Artykuły

Zabrakło pieniędzy na serial o Janie Kiepurze

- Nastąpiło zmęczenie materią. A poza tym nie mogłem porozumieć się z nowo wybranym burmistrzem Krynicy. Skoro go mieszkańcy wybrali, niech się z nim męczą. Ja nie muszę - Bogusław Kaczyński wyjaśnia, dlaczego zrezygnował z Festiwalu Kiepury w Krynicy i dlaczego nastąpił w Polsce upadek opery.

Nie organizuje już Pan Europejskiego Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy. Dlaczego?

- Nie robię tego od trzech lat. Podziękowałem i zrezygnowałem, choć byłem dyrektorem 28 lat. Nastąpiło zmęczenie materią. A poza tym nie mogłem porozumieć się z nowo wybranym burmistrzem Krynicy. Skoro go mieszkańcy wybrali, niech się z nim męczą. Ja nie muszę. Ja mogę jeździć do miast, gdzie na mnie czekają, chcą słuchać, biją brawo.

28 lat to długo. Jak ten festiwal ewoluował?

- Rozpoczynał się jako Festiwal im. Jana Kiepury. A przez ostatnie 10 lat mojej dyrekcji nadałem mu tytuł Europejskiego Festiwalu im. Jana Kiepury i wydłużyłem do dwóch tygodni.

Czy spotkał Pan Jana Kiepurę osobiście?

- Nie. Niestety, Jana Kiepury nie spotkałem, bo trochę minęliśmy się w czasie. Zmarł, kiedy byłem jeszcze zbyt młodym człowiekiem, ale mogę śmiało powiedzieć, że przyjaźniłem się z jego bratem Władysławem Ladisem-Kiepurą, również znakomitym śpiewakiem, który na koniec swego życia mieszkał na Florydzie. Jeździłem do niego trzy razy. Byłem jego gościem w Fort Lauderdale i tam całymi dniami rozmawialiśmy o Janie Kiepurze i o sadze rodu Kiepurów. Były to wspaniałe opowieści. A poza tym przyjaźniłem się z żoną Jana Kiepury Martą Eggerth, którą poznałem w Nowym Jorku. Utrzymywaliśmy przyjacielskie kontakty aż do końca jej życia. O chłopaku z Sosnowca, jak nazywa się Kiepurę, powstały książki. Czy nie uważa Pan, że jego życie to świetny materiał na serial?

- Lat temu 30 zespół filmowy zamówił u mnie wieloodcinkowy scenariusz serialu o Janie Kiepurze. Napisałem 10 odcinków, no i kiedy doszło do realizacji, okazało się, że Polski nie stać na zrobienie tego serialu, bo to niezwykle kosztowne, z uwagi na rozległość kariery Jana Kiepury obejmującej cały glob. To była jedna trudność, a druga to ta ze znalezieniem wykonawcy roli Kiepury. Bo Kiepura to nie tylko uroda amanta filmowego, ale i charakterystyczny głos. Kiepura zaśpiewał dwa dźwięki i wszyscy wiedzieli, że to on. Takiego artysty nie znaleziono i odłożono serial na lepsze czasy. Był to początek polskiej transformacji. Myślano, że za pięć czy dziesięć lat, ale do tej pory nie udało się. Zepchnięto wszystko na dalszy plan. Patrząc na to, co dziś się dzieje w telewizjach, gdzie zepchnięto muzykę na dalszy plan i wprowadzono w to miejsce amatorskie skowyty, trzeba będzie na ten serial czekać chyba bardzo, bardzo długo.

Powiedział Pan, że wtedy nie znaleziono odtwórcy postaci Kiepury. A dziś? Są tenorzy, którzy mogliby unieść ciężar tej roli?

- Jeślibym mógł szukać na świecie, to można byłoby znaleźć, ale to jest problem, bo oni nie graliby w języku polskim. A serial ten powinien być po polsku.

A więc nie ma szans?

- Czasy są coraz gorsze. Wszystko, co dotyczy wysokiej kultury, zdjęto z telewizji.

Pamiętamy doskonale Pana program "Operowe qui pro quo". W którejś z naszych rozmów obiecał Pan książkę na jego temat.

- Noszę się ciągle z zamiarem jej napisania, ale wszystko po kolei. Obecnie pracuję nad biografią Ady Sari, którą jej obiecałem. Przez 50 lat zbierałem materiały, a teraz piszę. A jeśli chodzi o "Operowe qui pro quo" w moich książkach ciągle odżywają te programy i masa fotografii z nich pochodzących. Mam ogromne archiwum i książkę na ten temat napiszę.

Jak Pan dzisiaj ocenia kondycję polskiej opery?

- Polska opera jest w tak kompletnym upadku, że trudno na ten temat mówić. Stała się tragedia, tak zresztą jak w polskiej piłce nożnej. To mniej więcej ten sam poziom. Natomiast cieszę się, że mamy śpiewaków, którzy wyjechali z Polski i zrobili międzynarodową karierę i rozwinęli swój głos. Ukierunkowano ich fachowo, bo w świecie operą kierują fachowcy. W Polsce operą kierowali koledzy, działacze partyjni albo sekretarze partii z małego miasteczka. To było obojętne. Trzeba było obsadzić kogoś na stanowisku, to obsadzano. Najlepiej w operze.

Czy to oznacza, że aby polscy śpiewacy mogli odnieść sukces, muszą wyjechać z kraju?

- Aby zrobić światową karierę, trzeba wyjechać, jak Ada Sari, Jan Kiepura czy Adam Didur. I często do Polski przyjeżdżać. Bywać tu nieustannie i występować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji