Artykuły

Podwójne wyzwanie

- "Skrzypek na dachu" to musical, do którego się chętnie wraca - mówi Emil Wesołowski, choreograf i reżyser spektaklu, który zobaczymy w scenerii dawnej Gazowni na krakowskim Kazimierzu.

Mateusz Borkowski: Co pana zdaniem jest takiego w historii ubogiego mleczarza, że od kilkudziesięciu lat opowiadający o nim musical nie schodzi z afiszy teatrów na całym świecie?

Emil Wesołowski: To piękna, fenomenalna muzyka, a przede wszystkim cudowny temat - o człowieku, który rozmawia z Bogiem, który jest dobry, pokorny i kocha swoją rodzinę. Kocha miejsce, w którym żyje, i umie się pogodzić z jego stratą, nawet wtedy, kiedy wyrzucają go na bruk. To musical, który jeżeli jest dobrze zagrany, to chętnie się do niego wraca.

Czy inspirował się pan oryginalną choreografią, którą stworzył Jerome Robbins?

- Realizowałem choreografię do "Skrzypka" w reżyserii Jerzego Gruzy w Warszawie i mieliśmy to szczęście, że na premierę przyjechał Topol, odtwórca roli Tewjego w filmie. Poklepał nas po ramieniu i powiedział, że było świetnie. Następnie miałem okazję tworzyć choreografię do tego musicalu czterokrotnie - w Krakowie i we Wrocławiu z Markiem Weiss-Grzesińskim, ponownie we Wrocławiu oraz w 2009 r. w Poznaniu, w mojej własnej inscenizacji, którą postanowiłem pokazać teraz w Krakowie. Oczywiście zawsze coś tam zostaje w głowie z filmowej wersji, którą oglądało się z zapartym tchem. Na pewno "Taniec z butelkami" wszędzie jest tańczony podobnie, więc trudno powiedzieć, czy to inspiracja wzięta z Robbinsa czy z żydowskich wesel...

"Skrzypka" zobaczymy w scenerii dawnej Gazowni na krakowskim Kazimierzu. Czy spektakl plenerowy jest podwójnym wyzwaniem?

- Zawsze. Przede wszystkim możliwości techniczne są dużo mniejsze niż w teatrze, gdzie możemy na przykład wjechać z jakimś elementem dekoracji i łatwiej możemy zmieniać przestrzeń. Pomijam to, że w spektaklu plenerowym jest dużo trudniejszy kontakt z orkiestrą, która jest posadzona dużo dalej. W teatrze orkiestra usytuowana jest przy scenie i dyrygent jest w zasięgu wzroku. Pod tymi względami jest dużo trudniej. Będziemy jednak starali się, żeby był to spektakl nie mniej bogaty, niż bywa to w wersjach scenicznych. Nie będzie to co prawda przestrzeń wiejskiej Anatewki gdzieś na Kresach, tylko budynki z XIX w., ale Ryszard Melliwa postara się, żeby cegła z budynków dobrze współgrała z elementami scenografii.

Współpracuje pan z wieloma zespołami operowymi i baletowymi. Jakby pan ocenił krakowski balet?

- Najpierw pracowałem z krakowskim baletem przy "Napoju miłosnym",

a następnie przy "Dziadku do orzechów". Miło wspominam również ubiegłoroczną realizację "Carminy Burany" na Wawelu. Wspaniale mi się współpracuje z tymi tancerzami. Kochają swój zawód, posiadają umiejętności takie jak większość tancerzy w Polsce. Najważniejszą że są muzykalni, dobrze wyszkoleni i zaangażowani w to, co robią.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji