Artykuły

Durrenmatt czyli fatalizm dobrobytu

Dramat szwajcarskiego autora piszącego po niemiec­ku, Durrenmatta - "Wi­zyta starszej pani" wszedł na deski Teatru Drama­tycznego m. st. War­szawy; jednocześnie wystawili go Dejmek w Łodzi i Zamkow w Krakowie - łącznie trzy teatry o wybitnym profilu repertuarowym w głównych centrach. Słychać też, że przygotowuje go teatr w Poz­naniu. Sztuki Durrenmatta grane były w ostatnim sezonie z powodzeniem - prócz, oczywiście, Szwajcarii - w Niemczech zach., w Austrii w krajach skandy­nawskich, zaś w Paryżu pisarz ten otrzymał doroczną "prix Moliere"; w bieżącym roku ma być wysta­wiony w USA. Polska jest dotych­czas jedynym krajem obozu socja­listycznego, gdzie zainteresowano się "Wizytą starszej pani". Podjęcie tej sztuki przez czołowe polskie sceny wprowadza "casus Durren-matt" na wokandę toczącej się u nas dyskusji o ewentualnym obli­czu naszej kultury - jako jedną z propozycji sezonu 1958.

Tłumacz "Wizyty", Andrzej Wirth, nazywa Durrenmatta "najciekaw­szym z żyjącvch autorów drama­tycznych niemieckiego obszaru ję­zykowego". Wirth daje kompetentną analizę twórczości Durrenmatta w Nr 10 miesięcznika "Dialog", dokąd pozwalamy sobie odesłać zainteresowanych Czytelników. Tu warto może tylko zwrócić uwagę na miejsce, jakie zapewne zajmie "Wizyta starszej pani" na mapie ścierających się u nas kierunków.

Durrenmatt bowiem wydaje się istotnie ważnym przedstawicielem "szkoły niemieckiej" we współczes­nej literaturze. Jest on epigonem, lecz w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Podejmuje on kierunki filo­zoficznie przeciwne, ale typowe dla dziejów myśli w krajach germań­skich (i nie tylko) ostatniego 50-lecia: Brechta z jednej strony, Kafkę z drugiej. Łączy on - o dziwo! - te dwa sprzeczne żywioły; adaptuje je niejako do klimatu ostatniego roku, wreszcie eksperyment swój umieszcza w ramach fabuły wzoro­wanej na współczesnym romansie kryminalnym "czarnym". W ten sposób twórczość Durrenmatta staje się podsumowaniem okresu, na uży­tek powszechny; autor nazywa sam siebie "świadomym Nestroyem", z aluzją do ludowego farso-pisarza, najpopularniejszego w kręgu kultu­ry niemieckiej w XIX w., i podob­nie jak Durrenmatt adaptującego tomaty ówczesnej wielkiej sztuki romantycznej.

Ten charakter "antologiczny" tłu­maczy, być może, zainteresowanie co ambitniejszych naszych ludzi teatru wobec Durrenmatta; parają się oni bowiem z podobnym jak on problemem: wykorzystania, w ra­mach kultury o zamiarach ,,socjali­stycznych", innych zdobyczy sztuki Zachodu - oraz przekazanie rezul­tatu masowemu widzowi.

W tej sytuacji, warto może zoba­czyć, co i jak Durrenmatt wybiera z różnych stanowisk literacko-filozoficznych. W "Wizycie starszej pa­ni" startuje on z pozycji Brechta. Główną obsesję teatru Brechta sta­nowi stwierdzenie, że bazą moral­ności kapitalistycznej jest aproba­ta zbrodni. Tezę tę Brecht pokazu­je za pomocą paradoksalnego, często groteskowego zdarzenia, które roz­pętuje mechanizm odsłaniający ową moralność. W "Dobrym człowieku z Seczuanu" poczciwa prostytutka, która tytułem eksperymentu otrzymała od bogów sklep, zmuszona jest grać podwójną rolę, i udaje w prze­braniu własnego krewnego, wystę­pującego jako okrutny wyzyski­wacz: w przeciwnym razie otocze­nie, korzystając z jej dobroci, wy­darłoby jej wszystko i z powrotem wepchnęło jej dziecko i ją w ryn­sztok. W "Oporze za trzy grosze" szajka bandycka zorganizowana jest jak przedsiębiorstwo handlowe, zaś jej przywódca, morderca Mackie-Majcher, zostaje wreszcie dyrekto­rem banku i parem Anglii; nosi on elegancką laseczkę "dandysa" z nożem ukrytym w rączce. Klimat Brechta odpowiada surrealistycznej karykaturze, gdzie dystyngowane damy w długich sukniach wymijają głowy pomordowanych, odcięte i porzucone na posadzce salonu, zaś panowie we frakach popijają ko­niak nad kałużą krwi zamiast bu­fetu.

U Durrenmatta owym paradok­sem, wprawiającym w ruch auto­mat powszechnej moralnej destrukcji, jest powrót do małego mia­steczka urodzonej tu miliarderki. Jest to postać mitologiczna; jej bo­gactwo ją deifikuje stawiając ją ponad wszelkimi zasadami i nawet ponad regulaminem kolei; dla ka­prysu zatrzymuje ona ekspres na stacyjce bez znaczenia, płacąc so­wite odszkodowanie i dorzucając konduktorowi jakieś legendarne, nieuchwytne ze względu na ogrom waloru, "trzy tysiące". Jej potęga nie ma granic, skoro może ona wy­kupić gangsterów skazanych na krzesło elektryczne, by nosili jej lektykę, zaś świadków, którzy nieg­dyś zeznali fałszywie na jej proce­sie, odszukać - jednego w Austra­lii, drugiego w Kanadzie, i kazać ich wykastrować oraz oślepić; teraz, w czarnych okularach, deklamując falsetem obydwaj te same słowa, należą oni do jej świty.

Klara Zachanassian, wdowa po międzynarodowym bogaczu, który znalazł ją w domu publicznym, stoi wyżej niż prawo, państwo, kościół itd.. i jedynym terenem oporu wo­bec niej może być tylko wola ludz­ka. Otóż nie; miliarderka nabywa również wolę, i to zbiorową. Przy­bywa mianowicie do Gullen, jako staruszka nad grobem, by wymie­rzyć sobie sprawiedliwość: przed la­ty uwiódł ją Ill - dziś szanowany sklepikarz miejscowy - nie przy­znał się do jej dziecka (które umar­ło potem "u ludzi"), wygrał proces przekupiwszy świadków litrem wódki; w rezultacie Klara opuściła miasteczko, przepędzona, wyszydzo­na jako prostytutka, i rzeczywiście nią została. Teraz gotowa jest ofia­rować "miliard" obywatelom Gul­len, za zabicie Illa.

W tym miejscu kończy się Brecht, i zaczyna Kafka: mieszkańcy Gul­len, których byt zagrożony jest przez miliarderkę (wykupiła ona przez agentów wszystkie zakłady w miasteczku), zgładzają wreszcie Illa podczas pompatycznej ceremonii. Ill - podobnie jak Józef K. w "Procesie", czy mierniczy w "Zam­ku" Kafki - początkowo szarpie się rozpaczliwie, wreszcie się pod­daje. Śmierć jego jest konieczno­ścią nieodwracalną, naturalną, aprobowaną nawet przez rodzinę (syn wziął samochód na spłaty i potrzebuje pieniędzy, itd.). Egzeku­cja Illa przebiega w atmosferze re­zygnacji pogodnej, familijnej, niemal czułej; jest zdarzeniem pozy­tywnym, niby w "Metamorfozie" Kafki, gdzie zgon urzędnika prze­mienionego w owada zdaje się być przyjęty z ulgą i nowela kończy się wiosennym piknikiem, na który udaje się rodzina wreszcie uwolnio­na od kłopotu.

Spróbujmy teraz zobaczyć, co Durrenmatta różni od jego inspiratorów. Można by powiedzieć, że autor "Wizyty starszej pani" Brech­towi dodał abstrakcyjną, monumen­talną mechaniczność, zaczerpniętą z Kafki, Kafkę zaś zinterpretował społecznie, pozbawiając jego metafi­zykę niejasnej wieloznaczności. Za­bieg ten wydaje się odpowiadać przemianom, jakie zaszły ostatnio w świadomości europejskiej.

Przede wszystkim, dystans między bohaterami Brechta oraz naciskają­cą ich potęgą pieniądza nigdy nie osiąga owej definitywnej, niedo­stępnej ostateczności, co u Durren­matta. Mackie-Majcher, dobra pro­stytutka z Seczuanu, matula Courage, zachowują do końca szansę wyboru: Mackie może się oddać w ręce policji lub posłuchać rad Armii Zbawienia, dziewczyna chińska - zostawić sklep i wrócić do nędzy, stara markietanka może przestać wałęsać się za armiami i pozostać emerytem czy żebrakiem. Oczywiś­cie nie robią tego - i tu się mieści ironia Brechta, jego propagandowo-demonstracyjny zamiar, prowokacyjno-moralny cel jego teatru. Po­staci Brechta umieszczone są co prawda w sytuacji niezwykłej, na­wet fantastycznej - ale mającej tylko uwidocznić funkcjonowanie rzeczywistości, na zasadzie kontras­tu; w istocie pisarz nie odebrał im wolnej woli, i jego szydercza dra­maturgia zdaje się być oparta na oczekiwaniu, co zrobią jego boha­terowie.

Durrenmatt wprowadza tu kafkowski fatalizm: tematem sztuki jest nie wątpliwość co nastąpi, lecz demonstracja, jak zostanie z całą pewnością zgładzony Ill, na którym spoczął palec przeznaczania. W dra­macie znajduje się charaktorystyczna scena, gdy Ill1 próbuje uciec za Ocean; współobywatele mu w tym fizycznie nie przeszkadzają - na­wet wpychają go do pociągu, na próżno, Ill zostaje: "Jestem zgubio­ny". Klara dosięgnie go i tam; re­prezentuje ona potęgę automatycz­ną, niehumanistyczną, właściwie zaświatową, i bohater nagle to so­bie uświadamia. Ten podział na dwa wymiary, ludzki oraz ów in­ny, kierujący się mechanizmem nie­dostępnym dla naszej woli, Durrenmatt znalazł w "Procesie" i "Zam­ku". U Kafki wszakże owa potęga jest nie znana; interpretatorzy pisarza przypuszczają zazwyczaj, że np. W "Procesie" Kafka myślał o niedorzeczności śmierci, z punku widzenia ludzkiej logiki. Skoro ka­rze się utratą życia straszliwych zbrodniarzy, jak wytłumaczyć fakt skazania bez powodu każdego z nas, wraz z najbardziej szanowanymi obywatelami? Na to pytanie Józef K., ofiara wymiaru sprawie­dliwości niezrozumiałego, choć bier­nie akceptowanego przez jego oto­czenie - nie znajduje odpowiedzi. Kafkę interesowało zapewne zagadnienie metafizyczne, niektórzy kry­tycy dopatrywali się u niego wszakże społecznego proroctwa: Kafka, żyjący na progu pierwszej wojny światowej, miał przeczuwać nadcho­dzący okres "zmagań mrowisk", kiedy to stracono miliony ludzi z powodu odmiennej rejestracji me­trykalnej, czy z innej przyczyny wydającej się absurdalną. Tę "hi­storyczną" kropkę nad i nad Kafką stawia właśnie Durrenmatt.

Operacja ta zapewne Kafkę zubo­ża, nawet trywializuje; odbiera mu metafizyczny niepokój, czyli istotę jego poezji. Następuje też charakterystyczne odchylenie w definicji winy. Józef K. z "Procesu" jest niewinny, lub też nie zna swojego przestępstwa, podobnie jak ów książę z bajki perskiej, który rzu­ciwszy pestkę od wiśni, zabił dżina, i potem stał się ofiarą zemsty du­chów. Od czasu Kafki, który żył w porządku moralnym jeszcze sztyw­nym, regularnym, niemal wikto­riańskim, relatywizm poczynił znaczne spustoszenia. Zbrodnie zo­stały wytłumaczone, zaś rzekomi uczciwi skompromitowani; gdy oglądamy filmy Cayatte'a, ogarnię­tego również obsesją sprawiedliwo­ści, dochodzimy do wniosku, że ka­ranie przestępców może być ak­cją co najwyżej profilaktyczną jak niszczenie insektów - kierowa­ną regulaminem technicznym, nie zasadami moralnymi. Z dzisiejszego punktu widzenia nie ma znaczenia czy Józef K. był winny czy nie­winny; Ill z "Wizyty starszej pa­ni" nie mógłby zapewne zostać bo­haterem Wielkiej Wątpliwości "Pro­cesu" - ponieważ uwiódłszy nieg­dyś i rzuciwszy Klarę, byłby w oczach Kafki przestępcą moralnym zasługującym na karę. Tymczasem w przekonaniu współobywateli Gullen oraz widzów, staje się on przy­padkową ofiarą, nie więcej winną niż wszyscy inni, którzy też oka­zali się mniej lub więcej świneczkami. Podobnie jak Kafkę, Durrenmatt modernizuje też Brechta, również moralnie go upraszczając, w związ­ku ze zmienionymi ocenami. Poezja Brechta przesiąknięta jest rozpacz­liwym poszukiwaniem "dobrego człowieka"; nie może on istnieć w kapitalizmie, zaś socjalizm rysuje się na razie jako utopia. Zostaje gorzka ironia moralisty, bardzo w gruncie wymagającego; ona to sta­nowi ziarno humanistycznej nadziei. U Durrenmatta "dobroć" przeszła w inny wymiar, do Illa nikt nie ma pretensji, wszyscy są w nowy umowny sposób usprawiedliwieni, normalni, nawet poczciwi. Ambicja porządkowania, poprawiania świa­ta, stanowiąca motor dramaturgu Brechta, byłaby tu uczuciem ana­chronicznym. Od czasu "Opery za trzy grosze" w umysłowości socjal­nej Zachodu nastąpiła rewolu­cja. Niewytłumaczony kryzys, niepotrzebne gigantyczne zbroje­nia, wojny, których nikt sobie nie życzył, niezasłużony dobrobyt przychodzący, gdy się nikt go nie spodziewał, kompromitacja idei, które wydawały się najsłuszniej­sze - cały ten monumentalny alo-giczny kołowrót ostatnich lat dzie­jów kapitalizmu, zmienił Europę, niegdyś centrum aktywnej myśli krytycznej, w bierną termitierę, sto­jącą w milczeniu za niepewnymi siebie rządami. Przez twórczość Szwajcara Durrenmatta, utkaną jeszcze z materiałów myślowych po­przedniego okresu, ale już podda­nych korekturze, zdaje się prześwi­tywać styl nowej epoki, gdzie au­tomatyczna gra sił wchodzi w miej­sce moralności, zaś pogodnie zre­zygnowany, entomologiczny mechanicyzm zastępuje wszelkie ideologie:

"...Wojna zaczyna być zależna od tego, czy mózgi elektronowe prze­powiedzą jej rentowność; wiadomo jednak, że to nigdy nie nastąpi, je­śli maszyny rachunkowe funkcjo­nują prawidłowo; lecz biada, nagle puszcza jakaś śruba, psuje się cew­ka, jakiś guzik błędnie reaguje i już mamy koniec świata z powodu technicznego krótkiego spięcia. Tak więc nie grozi już żaden Bóg, spra­wiedliwość, czy fatum - tylko wypadki drogowe, eksplozja fabryki bomb atomowych spowodowana przez roztargnionego laboranta, źle wyregulowane wylęgarnie. Nasza droga prowadzi w ten świat katastrof, obok ścian pokrytych rekla­mami butów "Bally", "wozów Studebakera", lodów śmietankowych - i tablicami pamiątkowymi znaczą­cymi miejsca spoczynku ofiar nie­szczęśliwych wypadków".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji