Artykuły

Cierpię jak każdy, ale z tego biorę swą siłę

- Historia Leara to historia stawania się człowiekiem - ANDRZEJ SEWERYN mówi o pracy nad rolą Króla Leara, o polityce, władzy i relacjach z dziećmi.

Pracuje pan nad rolą Leara, króla i ojca, który stoczył się na dno: rolą legendą uważaną za ukoronowanie aktorskiej kariery. Pana broda wskazuje, że już się pan przeobraża z myślą o premierze.

Andrzej Seweryn: "Nie wstyd ci patrzeć na tę siwą brodę?" - mówi Lear do swej córki Goneryli. Chcę być wierny Szekspirowi jak aktorzy, którzy grali tę piękną rolę: Bogusław Kierc, Józef Węgrzyn, który przyklejał brodę, czy Tadeusz Łomnicki, któremu...

Nie dane było dożyć swej premiery, ale interpretował fragmenty Leara w telewizyjnym spektaklu "Stalin" Kazimierza Kutza. Zagrał żydowskiego aktora dręczonego przez radzieckiego satrapę. Ostatnia scena pokazywała, jak Łomnicki z walizką wychodzi z telewizyjnego studia, by pojechać do Teatru Nowego w Poznaniu.

- Symboliczna scena. Przeczytałem "Notatnik Teatralny" poświęcony tej niespełnionej roli Tadeusza Łomnickiego.

W "Stalinie" pokazał transformacje Leara. Zmieniał się w sekundę, tak jak człowiek opętany szaleństwem.

- Jeśli chodzi o transformacje Łomnickiego, oczywiście wszyscy pamiętamy Ar turo Ui, Łatkę, "Pamiętnik szubrawca". W kontakcie z każdą postacią jego bohater stawał się innym człowiekiem. Był fantastycznie precyzyjny. Mówił, że role powinny być wyraziste jak czarna plama na białym tle. Learem był opętany. Pracował nad nim wiele lat. Dobrze wchodzić w rolę z taką legendą. Bardzo mnie to stymuluje.

Jak pan zaczął myśleć o bohaterze, którego głównym problemem jest odchodzenie i przemijanie wszystkiego, co ludzkie i ziemskie?

- Myśli były mniej lub bardziej zasadnicze. Na przykład moja twarz nie kojarzy się natychmiast z twarzą starca. Stąd moja broda, którą reżyser Jacques Lassalle życzliwie zaakceptował. Lear ukoronowaniem aktorstwa? Nie wiem. Laurence 01ivier grał Leara w wieku 37 lat. Potem powrócił do niego, kiedy miał już kłopoty z poruszaniem się. Olivier mówił, że pierwszy raz grał Leara za wcześnie. A czy za drugim razem stało się to za późno?

A co pan myślał o wieku, w którym można grać Leara?

- Mieliśmy z Jackiem Lassallem realizować "Króla Leara" w Komedii Francuskiej ponad dziesięć lat temu. Warszawska realizacja jest powrotem do naszych dawnych planów.

Lear jest dla nas ważny, bo to nie tylko król, władca, polityk, ale i głowa rodziny - ojciec, który dzieląc schedę po sobie, żąda od córek deklaracji bezwzględnej, bezkrytycznej miłości i traci ją.

- Lear jest ważny dla nas dlatego, że pokazuje zagadkę ludzkiego losu. Nieprzewidywalność naszych emocji i wyborów. Pytanie, dlaczego Lear zachował się tak, jak się zachował, pozostaje otwarte. Tadeusz Łomnicki mówił, że Lear jest głupi. Słusznie. Ale jak to pokazać? Przecież po to jestem na scenie.

Lear jest głupi?

- I naiwny.

Naiwny, bo jako zły ojciec oczekuje od dzieci miłości?

- Jest naiwnym politykiem. Nawet historia Polski pokazuje, że podział nigdy nic dobrego nie przynosił królestwu, państwu. Już Rzymianie mówili "Dziel i rządź". To jest możliwe, jeśli się sprawuje władzę, ale na pewno nie wtedy, kiedy sieją oddaje. Wtedy nadzieja na to, że państwo przetrwa - jest właśnie objawem naiwności.

Lear oddaje władzę, ale chce dalej rządzić, jak to mówi Lech Wałęsa, z tylnego fotela?

- Są tacy, którzy uważają, że jego decyzja ma być przejawem sprytu, przebiegłości. Podzielić królestwo, a potem przyjeżdżać do osłabionych spadkobierców i kontrolować ich uszczuploną władzę. Ale rzeczywistość okazuje się inna. Podczas pierwszej wizyty u córki Learowi grozi odebranie przybocznej straży, a służba traktuje go z nonszalancją na rozkaz córki.

A czy przed abdykacją Lear był szanowanym politykiem?

- Był. Sprawował władzę absolutną.

Bano się go, ale nie szanowano, stąd bunt.

- Nie znam żadnych przejawów wcześniejszego lekceważenia Leara. To polityk, który sprawował władzę bardzo długo. Około 60 lat. Naprawdę nie da się wykluczyć, że miał już dość rządzenia. Sprawowanie władzy nigdy nie jest czystą radością. Uzależnia, jest narkotykiem. Albo afrodyzjakiem. Mamy na to dowody w dawnym bloku komunistycznym, krajach faszystowskich czy w monarchiach. Myślę, że pod koniec życia Lear stał się złym politykiem.

Wcześnie był dobrym, bo skutecznym?

- Oczywiście. W polityce to jest tożsame. Było kilku takich polityków w historii świata. Czy służyli społeczeństwu? Na pewno sobie.

A kto jest w Polsce politykiem, który chce dzielić, żeby rządzić?

- Odpowiedź jest prosta, ale wróćmy do Leara. Mówimy o władcy, którego postępowanie osłabia państwo, powoduje wojnę, zniszczenia rodziny i kraju. Czy można było tego uniknąć? Przy okazji premiery "Leara" Teatr Polski organizuje kolejne Forum Dyskusyjne. Tematem będzie pytanie: "Czy można oddać władzę?". Zaprosiliśmy teologa, księdza profesora Grzegorza Strzelczyka, oraz pana ambasadora Stanisława Cioska. Będziemy rozmawiali o papieżu Benedykcie XVI, o historii oddania władzy przez PZPR, ale i o władzy rodziców itd. A Lear? Niewykluczone, że musiał zrezygnować. Co miał zrobić?

Rządzić do końca.

- Powie pan Benedyktowi XVI, że źle zrobił, ustępując? Co by było, gdyby Lear nie oddał władzy? Umierałby jak Jan Paweł II, który odchodząc, pokazał nam prawdę o człowieku? Prawdę o tym, jaki jest nas wszystkich kres.

I pokazał nam to dziś, kiedy prawdziwa starość nie jest tematem na okładkę w czasach glamour.

- Chyba że przynosi pieniądze. W tym celu mistyfikuje się ją w postaci reklam o ubezpieczeniach na późną starość, o lokatach i kosmetykach albo o przemyśle turystycznym. Wracając do Jana Pawła II: wybór jego następcy nie groził wojną. Tymczasem, gdyby Lear nie dokonał wyboru - mogłaby wybuchnąć wojna o sukcesję. Taka jest różnica między władzą duchową a polityczną.

A jakie jest rozwiązanie?

- Mordować!

Kogo chce pan mordować?!

- Dwie z trzech córek! Zostawić sobie tylko jednego sukcesora! Czego się nie robi dla dobra państwa! Żartuję, oczywiście.

W polityce liderzy szachują swych partyjnych aktywistów, którzy nigdy nie mogą być pewni, czy zostaną jedynkami na listach wyborczych.

- Kiedyś był we francuskiej partii socjalistycznej spór między premierem Lionelem Jospinem i Laurentem Fabiusem, wcześniej premierem, a obecnie ministrem spraw zagranicznych. Spór "na śmierć i życie". I wtedy ukazał się satyryczny rysunek w "Le Monde" autorstwa Plantu. Na obrazku Reagan i Gorbaczow rozmawiali w Rejkiawiku. Jeden zadaje kardynalne pytanie o przełom i rozbrojenie, o przyszłość świata, a drugi mu odpowiada: daj spokój, ja mam problem z Jospinem i Fabiusem! Taka bywa polityka. Egoistyczna, małostkowa. Oczywiście, bycie numerem jeden na liście może być czyimś największym problemem. Ale co to ma za znaczenie wobec spraw naprawdę ważnych? Wobec sytuacji związanej z wydarzeniami na Ukrainie. Śmieszne to, a nawet żenujące.

- To prawda, ale kiedy dochodzimy do normalności - jedynki są ważne, bo okazuje się, że nie ma bezinteresownej władzy.

To, co pan mówi, może być interpretowane jako przyzwolenie na łamanie zasad, na hipokryzję czy korupcję. Czy Tadeusz Mazowiecki sprawował funkcję premiera, ponieważ miał jakieś interesy do załatwienia? Czy my naprawdę uważamy, że rządzenie to jest łatwy chleb? Ja nie mówię o pasji, egoizmie i męskich wyzwaniach naszych liderów. Aktorzy też chcą grać Hamleta i zdobyć Oscara. W każdym środowisku trwa wyścig o zaszczyty. Ale ja myślę o tym, co naprawdę jest szkodliwe i karygodne - o korzyściach materialnych, ukrytych udziałach w spółkach albo o lewych kontach w Szwajcarii.

Może w realiach polskiego piekła największą nagrodą dla pierwszego jest nie willa, lecz świadomość, że to on rządzi, a nie ten drugi.

- Kiedyś ukazała się świetna książka francuskiego politologa Alaina Duhamela o tym, jaki to trudny zawód: polityk. Oczywiście, kamery telewizyjne skierowane są na posła, który jechał po pijanemu, kupił taniej działkę albo dostał zegarek. Oczywiście, słusznie się to krytykuje. Ale nie należy zapominać, że jest to ciężka harówa i odpowiedzialność uczciwych ludzi. Jestem dyrektorem teatru i zaczynam wiedzieć, czym jest i może być zarządzanie. Jest się odpowiedzialnym za wszystko. Na szczęście mieszkam blisko teatru. Inaczej załatwiłbym tylko połowę spraw i nie miałbym chwili na wypoczynek.

Wróćmy do forum. Czy Stanisław Ciosek reprezentuje partię, która realnie oddała władzę czy też wykonała tylko trik, żeby zachować wpływy w inny sposób?

- Ja wiem, że się mówi o oddaniu ekonomii komunistom. Ale jeśli tak - to pytam, kto był wówczas gotów do kierowania przedsiębiorstwami? Czy jesteśmy teraz w tragicznej sytuacji gospodarczej?

Chodzi o uwłaszczanie się na państwowym majątku. Nie wszyscy mogli. Zwłaszcza ci, co walczyli o nową Polskę.

- Z tym się zgadzam. Ale może to była cena za bezkrwawą zmianę? Nie bądźmy naiwni - widział pan zmianę systemu bez ofiar i rozlewu krwi?

Polacy myślą w skrajnie idealistyczny sposób?

- Czy jest ktoś, kto odda władzę bez walki? Za nic? Bardzo ciekawe pytanie. Zadamy je panu Cioskowi.

To prawda: ludzie systemu zbudowanego na terrorze, wspieranego przez Moskwę, mogli nie chcieć oddać władzy za darmo.

- Rozumiem, co pan mówi. Oczywiście, w spektaklu nie będzie zdjęć z grudnia 1970 roku. Ale nikt nie broni widzom stawiać pytań o sens różnych historycznych przesileń.

Nie tylko w dynastiach, ale i w zwykłych rodzinach ojciec dzieli majątek, pisze testament, a wtedy ujawniają się skrywane przez lata napięcia. Znam rodzinę, w której ojciec trzymał w szachu trzech dorosłych synów do końca życia, zwlekając z napisaniem testamentu. Podobny model opisał w "Braciach Karamazow" Dostojewski. Skąd biorą się takie historie?

- Ze słabości, z głupoty. Może w ojcu żyło skrzywdzone dziecko, które zarażało swoją krzywdą kolejne pokolenia? Generalną przyczyną jest na pewno brak miłości i brak wiary. Brak wiary w ład moralny.

Dzieci szantażowane niedającym się przewidzieć podziałem majątku są jak zakładnicy terrorysty.

- Jeśli tak się zdarza, można wtedy mówić o paraliżu rodziny. I niszczącym oczekiwaniu. W przypadku rodziny Leara wiemy tylko tyle, że interesował się wyłącznie najmłodszą córką, czyli Kordelią.

To się zdarza. Pierwsze dzieci są zaniedbane, opamiętanie przychodzi z wiekiem, kiedy bywa za późno na budowanie dobrych relacji z rodziną.

- Lear doczekał się dzieci późno.

To nie ułatwia kontaktu.

- Tak, ale historia Leara to historia stawania się człowiekiem. W czasie burzy mówi: "O jakże mało troszczyłem się o to / Przepychu, zażyj lekarstwo/ Pyszałku, otwórz się na to, co czują nędzarze". Dla cyników są to słowa, których słuchają często - i nic z tego dla nich nie wynika. Innym przypominają Ewangelię.

To jest spowiedź życia.

- Spowiedź i próba otwarcia się na drugiego człowieka. Na jego ból i cierpienie.

Jeśli ojciec dbał tylko o jedną córkę - to wrogość, jaka spotyka go ze strony dwóch innych, jest zrozumiała. Ale dlaczego ojcowie popełniają takie błędy?

- A nie zna pan rodzin, gdzie jedno dziecko jest uważane za lepsze i wywyższane, a drugie za gorsze i poniżane?

Ludzie bywają niedojrzali. Mylą się. Mylą się w ocenie innych i krzywdzą ich. 0 tym m.in. jest "Król Lear". Regana i Goneryla są córkami mniej kochanymi od Kordelii. Złożoność sytuacji polega na tym, że Lear chce przydzielić każdej córce, każdemu dziecku - równą część królestwa. Czy to są powody, żeby skazać go na śmierć? Troszeczkę to za mało.

Jest pan nie tylko aktorem, ale i ojcem. Jak wychowywać dzieci, żeby nie miały poczucia krzywdy, gdyż brat albo siostra są faworyzowane.

- Przede wszystkim nie faworyzować nikogo.

Były momenty, kiedy musiał pan korygować swoje zachowanie?

- Jestem wystarczająco samokrytyczny, żeby korygować siebie i kontrolować się. Moje dzieci wiedzą, że kocham je wszystkie.

Dlaczego Kordelią odmawia publicznej deklaracji miłości do ojca?

- Kordelia nie chce kłamać. Godna swojego ojca - ostra, zdecydowana, zdolna, by być wodzem. Staje na czele armii francuskiej i potrafi prowadzić ją na wojnę. Ona - Angielka. Sposób, w jaki mówi do ojca w pierwszym akcie, to potwierdza. To słowa o braku, który czyni ją bogatszą: "Brak przypochlebnych oczu i języka/Którego wcale mieć nie pragnę/ Chociaż to, że go nie mam, odbiera mi ciebie". Tak się wyraża jej duma i przekonanie o własnej wartości.

Są ludzie, którzy nie mają problemu z mówieniem pochlebstw. Są i tacy, którzy nie mają takiej łatwości lub uważają, że nawet bliskiej osoby nie trzeba dopieszczać, bo już sama obecność przy niej jest najwyższą formą wyznania.

- Przychodzi mi na myśl molierowski Alcest, który mówi, że zawsze trzeba mówić prawdę, i Filint, który dziwiąc się zbytniej szczerości, pyta: a po co zawsze mówić prawdę? Zawsze można milczeć. Wielu jest dziś mizantropów, którzy widzą tylko czubek własnego nosa i budują wszystko na własnej prawdzie. A nie ma jednej prawdy. Jest prawda moja i twoja. I pytanie: czy zawsze należy mówić prawdę? Ale którą? Każda z nich jest subiektywna i rzadko niewinna. Czy człowiek musi być szczery?

Ważnym tematem "Króla Leara" jest cierpienie. Czym jest dla pana?

- Cierpię jak każdy człowiek na świecie. Wydaje mi się jednak, że jestem tak opętany zawodem, że po każdym traumatycznym doświadczeniu mogłem z niego czerpać siłę dla mojego aktorstwa. Każdy człowiek stara się korzystać z doświadczeń życia, ale tylko aktor może mówić o takiej korzyści, o jakiej mówię w tej chwili. Są aktorzy, którzy obserwują siebie, zadają sobie pytania: Co się dzieje z mymi rękami, kiedy cierpię? Jak oddycham? Jak reagują moje oczy? A głos? Czasami ból czy cierpienie wywołują krzyk. Ale czy pan słyszał, żeby ktoś sobie z tego powodu zdarł głos? Wszystko jest organiczne, dąży do rozluźnienia.

Co pana najbardziej dotykało?

- To, że ktoś cierpiał z mojego powodu.

Był pan gwiazdą w Komedii Francuskiej, gdy w Polsce dokonał się teatralny przewrót, a kiedy wrócił pan do Polski - część recenzentów uważała, że mija się pan z czasem. Czuł się pan niesprawiedliwie traktowany przez recenzentów.

- Proszę tego nie mówić w czasie przeszłym.

Czy to wywołuje w panu...

- Nie. Już jestem na to za stary. Nie ma jednej prawdy. Jest moja prawda i prawda ludzi piszących. Oczywiście, jest mi czasami z powodu niektórych recenzji przykro. Wolałbym, żeby były pozytywne. Ale gdybym się przejmował tym, co piszą, musiałbym chyba zwariować. I nie mówię o ocenach, tylko o kompromitujących błędach rzeczowych. Lata pracy na scenie sprawiły też, że potrafię sam ocenić, co było dobre, a co złe.

Co się panu nie udało?

- Pozwoli pan, że listę moich porażek zachowam dla siebie.

***

SZEKSPIR I MOLIER ANDRZEJA SEWERYNA

Lear to kolejna szekspirowska rola Andrzeja Seweryna w jego dorobku. Wcześniej zagrał na deskach warszawskiego Teatru Polskiego, którym kieruje, Prospera w "Burzy" w reżyserii Dana Jammetta. Występował w spektaklu "Szekspir Forever!" złożonym z wielkich Szekspirowskich monologów. W Teatrze Narodowym wyreżyserował "Ryszarda II", a wcześniej w Teatrze Telewizji zagrał Koriolana w spektaklu Mirosława Borka oraz Ryszarda III w telewizyjnym spektaklu Feliksa Falka. Premiera "Króla Leara" w reżyserii Jacques'a Lassalle'a, byłego dyrektora Komedii Francuskiej w Paryżu, odbędzie się 26 kwietnia w warszawskim Teatrze Polskim. Kostiumy i scenografię przygotuje Dorota Kołodyńska. Grają: Marta Kurzak (Goneryla), Anna Cieślak (Regana), Lidia Sadowa (Kordelią), Piotr Cyrwus (Hrabia Kent), Jerzy Schejbal (Hrabia Gloucester), Jarosław Gajewski (Błazen). Andrzej Seweryn spotkał się ze słynnym francuskim reżyserem, m.in. pracując na rolą Don Juana. W Teatrze Polskim Lassalle wystawił "Szkołę żon". Andrzej Seweryn zagrał wtedy główną rolę Arnolfa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji