Poczta z kraju (fragm.)
Warszawska jesień zatrzymała się w trzech punktach stolicy. Przede wszystkim na Saskiej Kępie. Saska Kępa była na ustach wszystkich, przeróżnie komentowana aż oficjalny komunikat o powrocie towarzysza Wiesława do pracy partyjnej rozstrzygnął wszystkie wątpliwości. Mieszkaniec jednej z sympatycznych ulic Saskiej Kępy Władysław Gomułka wszedł znowu na arenę polityczną. To uspokoiło wszystkich szepczących i powtarzających sprzeczne i różnorakie wieści, przychodzące z tej dzielnicy Warszawy.
Drugim punktem, który wzbudza zainteresowanie i żywe opinie - wybiegające naprzeciw i starające się odgadnąć wiele spraw, jest Krakowskie Przedmieście. Kilkanaście dni tylko dzieli nas od zjazdu pisarzy, na którym powinny się rozegrać - i na pewno rozegrają się - ważkie wydarzenia. Obiecują to sobie i literaci decentralizowanej prowincji, jak również środowisko warszawskie, rozpadające się ostatnio na twórcze grupy, podgrupy, zespoły.
I wreszcie trzecim punktem jest Filharmonia Narodowa gdzie brzmi współczesna muzyka mnogością partytur.
Punkty te o różnej doniosłości i bardzo zróżnicowane ze względu na charakterystyczne dla nich tematy, mimo wszystko ścigają na siebie uwagę całej warszawskiej jesieni. Z nimi wiąże się stołeczne rozmowy, nadzieje, wątpliwości A że wydarzenia odbywające, się w owych punktach następują po sobie szybko, przeto i stołecznemu społeczeństwu nie brakuje podniet do kawiarnianych komentarzy i tramwajowych dowcipów. Te zaś są najlepszym sprawdzianem, że warszawska ulica żyje tymi zagadnieniami, iż są one w centrum jej uwagi.
I niech każdy wątpiący w jakiekolwiek ożywienie życia społecznego, kulturalnego, politycznego powie, że w stolicy nie dokonuje się poważny ruch umysłowy, jak to się działo za najlepszych lat kołłątajowskiej kuźnicy. Równie dobrze świadczą o tym wymienione trzy punkty, co uznany już wcześniej punkt przy ulicy Wiejskiej.
Niech kto mówi co chce, ale drobne fakty bywają dość często bardzo symptomatyczne. Na ścianach kilku warszawskich wyższych uczelni rozlepiono światoburczy manifest któregoś z kolejnych klubów młodych. Manifest w niechlujnej formie - co miało swój smak - obiecywał nie lada rozkosze intelektualne; na to śmiała ręka dopisała "panowie, nie bujajmy się, to już było i nic z tego nie wyszło". Inna zaś pod tym poczyniła jeszcze jeden wiele mówiący acz frywolny dopisek "hip, hip, hura!".
Tak więc na wszystkich "szczeblach" i na wszystkich miejscach kwitnie bezkompromisowa polemika. W tym rytmie mieszczą się drobniejsze warszawskie wydarzenia. Jak na przykład pierwsze występy po powrocie do kraju, oczekiwanego z wielkim zainteresowaniem Lopka - Krukowskiego. Krukowski to kawał historii polskiego humoru estradowego. Tak też prezentuje swój krajowy program, zaczynając od swojego debiutu w kabarecie "Qui pro quo", dając starszemu pokoleniu warszawian zwięzłe przypomnienie tego "co nam zostało z tych lat", a tym wszystkim, którzy pierwszy raz go oglądają pokaz dobrej gry scenicznej, miłego głosu w piosenkach, talentu satyrycznego. Oczywiście imprezy z Lopkiem nie obywają się bez reklamowego huczku; Lopek jest wytłuszczany na afiszach, Lopek jest ,,na czele rewii gwiazd" - ale wszystko to nie psuje wrażenia jego występów.
Jeżeli już jesteśmy przy sprawach sceny i estrady to trzeba powiedzieć, że warszawska jesień i tutaj nie jest bez wpływów. W Warszawie dokonało się znaczne, właśnie jesienne, rozmnożenie imprez estradowych. Występów pod rozmaitymi tytułami i z najrozmaitszych okazji jest w bród. Straciła tylko Hala Mirowska. Sala kongresowa, mieszcząca tyleż publiczności co dość obskurna Hala Mirowska, ponadto położona w centralnym punkcie stolicy, przyciąga imprezy do Pałacu Kultury.
W teatrach zaś zadomowiły się z powodu znacznego i wcale nie słabnącego powodzenia trzy sztuki "Maria Stuart", "Dobry człowiek z Seczuanu", "Zaproszenie do zamku". Podobne szanse ma wystawiana w rocznicę Shawa "Czarna dama z sonetów" i "Mąż przeznaczenia" w Teatrze Polskim, ponadplanowe przedstawienie, poprzedzające okazalsze sztuki Shawa, które przygotowują warszawskie teatry.