Zabójcze upiory mózgu
Kalkwerk. Miejsce wymarzone i przeklęte. Miejsce twórczej inwencji i niemożności spełnienia. Miejsce lęku i cierpienia, miłości i zbrodni.
W Kalkwerk Konrad postanowił napisać wielki traktat o słuchu, nad którym pracuje od lat. Traktat nie tylko medyczny, filozoficzny, matematyczny, muzyczny, lecz dzieło totalne, absolutne, ujmujące całą tajemnicę. I - choć poświęca mu wszystko - nie jest w stanie przelać myśli na papier. Zapisanie gotowej koncepcji nieustannie napotyka przeszkody nie do pokonania. A jednocześnie staje się jedynym sensem życia, obsesją, wreszcie natręctwem prowadzącym do obłędu. Konrad mówi: gdziekolwiek spojrzeć - niewykorzystane sytuacje. Męka tworzenia, poszukiwanie doskonałości, Absolutu - to warunek podróży przez życie. A życie to twórczość. I ta upiorna niemoc przekazania. A twórcą jest się tylko wówczas, gdy każde kolejne dzieło staje się nową, niewykorzystaną sytuacją. Paradoks wieść może do szaleństwa, do rozwiązań ostatecznych.
Żona Konrada to kaleka przykuta do inwalidzkiego wózka. Nie jest łatwo z nią żyć. Trzeba ubierać ją, czesać, nosić. Jest dla męża obiektem chorych eksperymentów, zmuszanym do niesamowitych ćwiczeń słuchowych, przedziwnych lektur. Pogłębiająca się choroba psychiczna Konrada stopniowo wyzwala w niej sprzeciw. Udręczona kobieta stawia wreszcie pytanie, czy wyszła za mąż tylko za wariata, czy również geniusza. Odpowiedzią jest morderstwo, jakiego zdesperowany Konrad dopuszcza się na wycieńczonej kobiecie. W nocy, z 24 na 25 grudnia. W dwa dni, jakie upłynęły od zabójstwa, rozpoczyna się spektakl. Później poznajemy projekcje umysłu bohatera. I mamy prawo wyjść z teatru zdruzgotani.
Przedstawienie Krystiana Lupy jest, jak mówi sam reżyser, kolejną niewykorzystaną sytuacją. W jego twórczości na tyle jednak ważną, że krytycy niemal w całej Europie, wszędzie, gdzie spektakl był pokazywany, uznawali go za arcydzieło. To prawda, że w Teatrze Lupy widz spotyka się z alchemią sceny, aktorstwa, intelektualną nieskończonością, w przypadku "Kalkwerk" również z emocjonalną kaźnią.
Genialność tego przedstawienia polega na niewiarygodnie precyzyjnej analizie tworzywa literackiego i fenomenalnej scenicznej syntezie. Trudno wyobrazić sobie doskonalszą formę przekazania idei zawartej w Kalkwerk i "Kalkwerk". Bohaterami, obok reżysera, są również odtwórcy głównych ról: wstrząsająca Małgorzata Hajewska-Krzysztofik i Andrzej Hudziak, którego Konrad fascynuje, budzi strach, przywodzi fatalną refleksję o rozpadzie osobowości, wpędza w mrok przygnębienia.
"Kalkwerk", przygotowany na zamówienie organizatorów Mittelfest 1992, miał swą światową prapremierę 30 lipca tegoż roku właśnie na Festiwalu Europy Środkowej w Cividale del Friuli we Włoszech, a premierę polską - w listopadzie tego samego roku na scenie Starego Teatru w Krakowie. Po pięciu latach przerwy, powrócił na afisz w roku 2003.
Podczas łódzkiej prezentacji w Teatrze Powszechnym zajęte były wszystkie miejsca siedzące i stojące. Po czterech godzinach w Kalkwerk skupieni widzowie klaskali stojąc.