Artykuły

Ładnie śpiewali, ale po co?

"Małe miasteczka" w reż. Zbigniewa Szczapińskiego w Teatrze Powszechnym w Łodzi oglądał Michał Lenarciński z Dziennika Łódzkiego.

Małe miasteczka mają to do siebie, że kojarzą się z prowincją. Najczęściej są zapyziałe, choć generalizować nie wolno. W wielu małych miasteczkach jest pięknie, a mieszkają w nich wspaniali ludzie.

W łódzkim Teatrze Powszechnym, w powołanych do scenicznego życia "Małych miasteczkach", jest kolorowo i sentymentalnie. Historia stanęła tam jednak w miejscu najmniej atrakcyjnym.

Wiersze Janusza Słowikowskiego i muzyka Piotra Hertla - twórców przez lata związanych z Łodzią, stały się podstawowym usprawiedliwieniem realizacji spektaklu. Zastanawiam się jednak, czy kiedykolwiek jest sens, by wypominać artystom ich nie najdoskonalsze utwory? Teksty Słowikowskiego, niekiedy naiwne, na przełomie lat 50. i 60. pisane często zgodnie z duchem czasów, oprawione prościutką muzyką Hertla, ożyły na deskach sceny kabaretowej "Powszechnego" tak samo atrakcyjnie, jak wspomnienia o ubiegłorocznych roztopach. Słuchając piosenek i oglądając ich wykonawców, ponad godzinę zastanawiałem się, po co powstał ten spektakl i nie znalazłem dobrej odpowiedzi.

Zaskakuje mnie, że we współczesnym świecie, w którym codziennie dokonuje się wiele niesamowitych faktów, w kraju, w którym tworzy dwoje noblistów, w mieście, w którym policja strzela do ludzi przez pomyłkę z prawdziwej amunicji, a aktorów siłą wyprowadza się z teatru, może powstać przedstawienie, w którym siedmioro dorosłych ludzi śpiewa o tym, że "parasolki są bardzo tanie". To już lepiej byłoby pomalować jakąś kamienicę przy Legionów.

Oczywiście, w teatrze powinniśmy też móc oderwać się od rzeczywistości, wejść w inny świat. Ale dlaczego tak nieciekawy, niepasujący do dzisiejszej estetyki, nieproponujący jakiegokolwiek ekwiwalentu? Wydaje mi się, że sentymenty nie mogą być błogosławieństwem dla spektaklu bez celu. Jedyną pociechę dawali aktorzy, którzy z podniesionym czołem robili dobrą minę do złej gry. Nie zawiodła Ewa Tucholska w interpretacji piosenki o Francescu, ładnie śpiewali Jan Wojciech Poradowski i Tomasz Piątkowski.

Po czterech udanych propozycjach sceny kabaretowej, doszło do nieporozumienia. Cieszyć może i dawać nadzieję, zapowiadany wieczór z piosenką niemiecką. A może - dysponując śpiewającym zespołem (Tucholska, Kowalska, Szcześniak, Zając, Poradowski, Piątkowski, German) - warto byłoby pokusić się o "tetralogię" i przygotować coś dla Festiwalu Dialogu Czterech Kultur?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji