Artykuły

Krąg zła

Ogień podłożony pod scenę gdańskiego teatru nie wywołałby większych emocji niż premiera dramatu o przemocy na Bałkanach.

"Beczka prochu" to wulgarna, budząca niesmak i odrazę sztuka, która naru­sza dobre obyczaje. Zawiera sceny prze­mocy i gwałtu, które nie powinny nigdy ujrzeć światła na scenie teatru. Język, w którym została napisana, pochodzi z rynsztoka, wystarczy jedna kwestia z te­go dramatu wypowiedziana głośno na uli­cy, żeby dostać kolegium. Normalni lu­dzie, tacy, którzy chodzą do teatru, tak nie mówią normalni ludzie tak się nie zacho­wują, nie zabijają innych ludzi uderzeniem butem w głowę, nie łamią kości łomem ani dziewięciokilogramowym młotem, nie mają w kieszeniach sprężynowych noży, nie gwałcą kobiet, nie siedzą w więzie­niach, nie popełniają samobójstw.

Niemiłe prawdy

Więc co? Mamy udawać, że świata "Beczki prochu" nie ma? Że wszystko jest w porządku? Przemoc na Bałkanach nas nie dotyczy i nigdy się w Polsce nie zda­rzy to, co zdarzyło się w kraju odległym o kilkanaście godzin jazdy samochodem? Najchętniej w ogóle nie oglądalibyśmy ta­kich sztuk, znacznie bardziej lubimy sym­patyczne historie, w których dobro zwy­cięża, cierpienie zostaje przezwyciężone, a ofiara nagrodzona. Rzecz w tym, że współczesna rzeczywistość nie zna poję­cia happy endu. A takie miłe historie zda­rzają się już chyba tylko w teatrze.

Dramat macedońskiego pisarza Dejana Dukovskiego napisany w 1994 roku w od­powiedzi na pierwsze czystki etniczne w byłej Jugosławii jest jak skowyt bitego psa. Nikt nie chce słuchać skowytu psa. Kiedy kilka lat temu "Beczkę prochu" przywiózł na toruński festiwal Kontakt te­atr z Belgradu, jury zignorowało spektakl. Wygrali wtedy ciemnoskórzy tancerze z egzotycznych wysp.

Polski przekład tej najważniejszej sztu­ki teatralnej o erupcji przemocy na Bałkanach był gotowy już w 1996 roku. Sześć lat minęło, zanim znalazł się teatr gotowy ją wystawić. A niedzielna premiera w te­atrze Wybrzeże przebiegała w atmosferze skandalu, co chwila na widowni słychać było trzaskanie drzwiami.

Teatr jak rock

Co tak oburzyło wytrawną premierową publiczność? Jedenaście scen, które po­kazują przemoc co dnia. Właściciel samo­chodu bije łomem chłopaka, który zary­sował mu karoserię. Chłopak terroryzuje pasażerów autobusu, bo za długo czekał na odjazd. Pasażer w pociągu uderza bu­telką sąsiada, który dobiera się do dziew­czyny. Jak w "Korowodzie" Schnitzlera, do którego nawiązuje sztuka Dukovskiego, kat staje się w następnej scenie ofia­rą, a przemoc przechodzi z człowieka na człowieka jak choroba weneryczna.

Co jeszcze mogło zepsuć dobry nastrój trójmiejskiej widowni? Może insceniza­cja Grażyny Kani tak niepodobna do ni­czego, co można zobaczyć na polskich scenach. Ta wykształcona w Berlinie re­żyserka z Polski, która na co dzień pracu­je w niemieckich teatrach, wystawiła "Beczkę prochu" tak, jakby to był koncert rockowy, a nie sztuka teatralna. Rzecz dzieje się na niewielkiej metalowej scenie pochylonej nad basenem z wznosi się konstrukcja siatką. Coś między statkiem, nowocze-snym klubem a więzieniem. Kolejne sce­ny są przecięte projekcjami wideo, w któ­rych migoczą bloki o pustych oknach ob­rysowane kredą ciała na bruku, wraki sa­mochodów. Dialog, potem uderzenie mu­zyki, znów dialog i uderzenie. Oburzają­ce, to nie jest teatr!

Taniec śmierci

A może poszło o aktorów? Wszyscy pod­czas spektaklu są na scenie, słuchają in­nych, czekając na swoją kolej w tym obłęd­nym tańcu śmierci. Grają zimno, precyzyj­nie, kwestie są jak strzelanie do celu. Ale pod obojętnymi maskami rośnie ból.

Rozumiem tych, którzy wychodzili. Nie można spokojnie patrzeć, jak Grzegorz Gzy łka i trzęsie się jak galareta w chwi­lę po tym, gdy zabił najlepszego przyja­ciela. Kiedy widzi się kogoś takiego jak zwyrodniały psychopata, którego gra Da­riusz Szymaniak, człowiek chwyta za te­lefon i dzwoni po policję. Piotr Jankowski też jest nie do zniesienia, swojej roli uczył się chyba w zakładzie karnym, bo nie można odróżnić, co jest teatralną grą, a co prawdą, kiedy przystawia nóż do gar­deł pasażerów autobusu. A Florian Staniewski? Czy tak wygląda szanowany emeryt: w wyciągniętych kalesonach, źle zapiętej marynarce i berecie nasadzonym na oczy? Co powiecie o dziewczynach: Małgorzacie Brajner i Małgorzacie Oracz - pozbawionych wdzięku, zastraszonych jak ścigane zwierzęta? A Mirosław Baka? Zaciśnięte usta, napięte ciało, słowa ce­dzone przez zęby. Czy tak się zachowuje na scenie wybitny amant?

Ta nasza przemoc

Jest wiele powodów, żeby nie robić ta­kich brudnych spektakli jak "Beczka pro­chu" i tylko jeden, aby jednak je pokazy­wać. Trzeba dzisiaj już nie mówić, ale gło­śno krzyczeć o przemocy, tej zwykłej, któ­ra towarzyszy nam na co dzień. Przemoc jest iskrą, która rzucona na zapalny grunt może spowodować wybuch, po którym nie będzie już ani sztuk, ani teatrów, ani drzwi, którymi można trzasnąć. Nie tyl­ko na Bałkanach. O tym krzyczy przed­stawienie Grażyny Kani w teatrze Wybrze­że, najlepszy spektakl, jaki kiedykolwiek widziałem na tej scenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji