tematu "Mistrzowie". "Wycinka" była od dawna w programie festiwalu, kiedy jedna z aktorek oznajmiła, że nie zagra w ojczyźnie reżysera. Już po austriackiej premierze i znakomitym przyjęciu spektaklu! Decyzję tłumaczyła konfliktem z Krystianem Lupą. Ponieważ jej rola nie była rozbudowana, Anna Badora [dyrektor teatru - przyp. red.] zaczęła rozważać zastępstwo. Wówczas do protestu aktorki dołączył jej mąż, grający główną rolę. Ta historia to dobry pretekst do rozpoczęcia dyskusji o etyce uprawiania zawodu aktora. Dwie osoby unieważniły pracę całego zespołu! Bywa, że między aktorami a reżyserem nie ma chemii, bywa, że przychodzą i mówią, że są wypaleni i proszą, aby ich nie obsadzać przez kilka miesięcy. To jest dopuszczalne. Z grania w "Podróży zimowej" zrezygnował aktor, bo uznał, że to nie jego bajka. Ja to rozumiem, kiedy aktor przychodzi i uczciwie mówi "dziękuję". Zawsze daję aktorom możliwość rezygnacji z roli po kilku próbach. Ale sabotaż aktorów z Schauspielhaus to hipokryzja, jakaś niezrozumiała zemsta. Dla Lupy - doświadczenie. Klęska teatru w Grazu i żal publiczności festiwalowej. Zamiast "Wycinki" będzie "Poczekalnia.0" Teatru Polskiego we Wrocławiu, rekomendowana przez Lupę.

Światową prapremierą tej edycji będzie "Buda dla psa. Widok z góry. Widok z dołu" teatru DAKH z Ukrainy. Spektakl oparty jest na tekstach Klima, Dostojewskiego, Franko i Machiavellego. W trakcie festiwalu zostanie też zorganizowany panel dyskusyjny "Wojownicy i świadkowie" z udziałem pisarzy i artystów z Ukrainy.

- Staram się, żeby w trakcie festiwalu były prezentowane również spektakle zagraniczne. Aktualne, ważne, zaangażowane. DAKH z Kijowa to scena bardzo współczesna, jedyna prywatna, niekomercyjna na Ukrainie. Jestem szczęśliwa, że przyjęli zaproszenie. Opowiedzą, co mają w sercach. Tematem spektaklu jest zniewolenie. Już sam tytuł sporo mówi. Ważną częścią scenografii będzie olbrzymia klatka, która dotknie zarówno aktorów, jak i widzów. Z pewnością nie będzie to przedstawienie obojętne. Zainteresowanie "Budą dla psa" było tak wielkie, że wyjątkowo włączyliśmy do programu trzeci spektakl.

Ile kosztowała tegoroczna edycja?

- Nie mamy jeszcze zamkniętego budżetu. O kosztach będziemy więc mogli porozmawiać po festiwalu.

Jak rozwiązywane są problemy techniczne ze scenografią?

- Każdy spektakl jest niejako premierowym wyzwaniem dla moich kolegów z działu technicznego. Ogromną wagę przywiązuję do adaptacji scenografii. Staramy się, aby dzieło było przeniesione bez uszczerbku artystycznego. Najpierw pojawiają się opisy techniczne, a w ślad za nimi rusza cała lawina działań. Jeśli istnieje taka potrzeba, dobudowujemy elementy scenografii, sprowadzamy specjalistyczny sprzęt multimedialny. Bywa, że adaptujemy sceny, które są bardzo podobne w wyglądzie do macierzystych. Dlatego gramy m.in. w klubie Wytwórnia.

Tegoroczna edycja jest jubileuszowa. Czego organizatorzy festiwalu nauczyli się przez 20 lat?

- Uczyliśmy się wszystkiego. Na początku festiwal był przeglądem impresaryjnym, z niekłopotliwym programem prezentowanym w dużych odstępach czasowych. Kiedy budżet zaczął się urealniać, otworzyliśmy się na rozmowę o kondycji teatru i człowieka, o estetyce.

Dziś Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych jest jednym z najważniejszych wydarzeń teatralnych w Polsce. Warto pamiętać, że jest również jednym z najstarszych festiwali. Przed nami są: Opole Klasyka Polska, Festiwal Sztuki Aktorskiej w Kaliszu, Warszawskie Spotkania Teatralne, które zniknęły na wiele lat i zostały teraz reaktywowane. Wiele ważnych powstało po nim. Natomiast mam wrażenie, że Łódź ciągle jest zafascynowana nowościami, a nie zawsze ceni doświadczenie, markę i tradycję.

Uważam, że przez lata zapracowaliśmy na zaufanie. Większość biletów na spektakle tej edycji sprzedała się w kilka dni. Dziesięć lat temu widzowie oczekiwali gwiazd, teraz publiczność podąża za repertuarem, jest otwarta na odważne przedstawienia z różnych zakątków Polski. Na Lupę przygotowywałam widzów dziewięć lat. Dodałam do nazwy człon "nieprzyjemny", żeby nie było zdziwienia.

Właśnie. "Przyjemny" w tej edycji będzie chyba tylko spektakl "Uwolnić karpia" oparty na tekście Piotra Bulaka. Autor wygrał trzecią edycję konkursu "Komediopisanie".

- To zależy, jak się rozumie termin "przyjemny"... "Uwolnić karpia" to gorzka opowieść o rodzinie, samotności i unieważnianiu ludzi starych. To opowieść o braku miłości, o pewnym pozorze w rodzinie. Z jednej strony pozór dla otoczenia, a z drugiej - podświadome czekanie na ich śmierć, przejmowanie emerytur, mieszkań. Spektakl realizuje osobowość polskiego teatru, pani Krystyna Meissner.

"Uwolnić karpia" to druga festiwalowa prapremiera. Trzecią jest "Mars. Odyseja" na podstawie tekstu Pawła Miśkiewicza i Damiana Dąbka. Jedyny, oprócz prezentowanej w klubie Wytwórnia "Poczekalni.0", spektakl tej edycji, który pokazany zostanie nie w teatrze, a w hotelu Grand.

- Fakt, że na nasz festiwal przygotowywane są prapremiery lokuje nas w grupie ważnych festiwali światowych. Miśkiewicz zainspirował się dawną sceną teatralną w Grand Hotelu. Choć jest wymarła, unosi się w niej jeszcze zapach sukcesu, dawnej świetności Teatru 7:15. "Odyseja" przyjmuje za punkt wyjścia planowaną na 2023 rok wyprawę na Marsa. Mamy problem z życiem, które prowadzimy, postanawiamy więc odszukać Wyspę Szczęśliwą i zacząć wszystko od nowa. Ale czy zmiana miejsca usunie nasze problemy, lęki, naszą toksyczność? To też kolejna opowieść o tym, że jesteśmy nieustannie wkręcani, łowieni przez globalne koncerny, które żyją z ludzkiej naiwności.

Spektakle poza siedzibą teatru są trudniejsze w realizacji, ale dają doskonałe możliwości interakcji. Dziesięć lat temu spektakl "Made in Poland" Przemysława Wojcieszka grany był w supermarkecie przy ul. Legionów. Wyniknęła z tego bardzo zabawna sytuacja. Policja przyjechała interweniować, że w budynku jest jakaś awantura. Zamierzali mnie wylegitymować, a ja akurat nie miałam dowodu... Za nic nie chcieli uwierzyć, że jestem dyrektorką teatru, a wydarzenia w supermarkecie to akcja artystyczna.

W trakcie XX edycji festiwalu obejrzymy spektakle TR Warszawa, Starego Teatru w Krakowie, Teatru Polskiego z Wrocławia, Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach i Teatru Polonia. Co zadecydowało o wyborze?

- Każdy wybór jest subiektywny. Zaprosiłam przedstawienia ważne, aktualne, mistrzowskie. Komentowane. Staram się być jak dobry lekarz, który czyta wszystko na temat nowych metod w medycynie. Nie bywam na wszystkich premierach w Polsce, oglądam spektakle, które mnie ciekawią. Zrealizowane przez interesujących twórców, bazujące na ważnych tekstach.

I publicystyczne. Na przykład "Nietoperz" Kornela Mundruczo rozprawia się z problemem eutanazji. Roman Pawłowski pisał o nim: "konserwatywny teatr polityczny".

- Teatr zawsze jest i będzie aktualny, ale nie musi być efekciarski politycznie. Z TVN24 nie musimy konkurować. Tematy z cyklu "z życia elity politycznej" odrzucam, ważny jest uniwersalizm.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji