Artykuły

Portret wielkiego wajdeloty

Najnowsza propozycja Teatru Wybrzeże, która premierę będzie miała w piątek, 27 czerwca, to spektakl Radosława Paczochy "Broniewski". Jego autor opowiada o swojej fascynacji postacią poety i o tym, jak powstawał dramat oparty na jego życiorysie.

Przemysław Gulda: Skąd twoje zainteresowanie postacią i twórczością Władysława Broniewskiego?

Radosław Paczocha: Cztery lata temu zostałem zaproszony przez Izabellę Cywińską, ówczesną dyrektor Teatru Ateneum, do współtworzenia cyklu spektakli poetyckich poświęconych polskim poetom, wówczas to zostałem "skojarzony" z Broniewskim. Akurat pomysł ten nie doczekał się realizacji, ale był dla mnie o tyle owocny, że poznałem lepiej życie i twórczość Broniewskiego. No i zrozumiałem jak wielki i jak ważny potencjał w opowiadaniu o Polsce i Polakach kryje się w tym tragicznym i pełnym paradoksów życiu. Dwa lata później udało mi się otrzymać stypendium "Młoda Polska" Narodowego Centrum Kultury na napisanie dramatu o Broniewskim, dzięki czemu mogłem w spokoju pracować. Przy czym wszystko to odbyło się jeszcze zanim ukazała się biografia Broniewskiego, więc żeby zdobyć informacje o Broniewskim musiałem sobie zadać trochę więcej trudu. I bardzo dobrze, bo potem jak czytałem biografię Urbanka, to zaskoczyła mnie może w dwóch, trzech miejscach.

Na ile inspirujący był dla ciebie projekt nowego odczytania losów i wierszy poety zainicjowany kilka lat temu przez warszawskie środowisko artystyczne?

- Nie był inspirujący, chociaż już wcześniej miałem w domu płytę z utworami muzycznymi, które powstały przy tej okazji na bazie poezji Broniewskiego, kojarzyłem obrazy namalowane i prezentowane w Galerii Raster, ale jak mam być szczery to o wiele bardziej inspirująca była dla mnie wystawa w Muzeum Literatury, gdzie mogłem m.in. usłyszeć wiersze Broniewskiego recytowane przez niego samego i zobaczyć oryginalne listy i przedmioty związane z jego życiem. Tak, to było bardzo inspirujące, bo niezwykle uruchomiło moje emocje, a to, co wydarzyło się wokół Broniewskiego w roku 2005 było raczej próbą "wkomponowania" przez współczesnych artystów Broniewskiego i jego poezji w świat każdego z tych artystów z osobna. Chociaż gwoli sprawiedliwości muszę wspomnieć, że bardzo lubię i często puszczałem sobie, także podczas pisania, "Troskę i pieśń" wykonywaną przez zespół Cukunft.

Jakie wydarzenia z życia poety stanowią fundament narracyjny twojego tekstu?

- Nie chcę mówić o konkretnych zdarzeniach, bo wolę, żeby o tym opowiadał spektakl. Ale przede wszystkim są to te chwile z życia artysty, które wiążą się z historią Polski, które noszą w sobie walor dramatyczny z punktu widzenia jednostki i zbiorowości. Broniewski był osobą zaangażowaną i to niemal od maleńkości w los swojej ojczyzny, do tego był bardzo emocjonalny, nie kalkulował, tylko działał, przez co ciągle dostawał się w wir różnych społecznych i politycznych zdarzeń. Biografia Broniewskiego jak mało która w XX wieku nadaje się do pokazania zawikłanych losów jednostki, narodu i polityki. Dlatego też zdecydowałem się na pokazanie życia Broniewskiego na przestrzeni czterdziestu lat, od czasu walki z bolszewikami po czasy stalinowskie i powolny zmierzch artysty. Oczywiście tego typu ujęcie wiąże się z pewną skrótowością, ale z drugiej strony daje możliwość pokazania paradoksów historii, zmian społecznych i ideologii, które ani nie były tak niezmienne, ani tak nieomylne, jak w czasach kiedy uwodziły tłumy. Oczywiście miałem też na uwadze tragiczne życie osobiste Broniewskiego. Czasem tragiczne na jego własne życzenie, ale to nie zmniejsza przecież skali tragizmu.

Na ile korzystasz w dramacie nie z życiorysu, ale z poezji Broniewskiego? Czy, a jeśli tak, to w jakiej formie pojawia się ona w spektaklu?

- Trudno je oddzielić, Broniewski jak wielu twórców "bazował" na sobie i swoim życiu, był wspaniałym lirykiem, ale przede wszystkim był wielkim wajdelotą, był chyba największym w XX wieku polskim poetą mistrzowsko władającym zbiorowymi emocjami, wystarczy wspomnieć jego "Bagnet na broń" napisany na kilka miesięcy przed wybuchem II wojny światowej. Dlatego w miarę często, choć z umiarem wprowadzam jego poezje, rzadko w całości i rzadko po to, żeby "zatrzymać akcję", starałem się jednak przede wszystkim uczynić je częścią dramatu. Broniewski był w tej mierze o tyle wdzięczny, że znał wiele wierszy na pamięć i przy każdej możliwej okazji recytował je, nierzadko niemal siłą zmuszając ludzi do ich słuchania. Zresztą recytował nie tylko własne wiersze, na przykład znał całego "Beniowskiego" na pamięć. No ale przede wszystkim pokazuję jego życie. To ono jest budulcem dramatu, jest dla mnie najważniejsze, chociaż w przypadku tego typu twórcy trudno pokazać życie bez twórczości i vice versa.

Co sprawiło, że to właśnie zespół gdańskiego Teatru Wybrzeże realizuje prapremierę twojego spektaklu?

- Zaufanie. To już nie pierwsza moja premiera w Wybrzeżu, miałem okazję poznać możliwości tego zespołu i teatru, nie tylko obserwując realizację moich tekstów, ale też obserwując tu dokonania innych. Ale żeby była jasność - najpierw powstał tekst, a potem Adam Orzechowski zdecydował się go zrealizować. Chcę przez to powiedzieć, że chcenie autora to jedno, a częściej o wiele ważniejsze jest to, kto chce zrealizować tekst. Wprawdzie w przypadku "Broniewskiego" mogę mówić o zainteresowaniu ze strony innych reżyserów czy teatrów, w czym pewnie największa zasługa samego Broniewskiego, ale to Teatr Wybrzeże był tym, któremu scenariusz przesłałem i dlatego tym bardziej cieszę się z tej realizacji.

Jak wygląda twoja współpraca z reżyserem? Czy po prostu oddałeś Adamowi Orzechowskiemu swój tekst i ufasz jego decyzjom, czy współuczestniczysz w powstawaniu spektaklu?

- "Broniewskiego" napisałem bardzo nierozsądnie, o co obwiniam Narodowe Centrum Kultury, którego stypendium dało mi duży komfort pracy. Krótko mówiąc powstał bardzo duży tekst, na ponad sto postaci, więc na zdrowy rozum nikt nie powinien chcieć tego wystawiać. Dlatego też nie tylko liczyłem się z, ale wręcz liczyłem na reżyserskie skróty. Praca z reżyserem przebiegała dwuetapowo, najpierw Adam sporo czytał o samym Broniewskim, potem skracał mój tekst w samotności, jednocześnie komponując swój scenariusz na bazie mojego, a później, kiedy już zapoznał mnie z tym, co chce zrobić z "Broniewskim" na scenie, próbowałem mu partnerować, bądź poprawiając wybrane sceny, bądź dopisując nowe. Ale proszę się nie obawiać, to już nie jest tak obszerny tekst jak ten, który napisałem w pierwszej wersji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji