Artykuły

Świat bez pytań

Bohaterowie scenicznych opowieści Ta­deusza Słobodzianka przypominają wy­cięte laubzegą płaskie figurki dziecinnego teatru. Uchwycone w jednym geście, podda­ne wyrazistym emocjom i poruszane przez niepojęty dla nich mechanizm. Te figurki ze stylizowaną naiwnością snują swoją opo­wieść, której nie są w stanie ogarnąć, mogą co najwyżej zilustrować prostymi gestami i scenkami powtarzającymi w udawanym dialogu opowiedziany przed chwilą fragment. Narracja zastępuje konflikt dramatyczny, powtórzenia wprowadzają dodatkowy dys­tans. Całość można ująć w tworzące kontra­punkt ramy, oddzielone piosenką lub infan­tylnym propagandowym wierszykiem. Zuch­walstwem jest założenie, że środkami takie­go teatru można zmierzyć się z obolałym dramatem historii ostatnich osiemdziesię­ciu lat. Myślę, że to zuchwalstwo nawet wte­dy, jeśli naiwność narracji ma być tylko iro­nicznym chwytem, a może przede wszyst­kim wtedy.

Sytuacje i życiorysy przedstawione w dramacie "Nasza klasa" są oczywiste, do bólu prze­widywalne. Skonstruowane ze stereotypów i klisz spłaszczają obraz do poziomu kiep­skiej karykatury. Postacie dramatu bezrefleksyjnie wchodzą w koleiny gotowych sko­jarzeń, jakby w świecie, w którym się po­ruszają, nie było miejsca na indywidualne losy. W schematyczne sytuacje fabularne i językowe kalki włączone są relacje z Jed­wabnego. Zamiast poruszać i prowokować pytania, wtłoczone w stereotypowo pojmo­wany świat, same przekształcaj ą się w mar­twiejący stereotyp. Pamięć, z którą nie spo­sób się uporać, staje się gotową, nieruchomą kliszą. Spłaszczony obraz pokazuje historię toczącą się ponad ludzkimi głowami. Zmie­niają się wyłącznie oznaczające władzę sym­bole - żaden czas ani żadna przestrzeń nie

Tadeusz Słobodzianek konstruuje świat, któremu nie zadaje żadnych pytań, bo wy­daje mu się, że zna odpowiedzi. Nie pyta mechanizmy uwalniania się zła, o zło, któ­re jest efektem ideologicznego rachunku. Nie wypatruje rozstrzygającego momentu, kiedy pęka cienka granica między obojęt­nością a zbrodnią, między obcością a prze­mocą, poczuciem krzywdy a odwetem. Nie szuka chwil - kiedy zło nie zdoła zapanować nad człowiekiem. Nie pyta o mechanizmy, bo, jak się wydaje, bardziej interesują go konsekwencje popełnionych zbrodni - ma tu pod ręką zestaw gotowych schematów fa­bularnych, które pokierują losami jego boha­terów. Nie wydarzy się nic nieoczekiwanego.

Z nawarstwienia stereotypów nie może wy­niknąć nic poza wrażeniem, że nie warto rozmawiać, skoro nie ma o czym. Ale prob­lem polega też na tym, że dopóki wmawia się człowiekowi, że jest płaską, popychaną strachem i niepojętymi odruchami figurką, dopóty nie da się zacząć rozmowy o winie i odpowiedzialności, nie ma więc sensu py­tać jak i dlaczego. Zęby móc pytać, trzeba inaczej spojrzeć na człowieka i chcieć usły­szeć odpowiedź. Każdą odpowiedź, także i tę niemożliwą do zaakceptowania.

Estetyczne zuchwalstwo Tadeusza Sło­bodzianka odbieram jako głęboki nietakt w stosunku do wszystkich, którzy szukali słów innych niż klisze, żeby zmierzyć się z tragedią historii. A przede wszystkim w sto­sunku do tych, którzy przez minione osiem­dziesiąt lat zmagali się ze swoim indywi­dualnym losem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji