Artykuły

Teatr im. Stefana Jaracza w przededniu jubileuszu 60-lecia

- Olsztyński teatr powstał 80 lat temu, by - jak to się kiedyś mówiło - krzewić ducha pruskiego. Z kolei 60 lat zaczął krzewić kulturę polską. Jaką rolę dzisiaj pełni olsztyński teatr? Z Januszem Kijowskim, Krzysztofem Rościszewskim i Mariuszem Sieniewiczem rozmawia Beata Waś w Warmińsko-Mazurskim portalu internetowym.

Janusz Kijowski: - Konteksty polityczne mają to do siebie, że szybko się zmieniają. Nie przemija jednak potrzeba samego teatru. Ludzie, niezależnie od czasów, chcą mieć teatr, przeżywać niepewności, lęki, bawić się, uczestniczyć w życiu kulturalnym. W tym względzie nic się nie zmieniło do dzisiaj. Mówiąc o krzewieniu ducha, zapominamy, że ta fasada przykrywa czysto ludzkie pragnienie obcowania ze sztuką. Czasy się zmieniły w tym sensie, że zamiast kontekstom politycznym, dzisiejszy teatr musi stawiać opór kulturze masowej.

Mariusz Sieniewicz: - Dlatego też, poza uniwersalnymi potrzebami, rola teatru jednak się zmienia. ,Usługodawstwo", zaspokajanie gustów to nie wszystko. Kończy się także czas elitarnego, hermetycznego świata teatru, odklejonego od rzeczywistości. Teatr musi chyba odważniej o niej mówić.

- Po wojnie teatr wystawiał głośne spektakle, bywał ważnym miejscem na mapie kulturalnej Polski. Dlaczego teraz nie jest?

J.K.: - Ważne miejsce nie oznacza automatycznie, że głośne. A głośne to nie zawsze wartościowe. Poza tym sukces zależy od wielu czynników, często niezależnych od samych twórców. To alchemia, w której nie do końca są znane składniki. W naszych spektaklach zawsze jesteśmy szczerzy wobec widzów.

Krzysztof Rościszewski: - Olsztyn nigdy nie był metropolią teatralną, ale bywały okresy lub przedstawienia znaczące. Choćby za mojej dyrekcji ,Zamek" Kafki. Szanse na sukces są w tej chwili mniejsze niż np. w latach 70. To zależy od zespołu, który w tej chwili trudniej zbudować. Choćby dlatego, że kiedyś władza dawała mieszkania, do których ściągaliśmy aktorów.

- Ale mieszkania służbowe to chyba nie jedyny ,haczyk" na aktorów.

J.K.: - Ale dosyć ważny. Często władze trudno przekonać o tym, że aktor, oprócz życia artystycznego, ma jeszcze życie prywatne.

K.R.: - Spektakle z udziałem gościnnych aktorów to sporadyczne sukcesy. Sukces to zespół teatralny.

- Publiczność przede wszystkim przyciągają nazwiska.

J.K.: - Zawsze były i będą magnesem. Gościnni aktorzy, którzy u nas bywają, przysparzają splendoru, ale też są zaczynem współzawodnictwa, podwyższają poprzeczkę w stałym zespole.

K.R.: - Myślę, że każdemu dyrektorowi bardziej zależy na publiczności, która przyjdzie nie na gwiazdy, ale na przedstawienie. Dobre przedstawienia obronią się bez gwiazd.

- Jest spora grupa olsztyniaków, która nigdy nie przekroczyła progu teatru.

J.K.: - I nie zmusi się ich do przyjścia na spektakl, tak jak nie zmusi się wszystkich Polaków, aby poszli na wybory. Jednak do Jaracza, dzięki różnorodności repertuarowej, przychodzi coraz więcej widzów. Dlatego chciałbym, by teatr stał się swego rodzaju szlachetnym ,multipleksem". Aby widz właśnie w teatrze miał wybór między refleksją, rozrywką a - dajmy na to - lekturową edukacją.

K.R.: - Teatr zawsze był sztuką elitarną.

M.S.: - No tak, tyle że ciężko walczyć z wizerunkiem skostniałej świątyni, gdy landrynkowa popkultura czyni wartość z ignorancji. Choć niewątpliwie trzy sceny, którymi dysponuje teatr, są okazją do zmiany tego wizerunku. Warto wybalansować repertuar. Po to, by nie stracić tradycyjnej publiczności, ale też otworzyć się na zupełnie nową.

- Czyli jaką?

M.S.: - Młodą, poszukującą, która teraz szuka dla siebie odpowiedzi w innych miejscach. Bolączką teatru jest jego krucha otoczka. Premiera, bankiet i na tym koniec. Nie ma żadnej debaty, dialogu między widzem a twórcami. Tu potrzebne są bardziej wyraziste gesty artystyczne, nowe teksty, np. Wyrypajewa, Jelinek, Walczaka.

- Niektórzy z tych autorów to zapowiedź skandalu.

M.S.: - A kiedy w Olsztynie wybuchł skandal artystyczny? Chodzi właśnie o to, aby nie ulec szantażowi przewidywalnego wizerunku. Teatr powinien ,pozytywnie bulwersować", nie bać się stawiania ostrych pytań.

J.K.: - Spokojnie, ja nie czuję szantażu. To, co się dzieje w teatrze, musi w nim rosnąć jak ciasto, musi poszerzać obszary repertuarowe i odkrywać nowych reżyserów.

- Czy nowy status instytucji narodowej pomoże teatrowi pozbyć się... kompleksu prowincji?

J.K.: Ten status to pieniądze i ranga, a kompleks prowincji to ostatnia rzecz, która mi towarzyszy. Mam świadomość, że musimy mocniej zaznaczyć własną, odrębną drogę. Często jednak liczy się opakowanie samego spektaklu, jak np. ,Hamlet" wystawiony w stoczni. Najtrudniej jest promować rzeczy dobre, bez ,łatwych" dodatków.

M.S.: - Dajmy spokój kompleksom. One rodzą się wtedy, gdy zaczynamy się porównywać do innych. Poza tym dominuje dzisiaj tendencja, że trzeba mieć, oprócz sztuki, jakiegoś asa w rękawie.

- Co będzie tym asem w olsztyńskim teatrze?

J.K.: - To, że nie będzie tylko teatrem, ale w pewnym sensie domem sztuk, gdzie spektakle to tylko zaczyn szerszej debaty. Chcemy integrować różne środowiska artystyczne, stworzyć przestrzeń wymiany myśli. Jeszcze w tym miesiącu rusza cykl spotkań popremierowych, taki teatralny klub dyskusyjny.

- Nie wierzę, że te dyskusje wypalą.

K.R.: - A ja wierzę. Mało mamy okazji do spotkania z drugim człowiekiem. Teatr to wyjątek. Wielu młodych ludzi chce się przekonać, że ktoś myśli podobnie do nich.

J.K.: - Jesteśmy tak zatomizowanym społeczeństwem, że bardziej się nie da. Myślę, że następuje odwrotna tendencja i potrzeba kontaktu, rozmowy, zaczyna wzrastać.

- Podobno często powtarza pan swoim pracownikom: zróbmy rewolucję.

J.K.: - Bo z każdym spektaklem chcę ich do czegoś sprowokować. Nie ma nic gorszego w sztuce jak bierne odtwarzanie. Chcę po prostu robić dobry teatr, co dzisiaj może oznaczać ruch pod prąd.

M.S.: - Moim zdaniem, olsztyński teatr nie ma nic do stracenia. Mógłby pokusić się o to, by uwierać zasiedziałe gusta. Nawet jeśli publiczność ma się obrazić.

J.K.: - Publiczność się nie obraża, obrażają się kołtuny. Mam świadomość, że przez te dwa lata mojej dyrekcji żadna wielka rewolta się nie wydarzyła.

K.R.: - Skromność to ładna cecha, ale chyba przesadzasz.

J.K.: - Odpowiem słowami Sartre'a: Jestem skromny, ale chciałbym, aby cały świat o tym wiedział.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji