Madame Butterfly
"Widz jest wdzięczny za wszystko, czym ten spektakl nie jest - nie jest typowy ani przewidywalny. Wizualnie reżyser przechodzi samego siebie, co sugeruje, że on i jego zespół projektantów nie są usatysfakcjonowani ograniczeniami nie tylko sceny operowej, ale i samej formy operowej". (Philip Kennicott, "The Washington Post")
"Trelińskiemu udaje się uniknąć wpadek, tak częstych dzisiaj u reżyserów próbujących uwspółcześnić całą twórczość sceniczną - od Szekspira do Verdiego, traktując publiczność jako istoty do tego stopnia tępe umysłowo, że niezdolne do właściwego odbioru utworów napisanych przed rokiem - powiedzmy 1980. Zamiast męczyć nas wstrętnymi, żenującymi próbami parodii lub nachalnym zlepkiem inscenizacyjnym, Treliński po prostu ujmuje Butterfly w ramy konwencji japońskiego teatru kabuki. To wszystko zmienia" (T.L.Ponick "The Washington Times")
Wszystko zaczęło się od fotografii w kolorowym magazynie "Opera". Placido Domingo, pełniący obecnie funkcję dyrektora artystycznego Opery Waszyngtońskiej, zatrzymał wzrok na zdjęciu przedstawiającym kontury łodzi niosących po wodzie od strony wschodzącego słońca Butterfly z orszakiem ku czekającemu na brzegu Pinkertonowi. Domingo wysłał do Warszawy swoich doradców. "Madame Butterfly" na żywo wprawiła ich w prawdziwy zachwyt. W inscenizacji Mariusza Trelińskiego wiśniowe drzewka i kartonowe domki zastąpiono symboliczną scenografią nawiązującą do tradycyjnego teatru japońskiego - no i kabuki, a operowe krynoliny kostiumami utrzymanymi we współczesnej estetyce japońskich projektantów mody, takich jak Issey Miyake i Kenzo.
Domingo w lutym tego roku przysłał do Teatru Wielkiego oficjalne zaproszenie - chciałby pokazać "Madame Butterfly" w Stanach Zjednoczonych; ze swoimi artystami, ale polską inscenizacją. Latem do Waszyngtonu popłynęły statkiem dekoracje i kostiumy. We wrześniu Mariusz Treliński rozpoczął próby, a wraz z nim jego najbliżsi współpracownicy: Emil Wesołowski - choreograf, Boris Kudlicka - scenograf i autorzy kostiumów - Magdalena Tesławska i Paweł Grabarczyk. W spektaklu wzięło udział trzech polskich mimów: Tomasz Nerkowski, Krzysztof Baliński i Michał Cieska.
W partii tytułowej wystąpiła 36-letnia chilijska sopranistka Veronica Villarroel, która zasłynęła ostatnio jako Butterfly w dwóch niezwykłych inscenizacjach Pucciniego - w Teatrze Narodowym w Tokio i awangardowej interpretacji Roberta Wilsona w Hamamtsu. W Waszyngtonie w roli Pinkertona wystąpił Marcus Haddock, jeden z najbardziej cenionych młodych tenorów. W drugiej obsadzie zastąpił go występujący obecnie w Niemczech Polak, Dariusz Stachura. 27 października odbyła się premiera. Publiczność w Waszyngtonie przyjęła "Madame Butterfly" owacjami na stojąco, a sam Domingo nie krył zachwytu. Na bankiecie po premierze i przyjęciu u polskiego ambasadora Przemysława Grudzieńskiego reżyserowi ściskała ręce waszyngtońska elita. "To po Solidarności i Lechu Wałęsie następny mocny polski akcent za oceanem - tyle tylko, że artystyczny", komentowano. Jane Cafritz, wspierająca finansowo od lat operę, prorokowała: "Ta inscenizacja jest zaskakująca i bardzo kontrowersyjna, ale przyciągnie młodą publiczność do opery. Tchnie w nią nowe życie". Przedstawienie pokazano 10 razy - na wszystkie spektakle wyprzedano bilety. W amerykańskiej prasie ukazały się entuzjastyczne recenzje, a Placido Domingo złożył Mariuszowi Trelińskiemu propozycję dalszej współpracy.