Artykuły

Ciągnie mnie do klasyki

- Muzyka tkwi we mnie jak zadra, czasem zastanawiam się, czy to dobrze, że z niej zrezygnowałam. Chyba przeważyły te dwa lata, jakie spędziłam w Teatrze Logos. Bardziej ciągnęło mnie w stronę człowieka - mówi KATARZYNA DAŁEK. Do zespołu Teatru Wybrzeże w Gdańsku dołączyła przed dwoma laty i odtąd jest najczęściej nagradzaną aktorką tej sceny.

Katarzyna Fryc: Co by było, gdyby nie została pani aktorką?

Katarzyna Dałek: Na różnych etapach życia miałam na siebie wiele pomysłów. Wciąż jednak moje życie toczyło się wokół spraw artystycznych. Uczęszczałam do Szkoły Muzycznej II stopnia w Łodzi. Ale nie skończyłam jej, bo dostałam się na studia aktorskie i okazało się, że jedno z drugim koliduje. W szkole muzycznej uczyłam się śpiewu klasycznego i był czas, gdy przygotowywałam się bardziej do studiów muzycznych niż szkoły teatralnej. Ciągnęło mnie w stronę opery. Ale jeszcze w liceum zasmakowałam sceny w łódzkim teatrze Logos. Zagrałam w kilku spektaklach. Więc kiedy trzeba było się na coś zdecydować - a w szkole muzycznej, do której uczęszczałam popołudniami, zajęć było coraz więcej - wybrałam teatr. Jednak muzyka tkwi we mnie jak zadra, czasem zastanawiam się, czy to dobrze, że z niej zrezygnowałam. Chyba przeważyły te dwa lata, jakie spędziłam w Teatrze Logos. Bardziej ciągnęło mnie w stronę człowieka. Opera jest formą bardzo wykreowaną, istotą opery jest muzyka. Istotą teatru jest człowiek - i to zaważyło.

Skończyła pani legendarną łódzką Filmówkę.

- To było moje marzenie. Ale na wszelki wypadek złożyłam dokumenty także do innych szkól teatralnych: w Krakowie, Wrocławiu i Warszawie. Jednak terminy wszystkich egzaminów się nałożyły, więc do tamtych uczelni nie dotarłam. Studiowałam w Łodzi na wydziale aktorskim, który co prawda zajmował maleńki budynek, ale za to mieliśmy swój teatr.

Opiekunem mojego roku był Janusz Gajos - niesamowity człowiek, który do każdego z nas podchodził indywidualnie. Byliśmy bardzo zgranym rokiem, zrobiła się z tego fajna komuna.

Jak trafiła pani do Gdańska?

- Moim spektaklem dyplomowym było składające się z dwóch jednoaktówek przedstawienie "Ceremonie" w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego, etatowego reżysera Teatru Wybrzeże. To była niesamowita praca, mogę nawet powiedzieć, że do tej pory najważniejsza w moim życiu.

Za rolę Maryjki w "Ceremonii" odebrała pani nagrodę na Festiwalu Szkół Teatralnych.

- Marzyłam, żeby jeszcze raz spotkać się w pracy z Grzegorzem. Jednak nic w tej sprawie nie zrobiłam (śmiech). Trafiłam do Teatru Polskiego w Poznaniu, mój chłopak Michał Jaros, z którym byłam na roku, poszedł do Bagateli. Ale chcieliśmy pracować razem, więc któregoś razu przyjechaliśmy z Michałem do Gdańska i odważyliśmy się zapytać, czy byłaby tu dla nas praca. I udało się. Grzegorz Wiśniewski nie był tego jedynym powodem. Także miejsce i teatr, bo na moim roku dużo osób chciało trafić do Wybrzeża.

Pierwszą pani rolą w Gdańsku była księżniczka Arabela w spektaklu Maliny Prześlugi - rola tytułowa, ale nie wiodąca. Ale potem z każdą kolejną rolą coraz bardziej zaznaczała pani swoje miejsce w Wybrzeżu. Potem były "Amatorki", po nich "Czarownice z Salem" i "Płatonow". No i posypały się nagrody. Co rola, to wyróżnienie.

- Dla mnie najważniejszy jest materiał, nad którym pracuję. Czy dostanę szansę na pełnokrwistą postać, na coś wielowymiarowego. Tytuły, które pani wymieniła, to bardzo dobre teksty. Znane i cenione. Każdy aktor marzy, by pracować nad takim materiałem.

Niestety, nie zawsze tak jest.

Tekst "Ciągu", najnowszego spektaklu z pani udziałem, nie jest materiałem najwyższej próby. Ale jeśli za dziesięć lat będę o nim pamiętać, to dzięki kilku scenom z pani udziałem.

- Współczesne teksty powstają czasem z improwizacji aktorskich, faktycznie są różne. Czasem jest walka z tekstem. Dlatego tak wielu aktorów marzy o klasyce: Szekspirze czy Dostojewskim.

"Czarownice z Salem" Arthura Millera też trudno zepsuć.

- Myślę, że każdy tekst można zepsuć, niezależnie od tego, czy jest dobry, czy słabszy. Niemniej jest on bardzo istotny. Ta historia sama niesie aktora, postaci są tak napisane, że wystarczy je przefiltrować przez siebie. Ma ducha i swoją temperaturę.

Jaka rola śni się pani po nocach?

- Uwielbiam Dostojewskiego i bardzo chciałabym w nim zagrać. Jego postaci są tak napisane, że tylko brać... Sama przyjemność czytania, wyobrażania sobie, no i grania. Każda postać, nawet mała, epizodyczna, jest ciekawa, kolorowa, na swój sposób charakterystyczna, złożona emocjonalnie. Książką z dzieciństwa, o której często myślę, są "Wichrowe Wzgórza". Chciałabym zagrać Katarzynę. Znowu klasyka! Ciągnie mnie w stronę teatru, którego coraz mniej. Mówiącego o człowieku, w którym ludzie rozmawiają ze sobą i jest szansa, że coś ciekawego się pomiędzy nimi wydarzy, do prostoty. Teraz coraz częściej idzie się w stronę teatru eksperymentalnego, performance'u.

Na festiwalu szekspirowskim często mam wrażenie, że jestem na festiwalu sztuk współczesnych. Przez niską zawartość Szekspira w Szekspirze.

- Za wszelką cenę szukamy nowego języka. A mi się wydaje, że ten nowy język wcale nie jest taki nowy, bo wszystko już było. Uważam, że im prościej, tym lepiej. I jako aktorka, i jako widz.

"Amatorki" i "Ciąg" z pani udziałem to spektakle, które stawiają na interakcję z widzem. Trudno to osiągnąć?

- Zawsze staram się to sobie jakoś usprawiedliwić, by było spójne z moją postacią i światem, który kreujemy. W "Amatorkach" interakcja współgra mi z całością. Kiedyś ktoś zadał pytanie, dlaczego Paula w, Amatorkach" na końcu spektaklu wyciąga widza na środek sceny i czemu to ma służyć. Wtedy uświadomiłam sobie, że w tej scenie buduje się potrójna nieprzyjemność. Pauli, która nie chce spółkować z przypadkowymi mężczyznami, ale życie ją do tego zmusiło i jest jak kukiełka, która nieświadomie idzie przed siebie. Widza, który wcale nie chce w tym uczestniczyć, i dla niego wyjście na środek sceny jest katorgą. I moja też, bo nie lubię, kiedy ktoś czuje się niekomfortowo, a ja jestem tego powodem. Dla mnie to też jest przekraczanie jakiejś granicy, nigdy nie wiem, jak widz zareaguje, co czuje.

Na ostatnim festiwalu teatralnym R@Port w Gdyni siedząca na widowni prof. Ewa Nawrocka z UG głośno zaprotestowała przeciwko takiemu przekraczaniu granic.

- Słyszałam o tym. Ja też jako widz w teatrze lubię czuć się bezpiecznie. Sama nie chodzę na spektakle interaktywne, choćby nie wiem, jak były dobre. Nie chcę psuć aktorom interakcji z publicznością, bo wiem, że jako widz byłabym bardzo skrępowana, gdybym miała opowiedzieć się po jakiejś stronie czy fizycznie uczestniczyć w przedstawieniu. Nie miałabym żadnej przyjemności z oglądania.

W niektórych przypadkach dramaturg czy reżyser wyręcza się publicznością, traktując ją jako element scenografii albo halabardnika.

- Wolę interakcję rozumianą jako porozumienie z widzami. Jako sytuację, gdy aktorzy zawłaszczają uwagę publiczności, a ta oddaje im swoją energię. Takie wzajemne porozumienie dusz.

Raz na "Amatorkach" na widowni usiadło dwóch nietrzeźwych mężczyzn. Reagowali bardzo żywiołowo, ale ja nie czułam się na scenie komfortowo.

Teraz przygotowuje się pani do roli w spektaklu o Broniewskim?

- Zagram Marię Zarębińską, drugą żonę Władysława Broniewskiego. Odwiedziliśmy muzeum Broniewskiego, byliśmy w jego domu. Przeczytałam obozowe wspomnienia Zarębińskiej - porażająca lektura. Takie "detektywistyczne" poszukiwania zbliżają nas do człowieka, o którym opowiadamy. Gdyby nie ta praca, pewnie nigdy nie pochyliłabym się nad Broniewskim, dotąd znałam go tylko tyle, ile dowiedziałam się w szkole.

Za tydzień premiera, zapraszam.

KATARZYNA DALEK

Absolwentka Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi (dyplom w 2010 r.). Uczęszczała do Szkoły Muzycznej II stopnia im. Stanisława Moniuszki w Lodzi na wydział wokalny (śpiewa sopranem, czego dala próbkę w spektaklu "Czarownice z Salem"). Występowała m.in. w Teatrze Logos i Teatrze Studyjnym w Łodzi, Teatrze Polskim i Teatrze Wielkim w Poznaniu, w Teatrze im. Jaracza w Lodzi oraz w Teatrze Narodowym w Warszawie. Do zespołu gdańskiego Teatru Wybrzeże dołączyła w 2012 r. Możemy oglądać ją w spektaklach "Arabela" (Arabela), "Amatorki" (Paula), "Ciąg" (Anonimowa Kobieta koło Trzydziestki), "Czarownice z Salem" (Abigail Williams) i "Płatonow" (Sonia). Za role w "Amatorkach" i "Płatonowie" otrzymała nagrody na Kaliskich Spotkaniach Teatralnych. Jej kreacja w "Czarownicach z Salem" została wyróżniona nagrodą teatralną marszałka województwa pomorskiego ("za świetnie poprowadzoną, sugestywną oraz wyrazistą kreację wyrachowanej, bezdusznej i zimnej prowodyrki tragedii, a jednocześnie namiętnej i szaleńczo kochającej Abigail").

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji