Artykuły

Gender siłą napędową w teatrze

- Nie chciałbym wyjść na zrzędzącego starucha, ale sporo w życiu już widziałem i na przykład temat gender nie jest dla mnie zwiastowaniem Ducha Świętego - mówi TADEUSZ SŁOBODZIANEK, który dwa lata temu objął stanowisko dyrektora trzech warszawskich scen teatralnych (kiedyś trzech teatrów) - im. Holoubka, Na Woli i Sceny Przodownik. Środowisko teatralne do tej pory nie może mu wybaczyć decyzji, nazywając Dramatyczny Sloboplexem.

Mijają prawie dwa lata, od kiedy pan rządzi...

- Nie nazwałbym tego rządzeniem, teatr to nie podwórko z gromadą indyków. Staram się rozsądnie organizować pracę wielu osób o różnym fachu. Robimy przecież kilkanaście projektów równocześnie, dlatego w południe rozmawiam o tłumaczeniu nowej sztuki, a wieczorem robimy w zespole burzę mózgów na temat plakatu i rozmawiamy o festiwalowym spocie, który za chwilę będzie wyświetlany w mieście. Po wywiadzie z panią idę spotkać się z Teatrem Studio i pogadać o zagospodarowaniu placu Defilad. Dużo się dzieje - to dopinguje mnie i mój zespół do działania.

Pierwszy sezon był pełen krytyki wobec pana działań.

- Krytyki? To było przecież sztuczne budowanie aury skandalu wokół Dramatycznego, które nie znalazło żadnego uzasadnienia w faktach. Nagle artyści pracujący tu - w oczach niektórych piszących - tracili talent. Czym innym jest jednak krytyka - znam ten fach dość dobrze, wiem, jak się to robi. Krytyka mnie ekscytuje, czasami nawet daje do myślenia. A nagonka?Cóż, jestem wdzięczny za tę ścieżkę zdrowia, którą nam urządzano. Zahartowała nas.

Mówił pan wtedy, że chce stworzyć teatr dla lemingów. Coś się zmieniło?

- Mówiąc to, miałem na myśli nową klasę średnią, młodych mieszczan, którzy od czasów Sofoklesa, Szekspira i Moliera byli solą teatru. Ale zależy mi również na przyciągnięciu do Dramatycznego widzów w różnym wieku i o różnych światopoglądach, którzy teatr utożsamiają z dobrą literaturą, głębokim wnikaniem w psychologię człowieka i nie naskórkowym, publicystycznym myśleniem o mechanizmach rządzących światem. Chcę, żeby Dramatyczny był agorą, na której spotyka się prawica, lewica i centrum, i wszyscy mogą dyskutować o losie Edypa, a nie o tym, jak "wyd**mać" przeciwnika politycznego.

Czyli kolejnych sztuk Demirskiego i Strzępki nie zobaczymy w Dramatycznym?

- Wiele razy deklarowałem słynnemu duetowi chęć współpracy. Ostatnio nawet złożyłem Bartoszowi Szydłowskiemu propozycję, aby Dramatyczny koprodukował teatralny serial "Klątwa" wspólnie z Łaźnią Nową, tak jak parę lat temu za mojego poprzednika koprodukował "Jakuba S." Twórcy wybrali jednak współpracę z prywatnym, kapitalistycznym teatrem, co rozumiem, bo - jak nie od dziś wiadomo - "kapitał" ma magiczną moc przyciągania lewicowych artystów.

Nie jest pan lewicowym artystą? Powstał o pana twórczości doktorat i wydaje się, że tam zostało udowodnione, że jest pan raczej lewicowy.

- Mam ugruntowane poglądy na tematy polityczne i społeczne, które nawiasem mówiąc zmieniają się, bo świat się zmienia i dialektyka tych zmian powoduje, że śledzenie jej w ogóle daje jakiś sens życiu. Nie uważam jednak, że z tego powodu mam być koniem dorożkarskim, który z klapami na oczach podąża ciągle tą samą trasą wyznaczoną we wczesnej młodości. Nie lubię teatru, który jest narzędziem agitacji i propagandy, i jak widzę, nie jestem w tym upodobaniu całkowicie samotny. Teatr zawsze dotyka spraw aktualnych, bo inaczej nie działa, ale jego siłą w przeciwieństwie do mediów, jest metafora, skrót, uniwersalizm. Nie chciałbym wyjść na zrzędzącego starucha, ale sporo w życiu już widziałem i na przykład temat gender nie jest dla mnie zwiastowaniem Ducha Świętego.

Mimo że role społeczne i kulturowe kobiet i mężczyzn od lat są ważnym tematem w sztuce, wydaje się, że ciągle potrzeba nam abecadła.

- Abecadło gender to Szekspir. To, że mężczyźni grali kobiety, nadawało zupełnie inną perspektywę dla kobiecości i męskości. U Szekspira jest ciągłe poszukiwanie tożsamości seksualnej. Ale autor "Burzy" był krytyczny wobec wszystkich, nie tylko orientacji płciowej, bo należy być krytycznym wobec człowieka. Naturalnie w Polsce śmieszne jest zderzenie gender z Kościołem, bo Kościół głównie zajmuje się polityką i ta żenująca dyskusja, w której nie rozmawia się, tylko próbuje się w mediach poniżyć i ośmieszyć przeciwnika, ma w gruncie rzeczy kontekst historyczny. Kościół od zawsze wyznaje zasadę "da Bóg dzieci, da i na dzieci", czyli od zawsze kieruje i od zawsze zrzeka się odpowiedzialności. Pytanie jednak brzmi, czy chodzi tylko o Kościół katolicki, czy o każdą religię? Zresztą o Kościele mógłbym gadać długo, a mamy rozmawiać o teatrze. W polskim teatrze istotna rozmowa o gender odbyła się w ubiegłym wieku, prowadzili ją w literaturze Genet i Gombrowicz, a w teatrze Kantor, Swinarski czy Grotowski. Myślę, że w sposób intrygujący podjął ją już parę lat temu Warlikowski, w czym więc rzecz? Gender było, jest i będzie jedną z najważniejszych sił napędowych w teatrze. I tego ani Kościół, ani politycy nie zmienią, tak jak nie zmienią natury człowieka.

Mimo wszystko wydaje się, że dziś jest nam potrzebna jak nigdy sztuka edukacyjna, nawet z didaskaliami, jak w "Jakubie S." o rolach społeczno-kulturowych kobiet i mężczyzn. Gdyby powstała, miałaby szansę zagościć w Dramatycznym?

- Ale my robimy bardzo genderową sztukę - "Kupca Weneckiego" Szekspira w nowym przekładzie Piotra Kamińskiego, który między innymi przyswoił polszczyźnie na nowo Geneta. Spektakl wyreżyseruje Aldona Figura, która wielokrotnie w teatrze udowodniła, że obca jest jej wszelka pruderia.

Będą drag queen na scenie?

- Zapraszam na premierę w październiku. Mogę powiedzieć na razie tyle, że "Kupiec" jest komedią o podziałach. O Żydzie, który jest homofobem, i o gejach, którzy są antysemitami. Ale przede wszystkim to szuka o sytuacji kobiet, które zarówno za Szekspira, jak i dziś, mimo że rządziły królestwem, były w trudnej, żeby nie powiedzieć, opresyjnej sytuacji.

Klasyka. A ja mówię o nowej dramaturgii. Scena Przodownik była zawsze moją ulubioną. "Przylgnięcie", "Baden Baden", "Biedny Ja, Suka i Jej Nowy Koleś" - opowiadało o nas tu i teraz. Teraz nie ma podobnych. Jest szansa na reaktywację Laboratorium Dramatu?

- Laboratorium przecież funkcjonuje. W tym sezonie wystawiliśmy "Gry ekstremalne", czyli sztukę naszej zmarłej studentki Ewy Gawlikowskiej-Wolff, którą dokończyła młoda dramatopisarka Elżbieta Chowaniec. Czytamy nadsyłane teksty, oczywiście teraz, kiedy jesteśmy w teatrze repertuarowym, niektóre decyzje są paradoksalnie trudniejsze niż wtedy, kiedy w Laboratorium zajmowaliśmy się tylko promocją młodych autorów. Ale proszę się nie niepokoić, jak tylko zdobędziemy na to pieniądze, wrócimy do wszystkich naszych działań: warsztatów, rezydencji, szkoły dramatu, etc.

Nie ma na to pieniędzy?

- Ministerstwo Kultury pracowicie odrzuca wszystkie nasze wnioski związane z edukacją dramatopisarską. Rozumiem, że nowe kierownictwo departamentu teatru nie jest przekonane do dziesięcioletniej działalności Laboratorium. Ale dopuszczam i taką możliwość, że po prostu na wszystko jest coraz mniej pieniędzy. Na razie więc podsumowujemy naszą działalność. Przygotowujemy do druku kilka podręczników dramatopisarstwa, czyli prostych książek o rzemiośle, ale także monografie naszych cykli "Maska Jezus", "Zagubione w baśni", "Toksyczna rodzina antyczna" i innych. Wszystko zresztą znajdzie pani na naszej stronie internetowej, która dokumentuje to, co w kwestii dramatu w Polsce zrobiliśmy. Jeśli mowa jednak o przyszłości - szukamy innych dróg.

U biznesmenów?

- Mam wrażenie, że biznes wciąż bardzo nieśmiało angażuje się w ambitne przedsięwzięcia, wybierając projekty komercyjne. Ale może, wzorem krajów bardziej rozwiniętych jak np. Wielka Brytania, ludzie pieniądza dostrzegą wartość teatru.

A czy teraz nie panuje moda na teatr? W ostatnich miesiącach w Dramatycznym były pełne sale. W Studio tłoczno. We Współczesnym, Ateneum ludzie czasem siedzą na dostawkach. Nie mówiąc o Polonii czy Imce. Na Warszawskie Spotkania Teatralne szybko skończyły się bilety.

- No i chwała Bogu, że tak to czasem funkcjonuje. Proszę jednak zwrócić uwagę, że teatry przestają grać dla dużych widowni. Nietrudno przygotować dziś spektakl dla 100 widzów. Sztuką jest zapełnić 500 miejsc. To jest wyzwanie w Warszawie.

Co w najbliższym czasie zobaczymy na scenach Dramatycznego?

- Przygotowujemy "Króla Edypa" w nowym tłumaczeniu Antoniego Libery i reżyserii Jakuba Krofty. Zagrają m.in. Sławomir Grzymkowski, Halina Skoczyńska i Olgierd Łukaszewicz. Tym spektaklem otworzymy Letni Przegląd Teatru Dramatycznego. I przyznam, że jestem zdruzgotany aktualnością tej sztuki, zwłaszcza w kontekście ostatnich wydarzeń politycznych w Polsce i na świecie. Jesienią wspomniana premiera "Kupca Weneckiego" z Andrzejem Blumenfeldem i Matyldą Paszczenko, ponadto "Wszyscy moi synowie" Artura Millera z Adamem Ferencym w roli głównej, czyli dramat m.in. o etyce w biznesie i konsekwencjach jej braku oraz "Bez wyjścia" Sartre'a i "Komedia" Becketta w reżyserii Barbary Sass z Agnieszką Warchulską, Agnieszką Wosińską i Piotrem Grabowskim. Początek nowego sezonu zapowiada się bardzo intensywnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji