Artykuły

Andromacha

W poniedziałkowym te­atrze TV obejrzeliśmy "Andromachę" - Eurypidesa w reżyserii Jana Maciejewskiego. I chociaż sztuki klasyczne (szcze­gólnie te, które decyduje się ro­bić telewizja) nie zawsze dostar­czają nam satysfakcji estetycz­nej, to tym razem przedstawie­nie Maciejewskiego było ze wszech miar udane, wprost prze­mawiało do widza.

Stało się tak zapewne dlate­go, że reżyser i aktorzy wyakcentowali treści interesujące współczesnego odbiorcę. Zrezygnowali przy tym z odtwarza­nia "ducha klasycznego" utwo­ru, który wydaje się nam obcy. Wiemy przecież, że ów "duch", w ogóle - świadomość starożytnych Greków zakładała doskonałą harmonię pomiędzy światem ludzkim i boskim, że spoidłem tych dwu światów były normy moralne i obyczajowe, jednako dotyczące bogów i ludzi. Mówił o tym Lukacs: "Granice między światem a jednostką, światłem a ogniem są wyraźne, lecz osta­teczna obcość nigdy ich nie roz­dziela. Gdyż ogień jest duszą każdego światła i w światło odziewa się każdy ogień. W owej dwoistości każdy czyn duszy na­biera cech skończoności i rozumności; staje się doskonały w swym sensie i zarazem doskona­ły dla zmysłów".

W przedstawieniu Maciejew­skiego nie chodzi jednak o po­kazanie, w jaki sposób ogień i światło, to co materialne, ludz­kie i to, co boskie tworzą jed­ność. Wyakcentowany został przede wszystkim moment buntu przeciw złu, i to takiemu złu, które człowiek w swym realnym bytowaniu odczuwa bezpośred­nio. Człowiek ów nie różnicuje zła, tzn. jednako buntuje się przeciw innym ludziom, jak i przeciw bogom, którzy je przynoszą. Wie, że jego los wyznaczony został przez bogów, lecz nie przyjmuje równocześnie tezy, że wszystko, cokolwiek od nich pochodzi, jest dobre, że tylko słaby umysł ludzki owego dobra nie jest w stanie zgłębić. Wie­rząc w swoją wartość, w swo­je prawa żąda, by były one re­spektowane. Jeśli zaś nie są - gotów jest kwestionować cały Olimp.

Człowiek zdaje sobie równo­cześnie sprawę, że świat bogów jest zróżnicowany tak, jak ludzki, że (i tu moment bardzo współczesny) bogowie bywają przewrotni. Z niektórymi z nich gotów jest się sprzymierzyć. Oto Temida - bogini sprawiedliwoś­ci opuszcza Olimp, by wraz z ojcem Achillesa wystąpić prze­ciwko Orestesowi i Menelaosowi. Nie obiecuje wprawdzie zwy­cięstwa, ale pociesza. Ona - Władczyni Praw - idzie wraz z człowiekiem. Jednocześnie fakt, że łączy się z nim dowodzi, iż należy do zbuntowanych przeciw porządkowi świata, przeciw jego niejednoznaczności.

Charakterystyczne jest rów­nież to, że w przedstawieniu zrezygnowano z chóru, który w teatrze greckim pełnił zarazem funkcje narratora i reprezentan­ta niezmiennego porządku mo­ralnego. Kwestie chóru wypo­wiadają poszczególne niewolni­ce, które krążą wokół świątyni. Dzięki temu ukazał reżyser istot­ną właściwość naszych przeżyć moralnych: ich zindywidualizo­wanie, uintymnienie, a przez to kruchość.

W sumie - otrzymaliśmy obraz nas samych, uwikłanych w pokrętne linie życia. Cieszą­cych się ze zwycięstw i rozpaczających nad klęskami. Środki telewizyjne: światło, muzyka (A. Sławińskiego) i scenografia umożliwiły wydobycie z dramatu jego istotnych walorów arty­stycznych.

Oto rozpaczająca Andromacha - żona Hektora (Z. Mrozowska) na ruinach świątyni rozważa przewrotność ludzką. Jest znie­wolona podwójnie: jako branka ze zwyciężonej Troi i jako nałoż­nica władcy Hellenów. Jej god­ność stanowi jedyną broń prze­ciw Menelaosowi. Swój rozum przeciwstawia zaślepieniu Menelaosa. Mądrość walczy z namięt­nością. Okazuje się jednak, że prawość, godność, rozum są bez­skuteczne wobec podstępnej na­miętności. Pozostaje tylko nadzieja. Lecz ta - nie stanowi nigdy dostatecznego oparcia. Tak jak zawsze. Jak zawsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji