Artykuły

Antykabaret to sposób bycia dla inteligentnych ludzi

- Idąc choćby do teatru, często mamy pozycję roszczeniową: zapłaciłem - zachwyćcie mnie. Tu jest jak na prywatce u cioci: wujek gra na akordeonie, ktoś powie kawał, sami śpiewamy, coś opowiemy. Wiem, że to brzmi plebejsko, ale to jest przecież bardzo szczere, wynika z nas, z tego jacy jesteśmy - rozmowa z Markiem Kocotem, twórcą wrocławskiego Antykabaretu "Dobry Wieczór we Wrocławiu".

Od trzech lat, 13. dnia każdego miesiąca, w Mleczarni pojawiają się aktorzy, wokaliści, satyrycy i inni artyści, a nawet naukowcy. Bawią publiczność w ramach Antykabaretu, imprezy, którą wymyślił wrocławski aktor Marek Kocot.

We wtorek Antykabaret będzie obchodził swój jubileusz. Na scenie pojawią się m.in.: Justyna Szafran, Justyna Antoniak, Bogusław Bednarek, Jan Węglowski, Konrad Imiela, Paweł Gołębski, Przemek Paśko i zespół Co To i kabaret Liquidmime. Zagrają Natalia Grosiak i Dawida Korbaczyński z zespołu Mikromusic oraz grupa Celebrate.

***

Rozmowa z Markiem Kocotem

Rafał Zieliński: Jesteście anty w stosunku do dzisiejszych kabaretów?

Marek Kocot: Tak. Gdy oglądałem w telewizji gale kabaretowe, to czułem ze sceny to "dociskanie widza kolanem", żeby wydał rechot. Nam bliżej do Piwnicy Pod Baranami i Zielonego Balonika, pokazujemy, że kabaret może być zabawny, a żart nie jest celem samym w sobie. Ważne, by ludzie się czuli dobrze i dostali rzecz inteligentną, na poziomie. Myślę, że na przełomie XIX i XX wieku we Wrocławiu było wiele miejsc z taką ofertą.

Kto bywa na scenie Mleczarni?

- Kabareciarze, jak Ścibor Szpak czy Jim i Anna Williams, zaczyna do nas "przystawać" środowisko dawnego Kalambura z satyrykiem Janem Węglowskim na czele. Tomek Leszczyński, aktor, który nie gra głównych ról, a u nas błyszczy. Z kolei Justyna Szafran, gwiazda Capitolu, tu jest bardzo prywatna, delikatna. Choć przyznam, że kilku kolegów aktorów odmówiło występu, przerażało ich doświadczenie z widownią na wyciągnięcie ręki. Wolą chyba bezpieczeństwo roli i scenariusza.

W Antykabarecie goszczą też naukowcy.

- Naukę można podać w sposób towarzyski, przyjazny. Prof. Bogusław Pawłowski, antropolog, mówi tak, że ludzie "idą" za słowami, nie uświadamiając sobie chyba, że to, co odbierają jako występ kabaretowy, jest w rzeczywistości spotkaniem z naukowcem i wiedzą. Był u nas prof. Jan Miodek, który nie jest kabareciarzem, a publiczność go od razu pokochała. Stały gość to doktor Bogusław Bednarek, rozstrząsa czasem poważne problemy w niesamowicie barwny, literacki sposób.

A kto ich słucha?

- Przeważają ludzie w wieku 40+, niekoniecznie zamożni, ale stać ich na bilet i lampkę czy butelkę wina w lokalu. Nie widzą w kulturalnej ofercie miasta czegoś dla siebie, na przykład nie są odbiorcami teatralnej awangardy, a brakuje im za to mieszczańskiego, dobrze skrojonego teatru środka. Czują jednak potrzebę uczestniczenia w życiu kulturalnym.

Wy ich bawicie, ale też wciągacie do zabawy.

- W trakcie Antykabaretu malują obrazy, piszą wierszyki, analizuje je doktor Bednarek. Dziewczyny ze Spółdzielni Gniazdko, które ze śmieci robią gry czy biżuterię, budowały z widzami instalację nawiązującą do naszego logo. Publiczność często podaje artystom tematy improwizacji. Idąc choćby do teatru, często mamy pozycję roszczeniową: zapłaciłem - zachwyćcie mnie. Tu jest jak na prywatce u cioci: wujek gra na akordeonie, ktoś powie kawał, sami śpiewamy, coś opowiemy. Wiem, że to brzmi plebejsko, ale to jest przecież bardzo szczere, wynika z nas, z tego jacy jesteśmy.

Kto na pewno tu nie wystąpi?

- Nie mamy ścisłych granic. W czasie Euro 2012 spotkałem na Rynku człowieka, który fantastycznie żonglował piłką futbolową. Zaprosiłem go i publiczność w skupieniu oglądała niesamowity popis artysty żonglera. Przy okazji festiwalu Simcha grały zespoły - bałkański, cygański i klezmerski. Interesują mnie ci, którzy pokażą coś nieoczywistego, niekonwencjonalnego i na poziomie.

Co artystom daje Antykabret?

- Na scenie każdy pracuje na siebie, ale Antykabaret łączy: artyści siedzą przy jednym stole, często się wtedy dopiero poznają. Rodzą się projekty, które żyją poza Antykabaretem. Tu widać, kto ma "towarzyski" dar zainteresowania widowni. Myślę, że dla artystów i publiczności Antykabaret to taki trochę inny świat. To impreza i pomysł na kulturalne spędzenie czasu, ale też sposób bycia.

***

Antykabaret w Mleczarni, ul. Włodkowica 5, we wtorek, 13 maja. Godz. 20, bilety od 20 do 50 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji