Artykuły

Pięć minut przed prapremierą

- Forma, jaką zbudowaliśmy, konwencja, że jesteśmy zamknięci w jednym pomieszczeniu z bohaterami uświadamia nam, że my, w ten rausz, który stwarza rzeczywistość teatralna, możemy wejść wspólnie. I na tym nam zależy - mówi reżyserka Ewelina Marciniak przed dzisiejszą prapremierą "Ciągu" Michała Buszewicza w Teatrze Wybrzeże.

Prapremiera przedstawienia "Ciąg" Michała Buszewicza w reżyserii Eweliny Marciniak odbędzie się w piątek, 16 maja 2014 r. o godz. 19 na scenie Malarnia Teatru Wybrzeże w Gdańsku. Jak zapowiadają realizatorzy: "Spektakl jest próbą zmierzenia się ze stereotypowym obrazem choroby alkoholowej i jej szerszych niż się wydaje konsekwencji. I próbą porozmawiania o tym, o czym nie wypada."

Kolejne spektakle: 17 i 18 maja na Scenie Malarnia.

Michał Buszewicz: "Trzy okazje"

- Skąd czerpał pan inspiracje do napisania sztuki?

- Rozmaicie, troszkę z lektur i to zarówno z teoretycznych, jak i wokółalkoholowych - odpowiada Michał Buszewicz, autor sztuki. - Jeśli chodzi o literaturę piękną jest dużo tak zwanej literatury pijackiej - Hłasko, Bukowski, Lowry, Jerofiejew. We wszystkich tekstach obserwujemy centralną postać pijącą, dla której alkohol jest konieczny, albo obserwujemy zmagania się z piciem, albo podróż przez życie z piciem w tle, jest to zamknięte w mocno anegdotycznym obrazie.

A w pana tekście?

- Staramy się dotknąć atmosfery, która towarzyszy postrzeganiu świata przez alkohol, zobaczyć, w jaki sposób alkohol wykrzywia postrzeganie świata, uczestniczenie w świecie. To, co nam się bardzo często wydaje zabawą, może mieć drugie dno, idealna impreza ma zawsze swój kolejny etap, który możemy nazwać kacem. Więc taka cykliczna konstrukcja, zaczynamy od banalnych, prostych historii, trzech okazji - randki, urodzin i rocznicy ślubu. A to, w jaki sposób one się na przestrzeni spektaklu modyfikują przez alkohol, można potem zobaczyć.

Do czego pan zmierzał pisząc ten tekst?

- Nie mam moralizatorskich intencji. Na alkoholizm patrzymy dwojako - albo ktoś jest uzależniony, albo nie. Natomiast przestajemy, jako społeczeństwo, patrzeć na to jako na zjawisko problemu z alkoholem w ogóle. Mamy bardzo ograniczone informacje na temat alkoholizmu, sądzę, że łatwo nam jest wybielić, zbagatelizować, temat. I my - przez gest jeszcze silniejszej bagatelizacji tematu - próbujemy zwrócić na to uwagę, zatrzymać widza w momencie, kiedy powie: to już chyba jest przesada.

Kiedy przychodzi ten moment?

- Gdy się ktoś zorientuje, że to, co piękne, ładne i cukierkowe - drink, chodzi o to, żeby był jak najładniejszy, najsmaczniejszy itd., czy wódka, która jest tą samą substancją, różni się tylko opakowaniem - prowadzą do tego samego celu - destrukcji totalnej.

Opierał się pan na naocznych obserwacjach w otoczeniu?

- Dla mnie to nie jest doświadczenie bardzo osobiste. Bo nawet gdyby ktoś w rodzinie był alkoholikiem, czy byśmy teraz o tym rozmawiali i w jaki sposób? Co bym miał na ten temat powiedzieć, czy byłby to dla mnie temat wstydliwy? Czy nie zacząłbym się zastanawiać, czy czasami nie robię komuś czarnego piaru, czy przypadkiem na mnie nie rzuca to cienia? Byłaby to od razu kłopotliwa sytuacja.

Moralizatorstwo nie, więc co?

- Chcę zwrócić uwagę, w jaki sposób ten problem traktujemy, z pewnego rodzaju pobłażaniem. A właściwie nie, traktujemy go zero- jedynkowo: albo ktoś jest alkoholikiem, patologią, dnem, ma problem, jest chory, bardzo radykalne jedno spojrzenie, albo - świetnie się bawi, czasem robi szalone rzeczy, ale panuje nad sytuacją. Więc mamy bardzo silną dychotomię, próbujemy rozbić tę dychotomię.

Jak?

- Przestajemy obserwować świetnie bawiącego się człowieka nieuzależnionego, albo pogrążonego w jakiejś totalnej degrengoladzie, uzależnionego. Mamy tylko do czynienia z tak zwanymi normalnymi ludźmi, którzy równocześnie przeżywają ten kontrowy stan, rozwałki zupełnej.

Trzy anonimowe pary i nierzeczywista postać.

- Trzy pary - połączone wiekiem - mają ponad 20, 30, 40 - 50 lat, w każdej jest inny odcień alkoholizmu, w każdej relacji inaczej ten problem wygląda. I postać Kataklizmu, mocno symboliczna, wprowadza w ten świat jakąś zależność od dobrej zabawy. Na poły bajkowa, koresponduje z Królikiem z "Alicji w krainie czarów". Zabiera nas do jakiejś nomen omen - dziury, gwarantuję dobrą zabawę, tylko nie wiadomo na jak długo i dokąd nas prowadzi.

Czym się różnią?

- W przypadku pary najstarszej mamy do czynienia z poalkoholową przemocą domową. Dwudziestolatkowie nieskrępowanie się bawią, eksperymentują jak daleko można się posunąć w relacjach. Trzydziestolatkowi borykają się z problemem współuzależnienia, nie wprost, ale pojawia się temat ciąży bohaterki, która pije. Siódemka bohaterów jest cały czas na scenie.

Wszyscy piją?

- Tak, bajkowa postać tym piciem kieruje, cała reszta pije dzięki niej, chociaż postać grana przez Piotra Biedronia, nie pije, ale jest współuzależniona.

***

Katarzyna Figura: "Pozornie bajkowa"

- Postać, którą gram, Kataklizm, człowiek z głową królika, w sukni - niby balowej, jest tylko pozornie bajkowa - powiedziała Katarzyna Figura. - Jest to uosobienie czerni natury ludzkiej, śmierć, desperacja, lęk, destrukcja, autodestrukcja, rozszalały, maniakalny, potworny terrorysta, uosobienie grozy samej w sobie. Znajdujemy się w różowo-pomarańczowych pomieszczeniach i wszystko powinno być różowe, a jednak tak nie jest, jest bardzo czarno i nieprzejrzyście, jest to groźna przestrzeń.

Ta przestrzeń, zdaniem Katarzyny Figury, jest elitarna, niewielu widzów może się tutaj dostać, po wejściu zostają wymieszani z aktorami. Wewnątrz wytwarza się ciąg problemów, jakie się z tym łączą.

- Wszyscy uczestniczący w tym ciągu będą mówić: "Ale to nie my, my takich ludzi nie znamy" - kontynuuje aktorka. - W moim rozumieniu robienie kolejnej rzeczy na ten temat nie ma znaczenia, bo to już nie pracuje, rejestruje się problem i nic z tego nie wynika. Trzeba znaleźć i użyć narzędzi innych, które spowodują dotkliwe doznania poczucia grozy i potworności sytuacji - stwierdza Figura. - Myślę, że ten Kataklizm jest końcówka człowieka - konkluduje.

***

Ewelina Marciniak: "W rausz wejść wspólnie"

- Na pewno nie uczyliśmy się, jak być pijanym, ani jak grać pijanego, nie było to naszym celem - Mówi Ewelina Marciniak, reżyser. - Forma, jaką zbudowaliśmy, konwencja, że jesteśmy zamknięci w jednym pomieszczeniu z bohaterami uświadamia nam, że my, w ten rausz, który stwarza rzeczywistość teatralna, możemy wejść wspólnie. I na tym nam zależy.

Konwencja bajkowa dla ukazania problemu realnego? Dlaczego reżyser zastosowała takie rozwiązanie?

- Chodziło nam o to, że mamy poczucie, że problem jest straszny i przez to bardzo łatwo jest uruchamiać mechanizm obronny - powiedziała Ewelina Marciniak. - Mówimy, że nas to nie dotyczy, ale, gdy otwieramy butelkę wina, wydaje mi się, że to jest moment, w którym możemy się zapomnieć.

Reżyser nie uważa, że jeżeli ktoś pije wino, jest alkoholikiem, tylko zwraca uwagę, że dziś jest dużo mechanizmów obronnych, które pozwalają nam myśleć, że problem jest zupełnie poza nami. - A konwencja bajkowa służy temu, żeby wyeksponować, że alkohol może nas uwodzić - wyjaśnia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji