Artykuły

Czy warto żyć sztuką i miłością

"Tosca" w reż. Marka Weissa w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Nie o taką pozycję kobiet walczą feministki, bo współczesna Tosca w Gdańsku poświęca wszystko dla mężczyzny.

Publiczność kocha "Toscę", która od 115 lat plasuje się wśród najczęściej wystawianych oper na świecie. Współcześni reżyserzy niezbyt jednak ją lubią, gdyż Giacomo Puccini nie zostawił pola manewru do inscenizacyjnych popisów.

Wszystko jest tu dokładnie opisane muzyką i tekstem, czas i miejsce akcji w Rzymie, a także zachowania bohaterów. Niekiedy się udaje co prawda wyjść poza konwenans działań utrwalonych sceniczną tradycją. W Operze Bałtyckiej ta sztuka powiodła się Markowi Weissowi, choć "Toscę" uwspółcześnił. Trzy akty rozegrał niemal w tej samej dekoracji (autorka Hanna Szymczak), która początkowo pełni rolę kościoła, potem staje się salą przesłuchań, a wreszcie - miejscem straceń.

Marek Weiss nie jest pierwszy, który przesuwając akcję o dwa stulecia, potrafił zachować dramaturgiczną spójność i nie wypaczył sensu dramatu. Ale dokonał przy tym rzeczy istotniejszej: pozbawił "Toscę" operowej egzaltacji.

Tytułowa bohaterka jest śpiewaczką, więc artystki wcielające się w tę rolę dają jej coś z siebie. Primadonny muszą na sobie skupiać uwagę na scenie i w życiu, nieco przesadnie podkreślając swoje emocje. I tak też pokazują Toscę. Nawet gdy szykują się do zamordowania Scarpii, robią to z teatralnym gestem. A słynną arię "Żyłam sztuką, żyłam miłością" traktują jak własne wyznanie. W Gdańsku Katarzyna Hołysz śpiewa ją jak intymną modlitwę, bo jej Tosca jest przede wszystkim skromna. Owszem, to kobieta wewnętrznie mocna, ale siłę stopniowo odkrywa w sobie. Jej własna pozycja i kariera się nie liczą, co więcej - gotowa jest oddać się mężczyźnie, którym gardzi, by ocalić tego, kogo kocha.

Współczesna kobieta ma dążyć do samorealizacji, a nie poświęcać się dla mężczyzn. Tymczasem Tosca, choć w tym spektaklu chodzi w spodniach, hołduje starym zasadom. A jednak jest prawdziwa i wzruszająca. Nawet dla kogoś, kto operę Pucciniego oglądał wielokrotnie.

Ta rola jest sukcesem aktorskim i wokalnym Katarzyny Hołysz, która pominąwszy parę trudniejszych momentów, śpiewa z dużą naturalnością. Reżyser jej dopomógł, także dlatego, że wyostrzył spotkanie ze Scarpią. W akcie II nie ma zatem żadnych salonowych gierek, ukrywających motywy jego działania. On nie jest baronem, to raczej stalinowski śledczy, a Mikołaj Zalasiński dobrze czuje się w tej konwencji. Tosca wie, do kogo przychodzi, i od początku rozpoczyna się trzymająca widza w napięciu gra o życie.

Najbardziej konwencjonalnie potraktowany został Cavaradossi (Paweł Skałuba), który jest raczej obiektem, a nie podmiotem zdarzeń. Ciekawie odczytał partyturę dyrygent Tadeusz Kozłowski, który momentami nadał muzyce bardziej kameralny charakter, dzięki czemu mocniej wybrzmiały przeżycia bohaterów.

Żeby nie poprzestać na superlatywach, dodać trzeba, że reżyser uległ obecnej modzie i dodał trochę erotycznej perwersji. Ale Tosca w czerwonych podwiązkach wygląda śmiesznie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji