Artykuły

Sceniczny gustomierz

Sześć miast, dziewięć teatrów i jedno pytanie: jakie spektakle publiczność oglądała w tym sezonie najchętniej? Klasyczne czy współczesne? Tradycyjne czy zremiksowane i z oryginałem mające wspólny tylko tytuł? - pisze Kamila Łapicka w tygodniku w Sieci.

Gust widzów i gust krytyków to często dwie różne sprawy. Widz kieruje się własną intuicją i smakiem, sugestiami znajomych albo wywiadem z reżyserem przeczytanym kilka dni przed premierą. Jego opinia po wyjściu z teatru, choćby skrajnie odmienna, jest równie wartościowa, co głos recenzenta, bo odbiór sztuki teatru jest rzeczą niezwykle subiektywną. Oto przykład: nasze zestawienie rozpoczyna przedstawienie "Cienie. Eurydyka mówi", które niedawno na tych łamach poddał krytycznemu rozbiorowi mój redakcyjny kolega Przemysław Skrzydelski. Dalej także pojawiają się tytuły wywołujące kontrowersje, ale te zwykle na frekwencję wpływają dodatnio - widz chce sam przyjść i się przekonać, jak jest naprawdę.

Jeden teatr na tysiące mieszkańców

W miastach, w których działa tylko jedna scena, np. w Bydgoszczy (Teatr Polski) czy w Olsztynie (Teatr im. Jaracza), często pojawia się hasło: eklektyzm. Żeby zaspokoić rozmaite gusta widzów wystawia się Shakespeare'a, Witkacego i autorów najnowszych. Obok tradycji triumfy święci inscenizacyjna awangarda.

W bydgoskim teatrze wspomniany już spektakl "Cienie. Eurydyka mówi" był jedną z dwóch najchętniej oglądanych pozycji. Reżyserka Maja Kleczewska pracowała nad tekstem Elfriede Jelinek, której dramaty zaangażowane społecznie w duchu feministycznym, są skomplikowane pod względem językowym. "Cienie..." to nowa wersji mitu Orfeusza i Eurydyki. Jej postać gra, a raczej wyśpiewuje w spektaklu Kasia Nosowska, co gwarantuje, że poza stałymi widzami spektakl obejrzą także wielbiciele dawno niesłyszanej wokalistki.

Drugi tytuł cieszący się w Bydgoszczy uznaniem to "Wesele" w reżyserii Marcina Libera. Choć Chochoł i Pan Młody mówią tekstem Wyspiańskiego, sceny zostały zmontowane inaczej niż w oryginale i wpisane we współczesny kontekst. Jedni przyjęli to z entuzjazmem, inni wskazywali, że temu "Weselu" bliżej do filmu Smarzowskiego niż do poetyckich wizji Wyspiańskiego. Niemniej widownia jest pełna. Zdaniem Libera "klasyka daje szansę na spotkanie widzów o dwojakich oczekiwaniach. Z jednej strony przychodzą ci, którzy chcieliby usłyszeć klasyczny tekst i jego rekonstrukcję mocno umocowaną w tradycji, a z drugiej strony klasyczny tytuł daje szansę widzom, którzy chcą zobaczyć, co się z tym tekstem wydarzyło dzisiaj". Reżyser podaje przykład z prób: "Był moment, kiedy zastanawiałem się, czy nie dodać podtytułu do Wesela, czyli Wesele. Poprawiny. To rzecz jasna byłoby dwuznaczne, lecz miałem także poczucie, że wykluczyłoby tych pierwszych widzów i przyciągnęło wyłącznie tych, którzy oczekują polemiki z tekstem".

Z kolei w olsztyńskim Teatrze im. Jaracza, który również musi się otworzyć na różnorodne gusta mieszkańców miasta, najczęściej wybieranymi spektaklami były komedia Aleksandra Fredry "Damy i huzary" (reż. Julia Wernio) i "Klaun" - tekst współczesnego czeskiego dramaturga Pavla Kohouta osnuty wokół tematów władzy i roli sztuki w społeczeństwie. Twórca przedstawienia Giovanny Castellanos przyznaje, że "jest ono skierowane do szerokiej publiczności i nie wychodzi się z niego obojętnym, ponieważ jednocześnie bawi, boli i wzrusza, przywołując wiele wspomnień".

Familijnie, muzycznie

Jeśli w mieście działają dwa lub trzy teatry, mają z reguły bardziej określony profil. Na przykład w Łodzi Teatr Powszechny wystawia głównie komedie, zaś Teatr im. Jaracza ma w repertuarze sztuki klasyczne i współczesne, z akcentem na te ostatnie. Stąd wśród jego sukcesów frekwencyjnych obecność "Baby Chanel", tragikomedii Nikołaja Kolady (w reżyserii autora) o chórze rencistek pozbawionych słuchu, za to pełnych determinacji w walce z samotnością. Drugi najchętniej oglądany tytuł to muzyczne przedstawienie "Umrzeć z tęsknoty. Najpiękniejsze piosenki żydowskie" (opieka art. Waldemar Zawodziński), w którym najmłodsze pokolenie aktorów śpiewa szlagiery, takie jak "To świt, to zmrok" (ze "Skrzypka na dachu") czy psalm "Grajmy Panu" (ze spektaklu "Sztukmistrz z Lublina").

Kolejne miasto, w którym działa kilka dużych scen, to Kraków. Widzowie mogą się wybrać do Starego Teatru, Teatru STU czy do Teatru im. Słowackiego, w którym króluje repertuar z przełomu wieków. Widzowie najchętniej oglądali tam "Kochanka" Harolda Pintera (reż. Józef Opalski), czyli historię małżeństwa, które podejmuje ze sobą niebezpieczną grę miłosną, "Maskaradę" Michaiła Lermontowa (znowu triumf reżyserski Nikołaja Kolady, który chętnie w tym sezonie pracował w Polsce) oraz muzyczny spektakl "Czarnoksiężnik z Krainy Oz" według powieści Lymana Franka Bauma, który zgromadził na widowni ponad 15,5 tys. osób! Zapytany o receptę na frekwencyjny sukces, reżyser Jarosław Kilian odpowiedział: "Myślę, że ludzi interesuje przede wszystkim dobrze opowiedziana historia, ale nie bez znaczenia jest także poczucie humoru i pewna doza liryzmu. Chcieliśmy zrobić przedstawienie familijne i ono jest tak wymyślone, żeby było przede wszystkim atrakcyjne dla dzieci, ale żeby nie nudzili się na nim także ci, którzy są dzieckiem podszyci".

Spektakl familijny znalazł się również wśród najchętniej oglądanych pozycji we Wrocławiu. Pochodzi z repertuaru Teatru Polskiego - "Dzieci z Bullerbyn" według lubianej książki Astrid Lindgren wyreżyserowała aktorka tej sceny Anna Ilczuk. Drugim przedstawieniem ze stuprocentową frekwencją były "Dziady" w reżyserii Michała Zadary, a właściwe I, II, IV część dramatu, bo całość będzie można zobaczyć dopiero w 2016 r. Wtedy arcydramat Mickiewicza po raz pierwszy zostanie wystawiony w całości. W pierwszej odsłonie recenzenci docenili rolę Bartosza Porczyka (Gustaw), a poddali krytyce ton nie do końca serio i nagromadzenie efektów multimedialnych. Widz jednak lubi efekty.

Warszawa - przestrzeń środka

W stolicy jest ponad czterdzieści scen, lecz nie każda z nich ma wyraźny profil. Oczywiście widzowie idący do Nowego Teatru Krzysztofa Warlikowskiego wiedzą mniej więcej czego się spodziewać, podobnie jak stali bywalcy Teatru Współczesnego pod dyrekcją Macieja Englerta, ale pozostaje jeszcze duża "przestrzeń środka", w której klasyka współistnieje z najnowszymi trendami.

Wystarczy spojrzeć na Teatr Powszechny, gdzie obok "Romea i Julii" (reż. Grażyna Kania) oraz "Zbrodni i kary" (reż. Waldemar Śmigasiewicz) widzowie tłumnie kupowali bilety na "Klarę" (reż. Aleksandra Popławska). Napisana z sarkastycznym zacięciem opowieść o 40-letniej singielce przyniosła pochwały grającej główną rolę Edycie Olszówce i zwiększyła liczbę odsłon błoga Izy Kuny, aktorki i autorki tekstu.

Podobnie rzecz się miała w prywatnym Teatrze IMKA Tomasza Karolaka, gdzie obok "Dzienników" Gombrowicza przygotowanych przez Mikołaja Grabowskiego (w obsadzie m.in. Jan Peszek i Magdalena Cielecka) święcił triumfy nowy serial teatralny Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki "Klątwa, odcinki z czasu beznadziei", opisywany jako "utrzymane w konwencji political fiction i horroru przedstawienie, pomyślane jako wielowątkowa opowieść, demontująca mechanizmy rządzące historią".

Z kolei Teatr Narodowy, który ma do dyspozycji trzy sceny, grał z powodzeniem na największej z nich "Tartuffe'a" Moliere'a (reż. Jacques Lassalle), "Królową Margot" Alexandra Dumasa (reż. Grzegorz Wiśniewski) i "Udrękę życia" Hanocha Levina (reż. Jan Englert). Ostatni tytuł świadczy zarówno o popularności izraelskiego dramaturga w naszym kraju, jak i o ambicji odbiorczej widzów, bo tekst jest wymagający. To historia małżeństwa, które po latach potrafi się komunikować, wyłącznie zadając ciosy (występują Anna Seniuk, Janusz Gajos i Włodzimierz Press). Jak powodzenie "Udręki" komentuje reżyser? "To jest dobrze skonstruowany dramat, grany przez bardzo wybitnych aktorów. Publiczność przychodzi w 80 proc. na aktorów, więc w tym wypadku obsada jest jednym z elementów, które decydują o tym, że przedstawienie ma powodzenie" - mówi dyrektor Englert. Na pozostałych scenach Narodowego najchętniej oglądane są "Kotka na gorącym blaszanym dachu" (reż. Grzegorz Chrapkiewicz) z Małgorzatą Kożuchowską w roli tytułowej (w dublurze z Edytą Olszówką) oraz "Pchła Szachrajka" w reżyserii Anny Seniuk.

I na koniec sceny o jednorodnym charakterze. Biegły w przedstawieniach komediowych i muzycznych Teatr Syrena listę hitów otworzył "Klubem hipochondryków" granym od 2003 r. Tekst napisała aktorka Magdalena Wołłejko, na afiszu występująca pod pseudonimem Meggie W. Wrightt. Widzów przyciąga tyleż zabawna i sensacyjna fabuła, ile skład tytułowego "Klubu", a więc: Zbigniew Zamachowski, Wojciech Malajkat (reżyser spektaklu) oraz Piotr Polk. Drugą sztuką graną z powodzeniem w Syrenie jest "Skaza" (reż. Adam Sajnuk), której przypięto łatkę "odważnej i kontrowersyjnej". Thriller erotyczny autorstwa Josephine Hart znają zapewne kinomani - grali w nim m.in. Jeremy Irons i Juliette Binoche. W Syrenie zobaczymy Jacka Poniedziałka, Annę Terpiłowską i Aleksandrę Justę.

Z kolei w Teatrze Polskim, przedkładającym tradycyjną inscenizację nad eksperyment sceniczny, najchętniej oglądane były "Król Lear" Shakespeare'a (z dyrektorem Andrzejem Sewerynem w roli tytułowej i w reżyserii Jacques'a Lassalle'a) oraz "Zemsta" Fredry. Historię sporu o mur graniczny od premiery w marcu 2013 r. zobaczyło 30 tys. widzów! W obsadzie znaleźli się m.in. Andrzej Seweryn (Rejent), Daniel Olbrychski (Cześnik) i Jarosław Gajewski (Papkin), a spektakl wyreżyserował Krzysztof Jasiński, na co dzień dyrektor krakowskiego Teatru STU. Zapytany o przepis na "klasyczny" sukces wyjaśnia: "Fredrę trzeba czytać głęboko, tak jak się czyta inne teksty klasyczne. Każdy czas musi po swojemu pogłębiać to czytanie, bo publiczność jest coraz mądrzejsza, coraz lepiej wykształcona, choćby tylko obrazkowo (bo żyjemy jednak w czasach kultury obrazkowej). I to przedstawienie warszawskie wynika ze współczesnego czytania Fredry, który jest jednym z najlepszych polskich poetów, a do tego wspaniałym dramaturgiem. Stworzył znakomitą, zamkniętą, na wszystkich piętrach umotywowaną strukturę i to się sprawdza".

Wygląda na to, że "umotywowana struktura" jest tym, do czego widz tęskni najbardziej. Ceni oprawę muzyczną, ceni dobrą obsadę, ale przede wszystkim lubi klarowną akcję i zrozumiałą puentę. Na dwadzieścia pięć wymienionych tu sztuk tylko siedem to komedie, więc, jak widać, poza rozrywką widz pragnie także "udręki życia". Dziewięć to utwory polskie, więc umiarkowanie ceni rodzimą twórczość. Na równi fascynują go teksty pełne namiętności i historycznych odniesień. Często wybiera spektakle klasyczne w formie i treści, co oznacza, że aktualne pozostaje zdanie pewnego angielskiego dramaturga: "Wszystko bowiem, co przesadzone, przeciwne jest zamiarowi teatru, którego przeznaczeniem jak dawniej, tak i teraz, było i jest służyć niejako za zwierciadło naturze, pokazywać cnocie własne jej rysy, żywy jej obraz, a światu i duchowi wieku postać ich i piętno".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji