Artykuły

Rok Polski w Rosji, ale bez Kremla

Wpuszczajmy więc wirusa wolności, ale mądrze i skutecznie. To znaczy - nie współpracujmy z władzami. Możemy po tamtej stronie znaleźć partnerów w środowiskach krytycznych wobec Kremla. Tych, które zorganizowały w Moskwie 50-tysięczną manifestację przeciw okupacji Krymu. Rosyjska władza będzie organizatorom nieprawomyślnych imprez rzucać kłody pod nogi, ale co z tego? Niech rzuca - pisze Wojciech Maziarski w Gazecie Wyborczej.

"Zamiast bojkotować, wpuśćmy do putinowskiego systemu wirusa wolności" - pisał Roman Pawłowski, namawiając, by nie odwoływać Roku Rosji w Polsce i Roku Polski w Rosji. Pawłowski uważa, że zaplanowane na ten rok polskie imprezy kulturalne sprzyjałyby demokratyzacji i otwarciu Rosji na świat.

Myślę, że mój redakcyjny kolega myli epoki. Owszem, za czasów ZSRR, gdy od Zachodu odgradzała nas żelazna kurtyna, kultura stosunkowo liberalnej Polski była dla rosyjskich inteligentów oknem na świat. Czytali "Przekrój", oglądali nasze filmy, słuchali Skaldów. To była namiastka Zachodu, tak jak dla nas namiastką zachodniej kultury rockowej były węgierskie zespoły Omega i Locomotiv GT.

Dziś żelaznej kurtyny nie ma. Jeśli wielu Rosjan - bo przecież nie wszyscy - zamyka się w imperialno-nacjonalistycznym getcie, to nie dlatego, że nie mają dostępu do światowego obiegu kulturalnego i nie mogą obcować z dziełami sztuki współczesnej.

Zgoda, należy wpuszczać do putinowskiego systemu wirusa wolności - tyle że współpraca kulturalna z władzami w Moskwie będzie mieć odwrotny skutek. Kreml najprawdopodobniej wykorzysta ją do celów propagandowych, wmawiając społeczeństwu, że zachodnie sankcje się nie udały i nie ma żadnego bojkotu Rosji.

Wpuszczajmy więc wirusa, ale mądrze i skutecznie. To znaczy - nie współpracujmy z władzami. Możemy po tamtej stronie znaleźć partnerów w środowiskach krytycznych wobec Kremla. Tych, które zorganizowały w Moskwie 50-tysięczną manifestację przeciw okupacji Krymu. Rosyjska władza będzie organizatorom nieprawomyślnych imprez rzucać kłody pod nogi, ale co z tego? Niech rzuca.

Podejrzewam, że opór części środowisk artystycznych w Polsce przeciw odwołaniu międzyrządowej imprezy wynika z tych samych przyczyn, dla których Zachodowi trudno jest zastosować zdecydowane sankcje wobec Rosji - bo byłyby one bardzo bolesne także dla Zachodu. Dla wielu biednych placówek kulturalnych finansowana przez rząd impreza to dar niebios. Do udziału zgłosiło się ponad 200 instytucji, przedstawiając projekty wycenione łącznie na ponad 65 mln zł. Przez pierwszy etap przeszło 87 zgłoszeń teatrów, orkiestr i muzeów. Teraz dowiadują się, że zapewne przedsięwzięcie zostanie odwołane. Być może uważają, że nie stać ich na taki gest, jaki wykonał Daniel Olbrychski, odmawiając grania w moskiewskim przedstawieniu "Porwanie Europy".

Może więc warto uświadomić im, że zamiast oficjalnej, międzyrządowej mogą mieć imprezę społeczną, niezależną, choć dotowaną z budżetu (rząd chyba by się nie uchylił, skoro zostałyby mu środki po odwołanym Roku Polskim). Pewnie rozmach takiego niemal drugoobiegowego przedsięwzięcia byłby mniejszy, ale korzyści dla Polski i demokratycznej Rosji o wiele większe.

Tylko jeden postulat zwolenników bojkotu wydaje mi się absurdalny: by Rok Polski w Rosji zastąpić Rokiem Polskim na Ukrainie. Proszę bardzo, zorganizujmy ten ostatni, ale dlaczego zamiast? Dlaczego bliskie związki z demokratyczną Ukrainą miałyby wykluczać współpracę z demokratyczną Rosją?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji