Artykuły

Jerzy Sosnowski: Stoimy przed istotnym dylematem. Polska zdaje egzamin z wolności

- Opinia publiczna, bez żadnej refleksji, przyjmuje to, co jest jej serwowane - i dzieli się na z góry zdefiniowane dwa obozy. Religia jest tu tylko pretekstem. A zapytam jeszcze raz: kto widział tak naprawdę "Golgota Picnic"? - o sprawie "Golgoty Picnic" mówi Jerzy Sosnowski.

Kuba Dobroszek: "Golgota Picnic" Zastanawiam się, czy nie powinniśmy rozmawiać raczej o "Golgocie Cyrk".

Jerz Sosnowski: Takie określenie odbiera powagę bardzo poważnej sprawie. Rozumiem, że jest to ironiczne podsumowanie tego, co wyprawiają obie strony, ale dla mnie - człowieka o liberalnych poglądach, który stara się jednocześnie być katolikiem - sprawa jest niezwykle kłopotliwa. Polskie społeczeństwo stoi przed istotnym dylematem.

Dylematem czego dotyczącym? Spór o "Golgota Picnic" to, jak podkreślają zwolennicy spektaklu, walka o wolność słowa czy może dostrzega Pan inne ważniejsze aspekty?

- Absolutnie nie wolno odbierać ludziom prawa do protestowania! Jednocześnie nie podoba mi się, że odbiera się widzom prawo do oglądania tego spektaklu. Obie strony dopuszczają się niepokojących nadużyć. Jeżeli artysta tworzy dzieło, które jest z założenia prowokacyjne, to jego zwolennicy nie powinni się dziwić, że prowokacja się udała. Z drugiej strony alarmujący jest fakt, iż doszło do zablokowania przedstawienia. Jesteśmy świeżo po obchodach rocznicy odzyskania wolności, tymczasem niejako przywracamy instytucję cenzury.

Protesty przeciwników "Golgoty Picnic" możemy nazwać cenzurą?

- Protesty - nie, odwołanie spektaklu - tak. Nie widzę nic złego w tym, że ludzie piszą listy - czy to poparcia, czy sprzeciwu - pod warunkiem oczywiście, że sztukę widzieli. Natomiast problem, w moim odczuciu, urósł do rangi absurdu w chwili, kiedy organizatorzy festiwalu Malta odwołali spektakl.

"Absurd" to chyba odpowiednie słowo. Socjolog prof. Krzysztof Podemski stwierdził, że zamieszanie wokół "Golgoty Picnic" przypomina zamieszanie wokół gender.

- Wydaje mi się, że część wspólnoty, z którą się identyfikuję - wspólnoty Kościoła katolickiego - zaczęła ostatnio wskazywać kolejnych wrogów, nie zawsze dorzecznie. Mam wrażenie, że miesza się tutaj, niekoniecznie świadomie, przekaz religijny z pewną, nazwijmy to, koncepcją społeczno-polityczną. Niefortunne połączenie.

No tak, politycy - zwłaszcza opozycyjni - tłumnie uczestniczyli w protestach przeciw spektaklowi bądź wspierali je. Zaangażowali się.

- Politycy jak zwykle stracili okazję, aby siedzieć cicho. Obawiam się nieco wypowiedzi reżysera. Przypomina mi się w tym momencie sprawa Jacka Markiewicza, na pracy którego obserwowaliśmy pieszczoty krucyfiksu. Jego komentarze były mniej mądre, niż sytuacja tego wymagała. Wypowiedzi Rodriga Garcíi, w mojej opinii, też tylko niepotrzebnie zaogniają kłótnię. Tymczasem opinia publiczna, bez żadnej refleksji, przyjmuje to, co jest jej serwowane - i dzieli się na z góry zdefiniowane dwa obozy. Religia jest tu tylko pretekstem. A zapytam jeszcze raz: kto widział tak naprawdę "Golgota Picnic"?

Tak jest zawsze. Przy okazji "Do Damaszku" Jana Klaty było podobnie - momentalnie po przerwaniu spektaklu utworzyły się dwa zwalczające się obozy.

- To wynika z tego, iż obracamy się w przestrzeni, która oferuje sprzedaż poglądów w pakiecie. To sytuacja chora, bo rodzi mnóstwo niesprawiedliwych osądów. Tak było też przy okazji "Pasji" Doroty Nieznalskiej, z której zwolennicy uczynili ikonę prześladowanego artysty, a przeciwnicy - antyreligijnego potwora, podczas gdy jej praca była po prostu słaba. Polska dopiero zdaje egzamin z wolności.

Na jaką ocenę? Pałę, tróję? A może piątkę?

- Byłem co prawda nauczycielem, ale wystawianie ocen sprawiało mi zawsze największy problem. (śmiech) Myślę, że jesteśmy uczniem bardzo zdolnym, ale podejmującym działania, które niekoniecznie podobają się nauczycielom. To są zawsze najtrudniejsze przypadki do ocenienia.

Ja też nie chciałbym się opowiadać po żadnej ze stron, ale zamieszanie wokół "Golgota Picnic" dziwi mnie o tyle, że to nie pierwsze kontrowersyjne ukazanie katolicyzmu w sztuce. Był już "Żywot Briana", było "Ostatnie kuszenie Chrystusa" i "Jesus Christ Superstar". A to i tak tylko najgłośniejsze przykłady. Zastanawiam się, czy dojdziemy kiedyś do takiego momentu, w którym to szokowanie stanie się tak powszechne i oczywiste, że po prostu przestanie szokować.

- Trzeba rozróżnić dwie kwestie. Po pierwsze - po latach zamieszanie wokół danego dzieła opada. I wtedy spokojnie je analizując, zdajemy sobie zwykle sprawę, że nie było aż tak kontrowersyjne. Akurat "Ostatnie kuszenie Chrystusa" jest tu doskonałym przykładem, ponieważ ten film był w Polsce faktycznie zakazany, wyświetlono go dopiero po jakimś czasie. A w tej chwili pokazuje się go niekiedy w duszpasterstwach akademickich wśród innych filmów inspirowanych Biblią! Czas weryfikuje myślenie oraz społeczne emocje. Świeżo po obchodach rocznicy odzyskania wolności niejako przywracamy instytucję cenzury

A druga kwestia?

- W przestrzeni publicznej niezwykle łatwo operuje się niezweryfikowanymi informacjami. Proszę powiedzieć, jaka jest wiarygodność ludzi, którzy protestują przed wyświetleniem spektaklu, nawet go nie widząc, nie wiedząc tak naprawdę, jaki on jest? Pamiętam, wracając jeszcze do "Ostatniego kuszenia Chrystusa", jak jakiś czas temu opublikowałem w "Gazecie Wyborczej" dwuzdaniową pochwałę dotyczącą tego filmu. Przeciwnicy dzieła Martina Scorsesego momentalnie zaczęli tłumaczyć mi w listach, dlaczego nie mam racji, choć w odróżnieniu ode mnie go nie widzieli. W przeszłości wiele uznanych dzisiaj dzieł atakowano na podobnej zasadzie. Proszę pamiętać, że "Golgota Picnic" w wersji internetowej obejrzało kilku duchownych. Przyjęli ją bez entuzjazmu, jednak nawoływali do merytorycznej debaty. Widzi Pan, operujemy cały czas przykładami sztuki, która w sposób kontrowersyjny podejmuje tematykę chrześcijaństwa. Nic o innych religiach. Może więc jednak twórcy uwzięli się na tych katolików?

- Jeden z protestujących przeciw "Golgocie" krzyczał: "Spróbujcie sobie w głównej roli podobnej sztuki obsadzić Mahometa, to zobaczycie, co się wydarzy!". Chrześcijaństwo jednak odgrywa znacznie większą rolę w ukształtowaniu naszej kultury niż islam czy buddyzm. Naturalnie jest więc bardziej narażone na próby dekonstrukcji i krytyki. Krytyka to mimowolne potwierdzenie jego rangi!

Fakt, że kontrowersyjne prace częściej dotyczą katolicyzmu jest nobilitujący dla chrześcijan? - Tak, choć jest zarazem bolesny. Poza tym niewątpliwie, o czym świadczy przykład duńskich karykatur Mahometa opublikowanych jakiś czas temu, zaatakowanie islamu wiąże się z poważniejszymi konsekwencjami. Ale moim zdaniem to pozytywne dla chrześcijan - pozytywne, że przeciwnicy się nas nie boją. W Biblii przecież nie jest napisane, że człowiek ma wywoływać strach. Jest napisane o nadstawianiu drugiego policzka.

Jak Pan myśli, co artyści wyniosą ze sporu?

- Zaczną się bać, tworzyć bezpieczniej czy wręcz przeciwnie - będą prowokować jeszcze bardziej? Proszę zauważyć, że gdyby nie ta afera, "Golgota Picnic", o której wcześniej nie słyszałem, byłaby po prostu jednym ze spektakli pokazanych na Malcie. Nie sądzę, by większość Polaków o niej się wówczas dowiedziała. Tymczasem przeciwnicy sztuki zorganizowali jej darmową reklamę. Jest w tym coś paradoksalnego, że w rezultacie artystom opłaca się podejmowanie podobnej tematyki. Obawiam się wręcz, że część twórców robi to tylko dlatego, że oznacza to właśnie marketing za darmo.

***

Jerzy Sosnowski, dziennikarz radiowej Trójki, krytyk literacki, członek Rady Języka Polskiego Polskiej Akademii Nauk w kadencji 2011-2014

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji