Artykuły

Polsko-meksykański projekt w Teatrze Baj

- W 2013 r. minęło 70 lat od przyjazdu Polaków do Meksyku, więc w tamtejszej prasie ukazało się sporo artykułów na ten temat. Historia wciągnęła mnie od razu, ale zrodziło się pytanie: jak tę historię opowiedzieć w teatrze? - dyrektorka Ewa Piotowska o polsko-meksykańskim projekcie "Jeśli nie powiesz, kto będzie wiedział".

Wczoraj rozpoczęły się festiwal Korczak i kongres ASSITEJ - dwa wielkie wydarzenia związane z teatrem dla dzieci. W programie znalazło się prawie 50 spektakli: polskich, zagranicznych i koprodukcji.

Festiwal jest jedyną okazją, żeby obejrzeć przedstawienie "Jeśli nie powiesz, kto będzie wiedział" w wersji meksykańskiej. Gra w nim czwórka aktorów z Meksyku, wszyscy są dziećmi uchodźców. Premierę polskiej wersji Teatr Baj planuje na koniec czerwca.

***

Rozmowa z Ewą Piotrowską, reżyserką i dyrektorką Teatru Baj

Anna Szawiel: "Jeśli nie powiesz, kto będzie wiedział" to opowieść o losach Ireny, która, jak tysiące innych Polaków, została w 1940 r. wywieziona przez Sowietów na Syberię. Miała wtedy kilka lat. Później, po ogłoszeniu amnestii, udaje się w kilkumiesięczną podróż m.in. przez Persję i Indie. W końcu wraz z 1,5 tys. innych Polaków, głównie dzieci i kobiet, trafia do hacjendy Santa Rosa w Meksyku. W przeciwieństwie do historii o sierocińcu urządzonym przez Ordonkę w Aszchabadzie ta o ośrodku w Santa Rosa nie jest powszechnie znana. Jak ty na nią trafiłaś?

Ewa Piotrowska: Pomysł koprodukcji polsko-meksykańskiej zrodził się ponad rok temu. Edyta Rzewuska, która jest scenografką i mieszka na stałe w Meksyku, wpadła na ślad Santa Rosa. W 2013 r. minęło 70 lat od przyjazdu Polaków do Meksyku, więc w tamtejszej prasie ukazało się sporo artykułów na ten temat. Historia wciągnęła mnie od razu, ale zrodziło się pytanie: jak tę historię opowiedzieć w teatrze? Berta Hiriart zaczęła pisać tekst, bardzo wierny historii, ale czegoś mi w nim brakowało. Pomyślałam, że musimy dotrzeć do autentycznych ludzi, którzy tam byli, porozmawiać z nimi, zrozumieć, co było dla nich najważniejsze.

I pojechałaś do Meksyku szukać bohaterów spektaklu, wspólnie z autorką przeprowadziłyście kilkadziesiąt wywiadów etnograficznych.

- Te spotkania były niesamowite. W Leon byliśmy umówieni z trzema paniami, które mieszkały w Santa Rosa. Ku naszemu zaskoczeniu przyszły na spotkanie z całymi rodzinami - z dziećmi, wnukami. Wyglądające na 100-procentowe Meksykanki wnuczki śpiewały nam polskie kołysanki i mówiły ze łzami w oczach: "Jestem Polką, czuję się Polką, byłam w Polsce, jestem dumna z mojej babci". Pani Frania opowiadała o Syberii. O głodzie, ciężkiej pracy w lesie, o tym, jak codziennie rano smarowała się smołą przeciwko plagom komarów, a na noc zmywała skórę benzyną. Do tej pory widać te zabiegi na jej skórze. Wspominała też, że nigdy nie zapomni historii pewnej kobiety, którą wszyscy nazywali wariatką. Później okazało się, że udawała. Wybrała dla siebie taki sposób na przetrwanie. Zbierała i przekazywała informacje, jako pierwsza wiedziała, kiedy nadeszła amnestia, i krzyczała: "Ludzie, jesteśmy wolni!". Część z tych historii znalazła się w naszym spektaklu.

W spektaklu wykorzystujesz plan lalkowy, żywy plan, projekcje. To bardzo plastyczne przedstawienie?

- Tak. Jedna z naszych rozmówczyń wspominała: "Co ja pamiętam z Indii? Pamiętam pięknego maharadżę, który wręczał mi kwiaty. Pamiętam śmiech hieny ". Dziecko pamięta obrazy, dlatego staram się opowiadać te historie tak, jak ono je widzi, podążając za jego emocjonalnością.

Nie boisz się tzw. trudnych tematów dla dzieci. "Świat Garmanna" to spektakl o lękach dorastania. Teraz sięgasz po historię z czasów wojny. To nie są klasyczne bajeczki.

- Żeby nie było wątpliwości - cenię klasyczne baśnie i bajki i uważam, że są potrzebne, a nawet niezbędne w teatrze dla dzieci. Jednak jako reżyser lepiej się czuję w kontakcie ze starszym widzem, inspiruje mnie jako partner do rozmowy. Jako dyrektorowi teatru zależy mi na każdym widzu, chciałabym przygotowywać nowe propozycje dla tych najmłodszych. Czuję to, zwłaszcza kiedy na widowni widzę mamę z kilkulatkiem na kolanach i drugim maluchem w wózeczku obok, który sobie śpi w przejściu.

Od 2009 r., kiedy zostałaś dyrektorką Baja, zmienia się repertuar, ale zmienia się też wnętrze budynku. Gmach Wychowawczy Warszawskiej Gminy Starozakonnych im. Michała Bergsona został zaprojektowany przez Henryka Stifelmana i Stanisława Weissa i zbudowany w latach 1911-1914. To jeden z najcenniejszych praskich zabytków, który czeka na remont. Tobie udało się całkowicie odmienić oblicze foyer, wymieniłaś też fotele na widowni. Dzisiaj widziałam malowanie ścian i układanie wykładziny na korytarzach.

- Przez wiele lat administracja teatru mieściła się dwie kamienice dalej, teraz scena i biura są w jednym budynku, udało się wyremontować część pomieszczeń. Moim marzeniem jest wykorzystanie reszty pustostanów. Marzy mi się mała sala na specjalną scenę dla najnajów (bo teraz aktorzy grają i próbują w foyer) i więcej spektakli dostępnych dla osób z niepełnosprawnością. Chciałabym też stworzyć muzeum lalek, w którym moglibyśmy pochwalić się naszą kolekcją, zapraszać dzieci na warsztaty budowy lalek. Nie ma kraju w Europie, który miałby teatr lalek dla dzieci z taką jak Baj 85-letnią historią. Myślę, że to właściwe miejsce, aby proponować dzieciom różnego rodzaju działania teatralne, warsztaty, aby mogły tutaj za pomocą teatru odkrywać świat i poznawać siebie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji