Artykuły

Wrocław. Pokojowe starcie z "Golgotą Picnic"

Wrocław wyszedł z twarzą z protestów wokół pokazu "Golgoty Picnic". Awantura wokół przedstawienia może być paradoksalnie początkiem ważnego dialogu

We Wrocławiu nie ma zgody na cenzurowanie sztuki. Udowodnili to i dyrektor Teatru Polskiego, i 750 widzów na sali oraz niemalże drugie tyle chętnych, którzy nie zmieścili się w piątkowy wieczór na pokazie. - Mamy prawo do wolności - powiedział Krzysztof Mieszkowski, który podjął decyzję o przyłączeniu się do ogólnopolskiej akcji przeciwko cenzurze.

Wrocław wypadł bardzo pozytywnie i pokojowo na tle innych miast Polski, gdzie zorganizowano protesty przeciwko projekcjom nagarnia spektaklu "Golgota Picnic" i czytaniu jego scenariusza. W Warszawie tłum usiłował nie dopuścić do prezentacji, interweniowała policja. W Łodzi czytanie scenariusza uniemożliwiła grupa protestujących, którzy wdarli się na salę. W Katowicach modlący się zablokowali wejście do teatru, widzów musiała wpuszczać policja. "Presji szantażu" uległ dyrektor teatru chorzowskiego, który odwołał pokaz. W Bydgoszczy grupa chuliganów rozlała w teatrze żrącą ciecz, której odór był nie do zniesienia. Projekcja zaczęła się z opóźnieniem przy otwartych oknach. W Wałbrzychu pokaz został przerwany. A w Poznaniu, gdzie spektakl miał być wystawiony dwukrotnie na festiwalu Malta, jego dyrektor Michał Merczyński odwołał przyjazd artystów. Po odebraniu mnóstwa wulgarnych telefonów i maili z groźbami pozbawienia życia.

We Wrocławiu pikieta przed budynkiem teatru, gdzie zorganizowano projekcję, odbyła się spokojnie. Nie było nienawiści. Obie strony konfliktu zamanifestowały swoje poglądy, ale pokojowo. Nie było żadnej próby użycia siły.

Grupy modlących zaczęły zbierać się ok. godz. 18.30, ludzie przynieśli ze sobą krzyże, różańce i transparenty. Przewodniczył im dominikanin ojciec Norbert Oczkowski, który wypowiedział ważne słowa: - Niedopuszczalne są jakiekolwiek formy agresji i prowokacji. Nie mamy zamiaru nikomu zabronić wejścia na tę sztukę. Chcemy się pomodlić, ponieważ uważamy, że obraża naszą wiarę.

Do modlących dołączyli przedstawiciele ONR-u i "Solidarności", osoby publiczne (m.in. Maria Zawartko, wiceprzewodnicząca rady miejskiej). W tym samym czasie po drugiej stronie ul. Zapolskiej ustawiała się kolejka do teatru. Nie były potrzebne barierki czy policyjna obstawa.

Przed gmach TP wyszedł jego dyrektor Krzysztof Mieszkowski i przez ponad godzinę rozmawiał zarówno z entuzjastami jego inicjatywy, jak i protestującymi. Spokojnie odpowiadał na pytania i zachęcał do wzięcia udziału w projekcji. Wykonał też symboliczny gest. Podszedł do dominikanina, zaprosił go na pokaz i próbował przekonać, że przedstawienie nie obraża katolików. - Proszę to zobaczyć i samemu ocenić - powiedział Mieszkowski.

- Chrystus i jego męka są wartościami, które nie są zamienialne na nic innego, nawet na sztukę. Szczególnie taką, która obraża Boga - odpowiedział ojciec Oczkowski, który nie widział spektaklu. Nie dał się przekonać do wejścia na salę.

Ale Mieszkowski zaproponował też publiczną debatę z udziałem przedstawicieli różnych wyznań, gdy już opadną emocje. - Chciałbym, abyśmy porozmawiali w naszym teatrze o dialogu i funkcji sztuki w dzisiejszej rzeczywistości - zaznaczył. Protestujący od tego zaproszenia się nie odżegnali.

Na zdjęciu: czytanie tekstu "Golgoty Picnic" w Teatrze Polskim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji