Artykuły

Tango z pawim piórem

Kiedy w 1965 roku Jerzy Jaroc­ki zrealizował "TANGO" Sła­womira Mrożka w Teatrze Sta­rym, krytyka nie szczędziła insceniza­cji pochwał, zgodnie przyznając, że jest to ważne wydarzenie artystyczne.

Zwracano przy tej okazji uwagę na wielką, precyzję myślenia, perfekcyjną analizę tekstu, interesującą interpretację, wedle której "Tan­go" było starciem dwóch modeli kulturo­wych, jakie wyznaczają obraz współczesności. Nie przypominam krakowskiego przedstawie­nia po to, aby porównywać dzieło Jarockie­go z inscenizacją ALEKSANDRA BERLINA w Teatrze im. Ludwika Solskiego w Tarnowie. Chodzi jednak o to, że "Tango" stawia przed realizatorem trudne zadanie. Wymaga bowiem, jeśli przedsięwzięcie ma być pomyśl­ne - jak wykazała inscenizacja krakowska - precyzji scenicznego rozumowania, sprawności warsztatowej oraz przewodniej myśli, która podporządkowałaby tekst określonej in­terpretacji. Tego wszystkiego zabrakło, nie­stety w tarnowskiej premierze.

Na kilka minut przed spektaklem w ca­łym teatrze rozlega się "La Cumparsita", da­jąc sygnał do rozpoczęcia... zabawy. "Tango" jest komedią, to prawda, lecz komedia w tej sztuce jest bardziej formą niż treścią, bar­dziej powierzchnią niż głębią. Jeśli realiza­tor nie potrafi, przy jej zachowaniu, przebić się przez tę zewnętrzną warstwę, sztuka staje się tylko farsą, a jak powiada Stomil: "far­sa nudzi". Może to w wypadku "Tanga" za wiele powiedziane - dialog Mrożka auten­tycznie śmieszy i potrafi się obronić - po­zostaje jednak uczucie wielkiego niedosytu.

Co stało się z "dramatem idei", ja­kim powszechnie przed kilkunastu la­ty krytyka ochrzciła dzieło Mrożka. Pi­sano wtedy: "Mrożek w "Tangu" do­konał odważnej rzeczy. Spróbował mianowi­cie wskrzesić dramat idei (...) Dramat idei jest historią ideowego czynu. Czyn taki podejmuje bohater "Tanga". Chce wyprowadzić spo­łeczność, w której żyje, to jest rodzinę, z chaosu myślowego, nieporządku moralnego i marazmu praktycznego". Niestety, nic z tych spostrzeżeń nie weszło do inscenizacji Berli­na, nie weszło też żadne nowe rozumienie utworu. Chyba że, z czym trudno się zgodzić, próba czasu wykazała, iż "Tango" jest sztuką w swej problematyce zdezaktualizowaną, że dotyczy określonej już historycznie sytuacji społecznej, a do współczesnego widza może przemawiać jedynie schematem obyczajowym i językową konwencją.

Wróćmy jednak do samej insceni­zacji... O ile pierwsza część przedsta­wienia stanowi niezłą zabawę - przy­pominam: jest to zasługa nie reży­sera, lecz autora - dzięki dialogowi, w którym wręcz każda wymiana kwestii jest do­skonale spointowana, o tyle w drugiej, gdy spod owej komediowości sytuacyjnej wydo­bywa się zasadnicza problematyka sztuki, przedstawienie ulega zupełnemu załamaniu. Tu właśnie "Tango'' wymaga reżyserii, ko­nieczności poprowadzenia utworu w określo­nym kierunku. W przeciwnym razie niezro­zumiałe są poczynania Artura, bezsensowny jego bunt - bohater w tym spektaklu prze­grywa nie z powodu złego wyboru metody walki, lecz dlatego, że o nic nie walczy... Sko­ro tak, tracą sens poszczególne epizody, zwła­szcza dialog Artura ' i Ali, do którego kluczem jest kwestia: "Muszę odbudować świat i do tego potrzebny mi jest ślub". Podobnie ma się rzecz z rozmową między Stomilem i Artu­rem.

A wszystko to odbywa się w otoczeniu, któ­re dalekie jest od chaosu, kompletnego nie­porządku; jak pisze w didaskaliach Mrożek "sprzęty ustawione niesymetrycznie, jakby tuż przed albo tuż po przeprowadzce", tu, wnętrze ma charakter wręcz estetyczny. Pa­nuje w nim, dokładnie wbrew intencjom au­tora, symetria. Z lewej drzwi i okno, z pra­wej drzwi i okno, a idealnie w środku ka­tafalk. W każde z okien, które są przez całe przedstawienie otwarte, wchodzi wierzba. Na katafalku leży czapka z krakowskiego stro­ju, ozdobiona pawim piórem. Są to aluzje do polskiej tradycji literackiej, do "Wesela", nie przeprowadzone zresztą w scenicznym działaniu. Pawie pióro jest atrybutem jeszcze jednego elementu scenografii, której autorką jest MARIA ADAMSKA. Oto na tle salonu rozpościera się niebieska powierzchnia nieba, a na nim umieszczono kilka atrap sputników z pawimi piórami... Ten kompromitujący akcję sceniczną pomysł niczemu jednak nie służy. Błyskotliwy, być może, w swoim, za­łożeniu - zubaża sztukę o wszystkie wartości ideowe, jakie w niej tkwią. Krótkie wejścia muzyki (którą skomponował ROMAN KO­WAL), nawiązują bardziej do sputników, niż do pawich piór i trudno znaleźć dla nich uzasadnienia.

Wspomniałem o aluzji literackiej. W inter­pretacji Berlina, Mrożek znalazł się bliżej Bałuckiego niż Wyspiańskiego, bliżej "Krew­niaków" niż "Wesela". Z antenatów brak zu­pełnie i Witkacego i Gombrowicza, może stad właśnie to paradoksalne skojarzenie. Dziś bo­wiem nie sposób czytać "Tanga" bez "Ślubu", bez "Iwony", dzieło Mrożka jest przecież wpisane zarówno w cały ciąg naszej trady­cji dramaturgicznej, jak i w kontekst szero­ko rozumianej współczesności, która je dookreśla, odpowiednio sytuuje.

Z uwag dotyczących reżyserii jasno wy­nika, że w konsekwencji wiele zastrze­żeń muszą budzić kreacje aktorskie w tym spektaklu. Do udanych należą tyl­ko dwie: Eugenii (JANINA ORSZA-ŁUKASIEWICZ) oraz Edka (ANDRZEJ GRABOW­SKI). Zwłaszcza pierwsza, wyróżnia się w przedstawieniu psychologiczną prawdą, przy zachowaniu groteskowości postaci, grą stonowaną, wyważoną, ze świadomością znaczeń wypowiadanych kwestii. Edek jest lepszy w pierwszej niż w drugiej części przedstawie­nia, gdzie kojarzy się z bohaterami Gombrowiczowskimi, co zresztą w dużym stopniu wynika z tekstu Mrożka. Stomil (WOJCIECH ŁODYŃSKI) na początku awangardowy eks­perymentator, będący intelektualnym prze­ciwnikiem Artura, w trakcie spektaklu staje się postacią śmieszną, określoną i zdominowa­ną przez wynaturzony kostium. Pełna zby­tecznej egzaltacji jest rola Eleonory (JÓZE­FINA WERNER). O roli Artura (ŁUKASZ PIJEWSKI) już wspominałem, pozbawiona wewnętrznej motywacji i prawdy, staje się powierzchowna w swej grze pozorów. Ala (ANNA CHUDZIKIEWICZ) nie jest medium Artura, oparciem dla jego buntu; nie pozostawia większego wrażenia. Eugeniusz (STA­NISŁAW KOCZANOWICZ) to postać nierów­na, najlepszy w pomysłach o farsowej pro­weniencji (bieganie wokół łóżka, terroryzo­wanie rodzinki), ale bodaj właśnie w tej roli najbardziej wyczuwa się niedostatek prowadzenia reżyserskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji