Kawaler w sukience
Jedną z czołowych postaci opery "Der Rosenavalier" Ryszarda Straussa jest Oktawian zwany Quinquinem. Jest on osią opery oraz obiektem miłosnych westchnień Księżnej Marszałkowej, a także urodziwej córki bogatego kupca - Zofii, gdy gra pięknego młodzieńca oraz prostackiego Barona Ochsa, gdy przebiera się za pokojówkę Mariannę. On wreszcie spełnić ma misję dostarczenia srebrnej róży, symbolu miłości i wierności Barona Ochsa do Zofii. Oto w dużym skrócie treść miłosno-komicznego libretta pióra Hoffmannstahla, wykorzystanego przez Straussa.
Rolę Oktawiana, vel Quinąuina, vel Marianny kompozytor powierzył głosowi żeńskiemu (mezzosopran). Partia muzyczna należy do najtrudniejszych ról wokalno-scenicznych, jakie do tej pory napisano. Bardzo trudną partię ma także Baron Ochs, śpiewający i grający (podobnie jak Oktawian) we wszystkich trzech aktach opery. Wyczerpujące i wymagające świetnych warunków wokalnych mają partie Zofii i Księżnej Marszałkowej.
Wiele wymagań postawił Strauss orkiestrze, która ma do wykonania partyturę symfoniczną o skomplikowanej fakturze i rozbudowanej instrumentacji.
"Kawaler srebrnej róży" wystawiony 26 stycznia w Teatrze Narodowym (w koprodukcji z Teatro Carlo Felice w Genui) jest dziełem komediowym. Komediowość skupiona jest głównie w warstwie literackiej, muzyczna natomiast - mimo wprowadzanych rytmów tanecznych i quasi-tanecznych - jest przeważnie sążnista. Zachodzi więc dysproporcja między wspomnianymi warstwami. Wielkość realizatorów polega więc na uchwyceniu właściwego balansu między owymi elementami
Opisywaną premierę przygotowali: muzycznie Jacek Kasprzyk, reżysersko i scenograficznie Pier Luigi Pizzi. Każdy z nich starał się doprowadzić do jedności wymienioną dysproporcję. Pizzi zaprojektował dość lekkie dekoracje każąc głównym bohaterom odgrywać swe role w ruchu, Kasprzyk - masywną orkiestrę ożywiał tempem i selektywną artykulacją. Do idealnej jedności nie doszło, ale realizatorzy bliscy byli tzw. złotego środka.
Podpisanemu całość się podobała i mimo długości utworu (4 godziny!), opera wciągała go bez reszty. Przede wszystkim walor dzieła spoczywa na muzyce skomponowanej z talentem, nigdzie nie banalnej ani pustej, wykorzystywanej czasem przez innych kompozytorów do wypełniania czasu.
Co zaś dotyczy solistów, na słowa najwyższego uznania zasługują: Hanna Lisowska (Księżna Marszałkowa), Izabella Kłosińska (Zofia), Marta Abako (Oktawian) i Włodzimierz Zalewski (Baron Ochs). Pomijając, że znakomicie śpiewali, co stanowi warunek podstawowy, to głosowo i aparycyjnie świetnie pasowali do granych postaci. Wysłuchana premiera przeczy fałszywemu poglądowi że w Polsce nie można wystawiać wielkich dzieł z powodu braku odpowiednich głosów! I choć po spektaklu krytycznych uwag wypowiadanych przez osoby obyte ze sztuką operową nie brakowało, jednak liczy się ogólne wrażenie, a ono było dodatnie.
Oczywiście, można krytykować detale, jak; niezbyt czyste intonacyjnie pierwsze wejście orkiestry, zawahania intonacyjne w III akcie jednej z solistek, brak idealnej synchronizacji między zespołem za sceną i orkiestrą w orkiestronie, drobne nieprecyzyjności agogiczne itp., czy może nie najpiękniejsze kolorystycznie kostiumy, ale jeśli te drobiazgi nie psują percepcji całości i nie irytują z powodu niedbalstwa, czyż warto się nimi zajmować?
Ważne, że z upływem czasu zespół operowy Teatru Narodowego w Warszawie jest coraz lepszy.
Warszawska premiera "Kawalera srebrnej róży" Ryszarda Straussa odbyła się tego samego dnia (26 stycznia), co światowa prapremiera w Dreźnie 86 lat temu.