Artykuły

To nie jest macho

- Często zdarza się, że postać Don Giovanniego jest postrzegana jako równie jednowymiarowa co Donna Anna - rozmowa z IWONĄ HOSSĄ i STANISŁAWEM KUFLYUKIEM, odtwórcami głównych ról w spektaklu "Don Giovanni" w Teatrze Wielkim w Poznaniu.

Rozmowa z Iwoną Hossą i Stanisławem Kuflyukiem, odtwórcami głównych ról w spektaklu "Don Giovanni" w Teatrze Wielkim. Spektakl reżyseruje Pippo Delbono.

Adam Olaf Gibowski: W najnowszej premierze Teatru Wielkiego kreuje pani postać Donny Anny. Kim jest ta bohaterka?

Iwona Hossa: Moim zdaniem Donna Anna jest często niedoceniana przez reżyserów i przedstawiana jako postać jednowymiarowa, czyli płacząca po stracie ojca. Za każdym razem, kiedy pojawia się na scenie, jest zrozpaczona, pełna bólu i goryczy, niewidząca świata poza swoim cierpieniem. Tymczasem to tylko jedna strona medalu. Donna Anna jest jedyną kobietą w tej operowej opowieści, która chciałaby być zdobytą. Ba! Ona wprost walczy, aby zostać zdobytą, a ostatecznie tak się nie dzieje. Jest to postać pełna sprzeczności; z jednej strony nienawidzi Don Giovanniego za śmierć, którą zadał jej ojcu, z drugiej zaś go pragnie.

Wszystkie te sprzeczności doskonale ilustruje muzyka Mozarta. Ale przecież Donna Anna ma narzeczonego, jest nim Don Ottavio. Wydaje się jednak, że jej stosunek do Ottavia nie jest jednaki.

I.H.: - Oczywiście, że nie jest jednaki, ponieważ nic nie jest jednakie w Donnie Annie. Ottavio nie jest typem mężczyzny, którego ona pożąda. Można go porównać do Albina ze "Ślubów panieńskich" Fredry, który ciągle kroczy za Klarą i jej się naprzykrza. Spełnieniem wszelkich marzeń Donny Anny o idealnym mężczyźnie jest jednak Don Giovanni.

A czy pan - jako odtwórca tytułowej partii Don Giovanniego - utożsamia się z taką wizją tych postaci?

Stanisław Kuflyuk: Tak, zdecydowanie tak. Często zdarza się, że postać Don Giovanniego jest postrzegana jako równie jednowymiarowa co Donna Anna. Przyjęło się myśleć o Giovannim jako o mężczyźnie uzależnionym od łamania niewieścich serc. Owszem, to prawda, ale mój bohater ma także inne oblicze. Jest przede wszystkim dżentelmenem, który wszystkie swoje intrygi rozgrywa w sposób bardzo wyrafinowany. Nie jest to typ pustego lowelasa, bezmyślnego macho, któremu zależy tylko na zdobyciu kolejnej kobiety. W każdym podboju miłosnym ma on swój drugi cel, znacznie głębszy aniżeli zwyczajny podbój serca.

Skoro jest taki inteligentny, to dlaczego świadomie decyduje się na pochłonięcie przez piekielne czeluści, co następuje w finale opery? Ma przecież szanse ocalenia duszy, dlaczego tego nie robi?

S.K.: Zabrzmi to paradoksalnie: Don Giovanni piekielnie kocha życie i wyzwania! Na ziemskim padole wszystkiego już popróbował: miłości, pojedynków, najrozmaitszych intryg, a także zadania śmiertelnych ciosów, o czym wspominała także Iwona. Cóż więc jeszcze może go zaskoczyć? Nic. Natomiast przybycie Komandora z zaświatów stanowi dla niego kolejne wyzwanie, być może ostatnie, ale jest dla Giovanniego czymś nowym i nieznanym, a go podniecają wyłącznie świeże i nowe doznania. To trochę tak jak pisał Witold Gombrowicz: "Nie wolno nawracać! Do góry, do góry leź, bez wytchnienia, choćby tam, na szczycie, nie było nic oprócz kamieni".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji