Artykuły

Poznań. Polski Teatr Tańca: tak źle jeszcze nie było

- Jeśli teraz nic się nie stanie, to teatr ulegnie samolikwidacji - mówiła Ewa Wycichowska, dyrektor Polskiego Teatru Tańca, która w czwartek przed południem wraz ze swoimi tancerzami spotkała się z marszałkiem województwa wielkopolskiego Markiem Woźniakiem. Artyści przyszli do urzędu w tanecznym pochodzie, przebrani za żałobników.

Przed godz. 11 grupkę tancerzy, którzy zgromadzili się przed Urzędem Marszałkowskim w czarnych płaszczach, kapturach i z wiosennymi kwiatami w rękach otaczało kilkunastu dziennikarzy.

- Ratowałam ten teatr przez 26 lat, ale tak źle nie było jeszcze nigdy: dostałam właśnie pismo, że mam nie podejmować żadnych zobowiązań w związku z utratą płynności teatru - mówiła Ewa Wycichowska [na zdjęciu]. W ręku trzymała transparent z napisem: "Z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru życzymy naszemu organizatorowi większych nakładów na kulturę".

- Ustawa o prowadzeniu instytucji kultury zobowiązuje organizatorów do dostarczenia im środków na działalność - my tych środków nie mamy, więc ja przestaję milczeć - tłumaczyła dyrektor PTT powód całego zamieszania.

Tylko na pensje wystarcza

Zdradziła też, że od 2010 r. dotacja z Urzędu Marszałkowskiego dla PTT spadła o 15 procent. - Teraz mamy już tylko na pensje, nie starcza nawet na zapłacenie dzierżawy budynku, nie mówiąc już o realizacji projektów, czy wynajęciu sali na spektakle - mówiła Wycichowska.

Wyliczała też sypiące się wyposażenie teatru, m.in. stare komputery, czy nikczemne pensje tancerzy. - Wielu z nich zastanawia się, czy nie podjąć innej działalności. A ja - biorąc pod uwagę specyficzną sytuację tej grupy zawodowej na rynku pracy - mogłabym ich jedynie wypuścić do klubów go-go - nie kryła rozgoryczenia dyrektor PTT.

Punktualnie o godz. 11 pochód tancerzy w przebraniach przy dźwiękach żałobnej muzyki ruszył w kierunku budynku urzędu. W drzwiach ponury korowód natknął się jednak na opór ochrony. - Państwo nie byliście umówieni - usłyszeli artyści. - Ale my chcemy osobiście złożyć kwiaty i laurkę naszemu organizatorowi - tłumaczyła Ewa Wycichowska.

Teatrowi nic nie grozi?

W końcu ochrona uległa. Po dwudziestu minutach do niezapowiedzianych gości wyszedł ze swojego gabinetu Marek Woźniak. - Polskiemu Teatrowi Tańca nic nie grozi - przekonywał, początkowo w ugodowym tonie. - Ale skąd pan to wie? - chciała wiedzieć Ewa Wycichowska. - Bo razem pracujemy i jeśli będą jakieś problemy, to my zawsze pomożemy - zadeklarował. - Ale my nie mamy pieniędzy na realizację spektakli! - przekonywała Ewa Wycichowska.

Z czasem atmosfera gęstniała, a Marek Woźniak wyraźnie tracił cierpliwość. - Z całym szacunkiem pani dyrektor, to bardzo ładny happening, ale nie zmienia to faktu, że skierowałem przeciwko pani doniesienie do rzecznika dyscypliny finansów publicznych, ponieważ kierowanie tym teatrem nie jest zgodne z obowiązującymi regułami - uciął rozmowę Marek Woźniak. - Nie będziemy prowadzić tej dyskusji przed kamerami, to żenujące i uważam, że to nadużycie. Jeśli instytucji brak płynności finansowej - to jest to niestety efekt złego zarządzania - stwierdził.

I zaznaczył, że sytuacja PTT będzie badana przez dyrektora departamentu kultury - Agatę Grendę. - Weźmiemy pod uwagę wszystkie wiarygodne dokumenty dostarczone nam w tej sprawie - zapowiedział marszałek. Wychodząc zwrócił się do tancerzy: - Życzę państwu więcej optymizmu. Kultura, która ma swoje prawa, u nas akurat jest bardzo mocno dotowana. Ale trzeba też uwzględniać inne sfery życia.

Zabrakło ministerialnych dotacji

Po spotkaniu z artystami Marek Woźniak na kilka minut zaprosił do swojego gabinetu dziennikarzy.

- Przeprowadzone w teatrze kontrole wykazały pewne nieprawidłowości, na przykład wypłaty pieniędzy za umowy, które jeszcze nie zostały zrealizowane: to jest fakt - mówił do kamer. Zaprzeczył, jakoby dotacja dla teatru Ewy Wycichowskiej starczała jedynie na bieżące utrzymanie. Według niego jest ona na ściśle określonym poziomie od lat, choć - jak to we wszystkich instytucjach - podlega pewnym wahaniom.

Problem, zdaniem marszałka polega na tym, że w ostatnich latach zespół PTT realizował swoją ofertę programową za pieniądze, które zdobywał w ministerialnych konkursach. A w tym roku tych pieniędzy nie dostał. - To jest powód, dla którego możemy rozważyć zwiększenie naszej dotacji, ale oczywiście nie pokryje ona w stu procentach założonej dotacji centralnej - zastrzegł. I zapowiedział, że wkrótce urzędnicy i dyrekcja teatru spotkają się, by przeanalizować wydatki i perspektywy zespołu.

- To od dyrektora danej instytucji zależy, jak gospodaruje pieniędzmi. Jeśli ma za dużo ludzi, a obniża mu się budżet, to powinien zastanowić się, czy wszyscy są mu potrzebni: redukcja to jest oczywiście najbardziej drastyczna forma radzenia sobie w trudnej sytuacji finansowej, ale tak dzieje się wszędzie - stwierdził marszałek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji