Siedem grzechów polskich
W Teatrze Polskim w niedzielę pokazany będzie spektakl Teatru im. Osterwy z Lublina pt. "Sarmacja". Odbędzie się też spotkanie z autorem sztuki Pawłem Huelle.
Paweł Huelle napisał sztukę, której akcję osadził w realiach Rzeczypospolitej sarmackiej. Sarmacja odległa przeszłość czy lustro, w którym się wciąż przeglądamy?
Kto wszedłby do teatru akurat na scenę sejmiku, zobaczył panów w kontuszach i usłyszał krzyki niektórych z nich: - Komisję powołać! Zdrada! Komisję powołać! - pomyślałby, że to jest obraz, wprawdzie w anturażu historycznym, ale żywcem wyjęty z jakichś niedawnych obrad na Wiejskiej. Jednakże pisząc sztukę "Sarmacja", Paweł Huelle rekonstruował precyzyjnie język naszych przodków, a wspomniana scena kłótni została, jak mówi, niemal żywcem wzięta z diariusza sejmowego z XVIII w.
Stąd też"Sarmacja", specjalnie napisana dla Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie i wystawiona w Lublinie 12 kwietnia 2008 r. w reżyserii Krzysztofa Babickiego, ma jakby dwie strony. Z jednej, jest barwnym portretem epoki, polskich typów czasów złotego wieku i liberum veto, w premierowej inscenizacji przywołanych również poprzez piękne kontusze!
Z drugiej strony, Huelle z Babickim otwierają dyskusję, czy i co z sarmacji siedzi w nas nadal, przepoczwarzając się w charakterze narodowym bądź ujawniając w indywidualnych zachowaniach. Było nie było, to jest ta właśnie Polska, którą się chwalimy i do której się tak gorąco przyznajemy. Na dodatek w spektaklu użyto niezwykłego muzycznego komentarza, mianowicie piosenek Jacka Kaczmarskiego.
To bardzo zwarte i zgrabne przedstawienie; jest więc pół żartem, pół najzupełniej poważnie oraz współcześnie, mimo że niby o czasach dawnych. A i lubelski zespół ma tę zaletę, że jest wielopokoleniowy, stąd i wykreować potrafi wiele typów i postaci, że palce lizać.
Rozmowa z Pawłem Huelle
Beata Kęczkowska: Panie Pawle, oceniając naszych przodków, obserwując współczesnych, jakie grzechy uznałby pan za nasze polskie najgłówniejsze?
Paweł Huelle: 1. Nieumiejętność współpracy ze sobą w sprawach ważnych dla społeczeństwa. 2. Prywata i sobiepaństwo na każdym szczeblu drabiny społecznej. 3. Wystawność na kredyt.
O, jest szansa, że teraz grzech ten może powściągniemy. O kredyty jakby trudniej.
Nie miałem na myśli instrumentów bankowych, lecz zasadę "postaw się, a zastaw się". Wielu ziemian, a nawet magnatów bankrutowało po weselu córki czy pogrzebie rodzica. Trzeba się było pokazać... Dzisiaj zaciąga się kredyty przy okazji pierwszej komunii, bo muszą być bardzo kosztowne prezenty i uginający się stół. To jest do szpiku sarmackie.
Przejdźmy do kolejnych win naszych.
4. Niechęć do autentycznych innowacji.
Jakiś przykład?
Od 1989 roku nie wybudowaliśmy ani jednej autostrady czy choćby drogi ekspresowej, która łączyłaby dwa krańce Polski na linii wschód-zachód lub północ-południe. Koleją z Gdańska do Krakowa już wkrótce będzie się jechało dłużej niż sto lat temu z Królewca do Berlina. A PLL LOT przez 20 lat nie może uruchomić linii bezpośredniej z Krakowa do Gdańska.
Grzech nr 5?
Przekonanie o własnej wyjątkowości.
Ośmielam się zaprotestować! Przecież jesteśmy wyjątkowi! Kto wygrał Grunwald? MY! Kto pod Wiedniem? MY! Kto przetrwał zabory? MY! I komunizm? MY! I go obalił? MY! Kto miał naszego papieża Polaka? MY! - że wymienię tylko kilka przykładów naszej wyjątkowości.
Tak, to były wydarzenia fantastyczne, ale niewykorzystane. Po Grunwaldzie nie dobito zakonu, choć byli - by tak rzec - na widelcu. Po Wiedniu - żadnych korzyści politycznych. Papieża cytuje dziś każdy proboszcz, ale nikt nie czyta encyklik Jana Pawła II. Komunizm oczywiście rozsadziliśmy pierwsi, ale kto o tym wie w Europie, na świecie? No i lustrację Niemcy i Węgrzy przeprowadzili znacznie lepiej niż my. Nie do wyobrażenia jest w tamtych krajach - gdyby mieli swojego Wałęsę - żeby go tak poniżać i odmawiać mu wglądu w jego dossier zapisane przez SB. Słowem, wielkie wiktorie nasze - miast wykorzystać - obracamy przeciwko samym sobie. W tym sensie - Gombrowicz by przyklasnął - jesteśmy narodem niedojrzałym.
Grzech nr 6?
Pokazowa i fasadowa religijność. Za tym idzie grzech numer 7: przekonanie, że Matka Boska i Pan Bóg w szczególny sposób opiekują się Polską.
Ciekawe, co by na to rzekł np. ks. Kordecki. Ale niech pan już nie o grzechach, tylko o cnotach. Mamy jakieś narodowe?
Cnotą jest waleczność w stanach ekstremalnego zagrożenia. Rodzinność, gościnność, towarzyskość. Oraz zdolność do improwizacji w każdych warunkach, także wierność do końca - wbrew realnym koniunkturom politycznym. A co do Opatrzności - ani Pan Bóg, ani Matka Boska nie zawarli z nami przymierza Nigdy nie wypowiedzieli się na temat naszej wyjątkowości. Mit o naszym szczególnym przeznaczeniu jest protezą dla pokonanych, nieszczęśliwych, zagubionych. W czasie rozbiorów pełnił funkcję pocieszenia - zrozumiałą.
Dobrze, że pan dodał to o koniunkturach politycznych. Bo już myślałam, że pan utrzymuje, że ta wierność nas w życiu prywatnym jakoś szczególnie wyróżnia...
Biorąc pod uwagę medialny taniec ekspremiera Marcinkiewicza - rzeczywiście w tej materii nic szczególnego nas nie wyróżnia. Ale zostawmy magiel i małpy popkultury. Miałem namyśli Conradowską kategorię wierności. Tej, którą tak pięknie w swoich wierszach opisał Zbigniew Herbert. Tej, którą swoim życiem realizował Władysław Bartoszewski. Jest w tym coś pięknego. Bardzo polskiego. Bardzo.
Rozmawiała Beata Kęczkowska