Artykuły

Żyjemy w kraju, w którym polityka nie pozwala o sobie zapomnieć

Niemal zawsze, kiedy teatr dotyka historii współczesnej, budzą się w nas demony strachu. Jedwabne, Smoleńsk, Popiełuszko wywołują agresję na prawicy, protesty, a nawet doniesienia do prokuratury... - pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

Środowiska prawicowe protestują Pod Minogą w Poznaniu, gdzie grany jest "Spisek smoleński" Lecha Raczaka. Ryszard Nowak, przewodniczący Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami i Przemocą w liście do mediów napisał: "Uważamy, że spektakl reżysera Raczaka to ohydne widowisko". Nowak złożył do Prokuratury Okręgowej w Poznaniu doniesienie o popełnieniu przestępstwa przez reżysera Lecha Raczaka i aktorów Trzeciego Teatru.

Nie jest to ani pierwszy protest Ryszarda Nowaka, ani pierwsza pikieta pod gmachem, w którym ma się odbyć spektakl teatralny. Protesty w teatrach mają swoją długą tradycję w Polsce, a pretekstem do ich organizacji zwykle były wydarzenia polityczne.

Nic nowego

W czasach nie tak odległych, najbardziej spektakularne protesty wiążą się z bojkotem artystów, którzy po wprowadzeniu stanu wojennego opowiedzieli się po stronie władzy. W Warszawie nagminnie publiczność wyklaskiwała np. Stanisława Mikulskiego czy Janusza Kłosińskiego. Ten ostatni wyklaskany w "Weselu (Teatr Narodowy w Warszawie) zrezygnował z wszystkich ról teatralnych, by nie narażać siebie i kolegów na przykrości.

Paweł Sztarbowski w felietonie "Protest w teatrze" przypomniał wcześniejsze akcje publiczności. W okresie dwudziestolecia międzywojennego specjalizowały się w nich głównie prawicowe bojówki. W 1930 roku podczas prezentacji sztuki "Cyjankali" w reżyserii Leona Schillera w Teatrze Miejskim w Łodzi młodzież zorientowana na prawo rozpylała na widowni gaz łzawiący.

W XIX wieku suknie dam udających się na spektakl mający uświetnić Zjazd Trzech Monarchów oblewano kwasem siarkowym, fotele w teatrze wielkim oblano przed przedstawieniem cuchnącym płynem, a na afiszach zapowiadających sztukę "Robert i Bertrand, czyli dwaj złodzieje", dopisywano jak pisze Sztarbowski: "czyli trzej złodzieje".

Kłopotliwa historia

Teatr, film, literatura... ciągle mają problem z najnowszą historią. Wydawać by się mogło, że artyści jakoś uporali się z tematem n wojny światowej. Od jej zakończenia minęło już przecież 70 lat! A jednak... Wystarczy na nowo przeczytać lub sfilmować np. "Kamienie na szaniec" Aleksandra Kamińskiego, by wywołać burzę.

Od śmierci ks. Jerzego Popiełuszki minie za kilka miesięcy 30 lat. Andrzej Panufnik skomponował Koncert fagotowy jemu dedykowany. Agnieszka Holland nakręciła film "Zabić księdza" (1988), jedenaście lat później Rafał Wieczyński nakręcił drugi obraz - "Popiełuszko. Wolność jest w nas". Wydawało się, że już uporaliśmy się z tematem... A tymczasem w 2012 roku Teatr Polski w Bydgoszczy wystawił dramat Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk "Popiełuszko". I odżyły emocje. Spektakl natychmiast wywoła burzę, w której najgłośniej grzmieli członkowie klubu "Gazety Polskiej" i środowiska kościelne. Protestujący nie zastanawiali się (w odróżnieniu od krytyków), czy jest to spektakl teatralnie interesujący, ważny tylko, czy jest słuszny ideologicznie. Sygnatariusze protestu twierdzili, że to nie jedyny przykład religijnych fobii dyrektora Teatru Polskiego i zarzucali mu, że w "Popiełuszce" wypaczana jest pamięć o kapelanie Solidarności i że w sztuce można też znaleźć komunistyczne kłamstwa o współodpowiedzialności hierarchów Kościoła za śmierć kapłana".

Wiele lat temu Zygmunt Hübner mówił, że żyjemy "w kraju, w którym polityka nie pozwala o sobie zapomnieć". I się nie mylił.

Od katastrofy w Smoleńsku miną wkrótce cztery lata. Powstało wiele filmów dokumentalnych. Trwają prace nad filmem fabularnym. W teatrze temat ten pojawił się wprost w czterech spektaklach.

"Słodko-kwaśny"

Jako pierwsza zmierzyła się z nim Katarzyna Krakowska w amatorskim Teatrze Parabuch działającym w Warszawie. Zrealizowała w nim w 2011 roku autorski spektakl "Słodko-kwaśny". Przed premierą mówiła: "Postanowiłam zrealizować spektakl poświęcony postaci księdza Andrzeja Kwaśnika, Kapelana Rodzin Katyńskich i środowiska policyjnego, który zginął w katastrofie samolotu pod Smoleńskiem. Jego osobowość, pozytywne podejście i radość życia nie pozwoliły mi jednak na stworzenie monumentalnego teatralnego epitafium. Dlatego powstało widowisko, opowiadające przez pryzmat zwykłych ludzi o niezwykłości księdza Kwaśnika, a także będące próbą artystycznej odpowiedzi na pytanie o istotę kapłaństwa w dzisiejszym świecie, w naszym kraju, w ciągu ostatniego roku, kiedy ludzi łączy i jednocześnie dzieli symbol krzyża". Przedstawienie przeszło bez echa.

"10.04"

Data katastrofy, zdaniem Teatru Ad Spectatores we Wrocławiu ma kluczowe znaczenie dla stosunków polsko-rosyjskich. Wrocławski teatr zaprosił do współpracy moskiewski Teatr DOC. Czterech reżyserów przygotowało osobne, 25-minutowe sekwencje: Aleksander Rodionow - "Monologi spod Riazania. verbatim", Krzysztof Kopka - "Kwiaty i znicze", Maciej Masztalski - "Fakty zapomniane", Andrzej Ficowski - "Rashomon. Antybaśń".

Magdalena Piekarska z "Gazety Wyborczej Wrocław" po premierze napisała: "Nie sądzę, by którykolwiek z widzów trzech pokazów poczuł się dotknięty, choć publiczność była zróżnicowana pod każdym względem. Nie spełnił się przytoczony w spektaklu sen Macieja Masztalskiego, w którym "10.04" zamieniło się w kolejną' katastrofę. To nie przedstawienie polityczne i nie dywagacje na temat przyczyn wypadku są tu najważniejsze, ale wachlarz emocji wywołanych tragedią".

"I będą święta"

Piotr Rowicki chętnie mierzy się z trudną teraźniejszością, o czym mogliśmy się przekonać oglądając w Poznaniu "Chłopca malowanego", opowieść o matce opłakującej śmierć żołnierza, który zginął w Nangar Khel. Zmierzył się też z Jedwabnem ("Przylgnięcie") i stosunkami polsko-niemieckimi tuż po zakończeniu II wojny światowej ("Baden-Baden").

"I będą święta" (Teatr Konsekwentny w Warszawie) to monodram młodej wdowy, której mąż zginął w katastrofie lotniczej. Od początku wiadomo, że w tej właśnie katastrofie, chociaż nie pada żadne słowo, żadne nazwisko, określenie miejsca czasu. Jacek Wakar po premierze napisał: "monodramu Agnieszki Przepiórskiej w reżyserii Piotra Ratajczaka nie da się zamknąć w szufladzie pod tytułem "Odreagowywanie posmoleńskiej traumy". Mówi coś więcej o tym, jak stawić czoła żałobie i jak rozpocząć po niej życie na nowo.

"Spisek smoleński"

Lech Raczak mówi wprost, co myśli. Używa mocnego języka teatralnego. I od początku było to wiadomo, że nie przekona "narodu smoleńskiego", nawet wtedy, jeśli ten zdecyduje się przyjść na spektakl. "Spisek smoleński" sytuuje się między rekonstrukcją a obrzędem. Grupa aktorów pod okiem reżysera-Guślarza przypomina fakty i zdarzenia... Raczak w tym przedstawieniu gromadzi fakty, ale ich nie komentuje, nie buduje własnej wizji wydarzeń. Trzeba mieć w sobie dużo złej woli, by dostrzec w słowach, które padają ze sceny, w działaniach aktorskich, coś obrazoburczego.

Oglądając "Spisek smoleński", doceniam przenikliwość i ironię, formę teatralną i grę aktorów. Irytuje mnie nagonka grupki krzykaczy, którzy nie chcą tego wszystkiego zobaczyć i usłyszeć. Mam jednak świadomość, że z ideologami sztuka nigdy nie wygra, bo oni oczekują od niej apologizacji a nie krytycznego spojrzenia, uwielbienia, a nie osądu, a nawet opisu, który byłby nie po ich myśli.

"Spisek smoleński" jest pierwszym spektaklem teatralnym, który tak mocno zbulwersował środowiska prawicowe. Szkoda, że temu przedstawieniu dorobiono gębę. Mam zadzieję, że prokurator go nie "zaaresztuje".

Na zdjęciu: "Popiełuszko", reż. Paweł Łysak, Teatr Polski, Bydgoszcz

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji