Artykuły

Jak papież całe Bielsko pogodził

Obok siebie usiedli biskup, prokurator, esbecy i partyjni dygnitarze. Dwa dni później wszystko się zmieniło- z okazji kanonizacji Jana Pawła II Gazeta Wyborcza - Katowice przypomina niezwykłą premierę jego sztuki, która odbyła się 11 grudnia 1981 roku w Bielsku-Białej.

Jak Bielsko-Biała wyglądało 11 grudnia 1981 roku? Mieszkańcy wspominają puste półki w sklepach, przejmujący chłód, smutne twarze przechodniów.

- Można było kupić tylko ocet, niektórzy nie mieli nawet ziemniaków na zimę, bo nie było gdzie ich kupić. Krążyły takie plotki, które zresztą może wcale plotkami nie były, że dostawy żywności są blokowane specjalnie po to, żeby wzbudzić w ludziach gniew, żeby odwrócili się od "Solidarności" - wspomina Henryk Juszczyk, wtedy działacz "Solidarności" i pracownik Bielskiej Fabryki Maszyn Włókienniczych "Befama", a dzisiaj pełnomocnik bielskiego prezydenta Jacka Krywulta.

Ludzie pamiętają przygnębiającą atmosferę napięcia, niepewności, co się może zdarzyć jutro, za dwa dni czy za godzinę. - Coś po prostu wisiało w powietrzu. Wszyscy mieliśmy świadomość tego, że to się wcześniej czy później przeważy w jedną albo drugą stronę. Nie wiedzieliśmy tylko, co się stanie - mówi Juszczyk.

Ale był też inny świat, ładny i sympatyczny: bielski Teatr Polski ze swoim wiedeńskim przepychem, pluszem na ścianach i kryształowym żyrandolem. W okresie międzywojennym teatr ten był jedyną w Polsce zawodową sceną niemiecką. Po wojnie nazwany został "Polskim", by podkreślić, że to nie jest już niemiecka placówka. To teatr, w którym od zawsze porusza się tematy trudne, czasem drażliwe albo i ryzykowne. Wieczorem 11 grudnia 1981 roku odbyła się tu premiera "Jeremiasza" Karola Wojtyły.

Więcej niż spektakl

O tym wszystkim warto przypomnieć przy okazji kanonizacji polskiego papieża, bo Podbeskidzie było z nim związane bardzo blisko. W 1981 roku, gdy w Teatrze Polskim wystawiono "Jeremiasza", nawet rodzinna miejscowość Wojtyły, Wadowice, znajdowała się w tym samym co Bielsko-Biała województwie. W bielskim szpitalu pracował i umarł brat papieża Edmund, a na tutejszym cmentarzu pochowany jest dziadek papieża.

U księdza Józefa Sanaka, zmarłego kilka lat temu proboszcza kościoła pw. Opatrzności Bożej w Białej i legendarnego kapelana podbeskidzkiej "Solidarności", kardynał Wojtyła spędził kilka dni przed wyjazdem na konklawe, z którego miał już nie wrócić. Przyjechał, by odwiedzić parafię na osiedlu Złote Łany. Nie było tam wtedy jeszcze kościoła, dlatego zatrzymał się na plebanii w Białej. Przerwał wizytę, bo został wezwany do Rzymu.

Kiedy się rozeszła wieść o tym jego pobycie na probostwie w Białej, bardzo wielu ludzi chciało zobaczyć tapczan, na którym spał papież na krótko przed tym, gdy został wybrany. Kiedyś księdza Sanaka odwiedziła nawet grupa Amerykanów. Goście po kolei kładli się na słynnym tapczanie i robili sobie pamiątkowe zdjęcia.

Dlatego w sumie nie ma w tym nic dziwnego, że w bielskim Teatrze Polskim zrodził się pomysł wystawienia jednej ze sztuk Karola Wojtyły. Wśród pomysłodawców był Alojzy Nowak, dyrektor Teatru Polskiego. Andrzej Linert, autor monografii bielskiego teatru, napisał o Nowaku, że był żołnierzem armii Berlinga i w jej szeregach zaczynał swoją przygodę ze sceną - od kółka teatralnego w szkole oficerskiej w Riazaniu. Zapamiętano go jako "człowieka ostrożnego i ściśle współpracującego ze służbami specjalnymi", ale z drugiej strony każdy, kto go w tamtym czasie poznał, przyznawał, że potrafił tak zadbać o swój zespół, że po wprowadzeniu stanu wojennego nikt nie został aresztowany.

Jednym z jego dokonań w latach 1980-81 była odważna inscenizacja "Hamleta" z Zygmuntem Markiem Mokrowieckim w roli tytułowej. To przedstawienie odczytywano w kontekście aktualnych wydarzeń politycznych.

- Przeczytałem wszystkie dramaty Karola Wojtyły. Wybrałem "Jeremiasza", bo to sztuka, która byłaby aktualna także dzisiaj. Mówi o kłótniach, podziałach, nierównościach - opowiada Zygmunt Marek Mokrowiecki, wtedy reżyser przedstawienia, a dzisiaj dyrektor Teatru Dramatycznego im. Jerzego Szaniawskiego w Płocku.

"Jeremiasz" to poetycki dramat napisany przez Wojtyłę w pierwszych latach II wojny światowej. Główną postacią jest Piotr Skarga, nadworny kaznodzieja króla Zygmunta III Wazy, który wzywał do zwalczania niesprawiedliwości, do naprawy obyczajów. - By uwspółcześnić spektakl, w jednej ze scen umieściłem osoby w ubraniach, jakie się wtedy nosiło. Na próbie generalnej interweniowała cenzura, ale i tak w czasie premiery udało nam się ten pomysł przemycić. Innych interwencji cenzury chyba nie było - wspomina reżyser.

Mówi, że praca nad tym spektaklem to było coś zdecydowanie więcej niż tylko przygotowania do wydarzenia kulturalnego. Aktorzy to bardzo przeżywali. W mieście wieść szybko się rozniosła. - W teatrze wystawią sztukę papieża. Naszego papieża! - przekazywali sobie ludzie.

Patronat nad przedstawieniem objęła podbeskidzka "Solidarność". Informacja o tym pojawiła się na dole plakatów zapraszających na spektakl. - Nie miałem jednak absolutnie wrażenia, że to wydarzenie polityczne, nie wiązałbym mimo wszystko tej sztuki z polityką. Byłem wtedy zaledwie kilka lat po studiach w Krakowie, zwracałem nawet na to uwagę, że w Bielsku-Białej znacznie mniej niż w dużych ośrodkach artyści angażują się w działalność polityczną - wspomina Leszek Miłoszewski, dzisiaj dyrektor Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej, a wtedy autor recenzji "Jeremiasza" do lokalnego tygodnika "Kronika Beskidzka".

Tłumy na premierze

W 1981 roku bielszczanka Maria Trzeciak miała 18 lat. Z koleżanką kupiła bilety na premierę "Jeremiasza". - Piotra Skargę grał Mieczysław Łęcki, w którym wtedy się ciężko kochałam. Było to wszystko bardzo podniosłe. Zaczynało się od rozmowy posągów w kościele, potem była scena biblijna z prorokiem Jeremiaszem, którego grał Marian Maksymowicz, potężny pan z równie potężnym głosem, idealnie pasujący do roli starotestamentowego proroka - wspomina.

Siedziała na widowni wśród tłumów ludzi. Oprócz zwykłych ludzi na premierze pojawili się m.in. biskup katowicki Herbert Bednorz oraz prokurator wojewódzki. Obok siebie siedzieli księża w sutannach, funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa i partyjni dygnitarze. - To była jedyna taka chwila, kiedy owca była obok wilka, owca była cała, a wilk syty. W jakiś sposób ta sztuka pogodziła wszystkich, co prawda tylko na moment, ale pogodziła - mówi Juszczyk. - Mam wrażenie, że ludzie, którzy pojawili się na premierze, naprawdę chcieli zobaczyć tę sztukę - dodaje.

Maria Trzeciak opowiada, że do dziś pamięta, jak na scenie grupa dziewczyn śpiewała: "O wy wszyscy, wy wszyscy, którzy idziecie drogą, obaczcie, czy jest boleść, jako jest boleść moja". Ludzie na wypełnionej widowni nie kryli wzruszenia. - Wtedy mi się to wszystko bardzo podobało, miało w sobie taki potencjał do stawiania oporu - mówi.

Juszczyk wspomina, jak po przedstawieniu w gabinecie dyrektora toczył ideologiczny spór z jednym z ludzi z miejscowego komitetu partii. - Mam takie wrażenie, że choć generałowie trzymali wszystko w ścisłej tajemnicy, na widowni mogły być osoby świadome tego, jak potoczą się wydarzenia - mówi.

Miłoszewski mówi, że wyszedł z teatru z przekonaniem, że sztuka Wojtyły, choć jak wszystkie bardzo trudna, na bielskiej scenie potrafiła się obronić. - To było po prostu całkiem niezłe przedstawienie - mówi.

Odcięli "Solidarność" z plakatów

Bielska zgoda trwała krótko. 12 grudnia w sobotę "Jeremiasza" pokazano po raz drugi. Na tym przedstawieniu także były tłumy. Trzeciak także się na nie wybrała, tym razem z mamą. W nocy został wprowadzony stan wojenny. - Potem jedni przyszli po drugich - wspomina Mokrowiecki.

Dla wielu działaczy "Solidarności", którzy w piątkowy wieczór oglądali "Jeremiasza", zaczęły się czasy aresztowań i pobytów w obozach dla internowanych. Juszczyk po 13 grudnia musiał się ukrywać. W styczniu 1982 roku został internowany. Po wyjściu na wolność był m.in. kolporterem podziemnej "Solidarności Podbeskidzia" i innych pism podziemnych w Befamie. Wielokrotnie był zatrzymywany i przesłuchiwany, w 1985 roku za działalność opozycyjną został przesunięty z działu organizacji zarządzania Befamy na stanowisko dekarza.

Pani Maria 13 grudnia wybrała się z koleżanką pod teatr, by sprawdzić, czy mimo wprowadzenia stanu wojennego spektakl jest grany. Aktorzy stali przed teatrem, przytupywali na mrozie i naradzali się, co robić. - Pamiętam zmarzniętego Kazimierza Czaplę - wspomina.

Mokrowiecki mówi, że dopiero po wielu miesiącach spektakl został wznowiony. Oczywiście już nie był wystawiany pod patronatem "Solidarności". - Trzeba było odciąć z plakatów informację o "Solidarności" - mówi.

Razem z dwoma przestawieniami zagranymi przed wprowadzeniem stanu wojennego "Jeremiasza" bielski Teatr Polski wystawił 65 razy. Spektakl obejrzało ponad 26 tys. widzów. - Dla mnie było to ogromne przeżycie. Zdecydowanie coś więcej niż tylko udział w przedstawieniu teatralnym. Mam nadzieję, że podobne przeżycia będą mi towarzyszyły w czasie kanonizacji, na która się wybieram - mówi pan Marian z Bielska-Białej, jeden z widzów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji