Artykuły

Donos na siebie

Redakcyjni szefowie uczą: "Nie wymądrzaj się, nie filozofuj, nie intelektualizuj, pisz zwięźle i jasno co jest grane", czyli "co autor chciał nam powiedzieć". Zapragnąłem spełnić postulat, niestety nie ogarnąłem głębi utworu pt. "Trzema krzyżykami", to zaś co ogarnąłem, wydało mi się po prostu banalne.

Niewykluczone, że jestem tępakiem, tradycjonalistą, a nawet obskurantem (wszak zdążyło się już być "ciemnogrodzkim kreacjonistą"), ale słowolejstwo "Trzema krzyżykami" wydaje mi się chwilami bełkotliwe, chwilami znów grafomańskie.

Można wskazać na długi sze­reg, najznakomitszych zresztą autorów, z których wywiedzio­no poszczególne wątki. Moż­na wskazać co i skąd przenie­siono do sztuki na zasadzie niemal cytatu, parafrazy, a na­wet persyflażu. Tylko że wszystko jest niespójne i niezborne. I "spływało" po mnie, choć pierwowzór robił wraże­nie.

Nie jestem także wcale prze­konany, że autorzy są najlep­szymi realizatorami własnych utworów. Oczywiście bywają wyjątki, generalnie jednak rzecz biorąc twórcy wydaje się, że w sposób niesłychanie atrakcyjny i błyskotliwy obja­wią nam rzeczy ważne i mądre. Ma do tego subiektywne prawo, ale "dzięki" temu właś­nie brak mu niezbędnego dystansu, nie potrafi wypunktować tego, co naprawdę ważne. Bez entuzjazmu czytałem swe­go czasu "Paternoster" i "Gwiazdę", dzięki jednak Je­rzemu Jarockiemu w pierwszym, a Zdzisławowi Wardejnowi w drugim wypadku, przedstawienia oglądałem z zainteresowaniem. Kajzarowski spektakl Kajzarowskich "Trzech krzyżyków" ma kilka efektownych (więcej efekciar­skich) scen, ale przecież ciąg­nie się nieznośnie. Jest to sprawa tekstu, ale także świa­domego, prowadzącego niemal do celebry, zwolnienia ryt­mów. Nie ożywiają go ani tzw. "mocne słowa" (zwane przez innych "łaciną"), ani też efek­towne układy męsko-damskie, męsko-męskie i damsko-damskie. Nie jestem purytaninem, ale było tego wszystkiego zbyt wiele, a nie zawsze czemuś służyło. Nie jestem także dziewczyną, nie wiem więc czy po striptisie Bogusława Kierca masowo powstawać będą klu­by i koła miłośniczek jego (po­wiedzmy) talentu...

Wiem natomiast, że nie przepracował się scenograf - Krzysztof Zarębski, więcej - gdy o dekoracjach mowa - roboty miał zapewne teatralny "zakupczyk", bo muszlę czy wannę nie zawsze kupić moż­na. Jeśli zaś o kostium chodzi mógł być taki, albo zupełnie inny, a najłatwiej było go po­debrać z teatralnych magazy­nów.

Wreszcie aktorzy. Tu mam stosunkowo najmniej zastrze­żeń, choć przedstawienie nie było idealnie równe. Faktem jest jednak, iż żeby "zrobić" role trzeba mieć co grać. Pa­rę propozycji aktorskich za­sługuje wszakże na uwagę. Wspomniany już Bogusław Kierc interesująco interpretował Bezimiennego, który w in­tencjach miał być KAŻDYM. Dwie krwiste, niby bliźniacze, a przecież odmienne propozy­cje zgłosił Zdzisław Kuźniar (Kapitan, Docent Bocianek). Odnotujmy jeszcze Porucznika w interpretacji Geny Wy­drych, a także parę udanych scen Pawła Nowisza (Jajcarz, Faust-Mefisto). I oddzielnie parę ciepłych słów o wrocławskim debiucie Grażyny Korin, która bardzo ładnie poprowadziła obie, tak prze­cież odmienne role. Wydaje się, że Teatr Współczesny bę­dzie miał z tej aktorki po­ciechę.

Co wyłożywszy nie krótko, nie długo, kreślę się nie trze­ma krzyżykami, ale pełnym imieniem i nazwiskiem.

Teatr Współczesny we Wrocła­wiu, Helmut Kajzar "Trzema krzyżykami". Reżyseria Helmut Kajzar. Scenografia Krzysztof Zarębski. Muzyka Stephen Montague. Premiera październik 1977.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji