Artykuły

I śmierć można kupić

Autor tej sztuki Durenmatt jest Szwajcarem. Zadebiutował przed dziesięciu laty pierwszą swą sztuką. "Wizyta starszej pani" jest już szóstym z kolei jego utworem dramatycznym, w pełni doj­rzałym w swej niezwykłej, niepodobnej do żadnej innej koncepcji.

Durenmatt w posłowiu, które umie­ścił w książkowym wydaniu sztuki, za­strzega się, że nawet w chwilach, gdy wprowadza postacie fantastyczne (np. zamiast drzew i ptaków w lesie żywych młodych ludzi, którzy imitują florę i faunę), nie chce bynajmniej odbiegać od realizmu, udawać awangardy, chce tylko po prostu dodać nieco poezji do akcji sztuki. Akcji powiedzmy to od ra­zu przeraźliwie okrutnej.

Prosta na pozór historia, w której miliarderka przybywa po czterdziestu latach do swego rodzinnego miasteczka z zamiarem zemsty za swoje krzywdy na sprawcy jej upadku moralnego, hi­storia, w której ta kobieta czyni z ubo­gich ale uczciwych mieszkańców mia­steczka zbrodniarzy, kupiwszy niejako od nich za grube pieniądze tragiczną śmierć swego byłego kochanka - to zdawałoby się kanwa dla sztuki sensa­cyjnej. Ale autor napełnił tę sztukę tre­ścią tak głęboko ludzką i tak w tym człowieczeństwie okrutną, że wybiega ona daleko poza ramy jakiegokolwiek nawet okraszonego psychologią "kry­minału".

Po mistrzowsku pokazane jest w sztuce powolne, ale nieuchronne narastanie w uczciwych mieszkańcach Gullen za­miaru zamordowania nieszczęsnego kupca IlLa. Co więcej, równie po mistrzow­sku pokazane jest narastanie w samym Illu pewności, że nie uniknie tej śmier­ci i powolne, ale nieustanne zmiany, jakie zachodzą w nim samym. Ill, który na początku oburzy się do żywego, że chcą go karać za to co uczynił dziew­czynie przed 40 laty, w końcu sztuki jest sam przekonany o swej winie i nieuchronnej karze, jaka go czeka.

Autor sam w swym posłowiu zastrze­ga się, że nie należy traktować morder­ców Illa jako ludzi złych. Nie, to zwy­kli ludzie. A scena ostatecznego sądu nad Illem, gdzie do zbrodni dorabia się ideologię sprawiedliwości, jest czymś po prostu wspaniałym w swej wymowie.

Ta świetna i jakże porywająca widza bez reszty sztuka nie jest bynajmniej łatwa do wystawienia. Reżyser musi od­rzucić tu zbyt wiele cisnących się do niego pokus efektów. LUDWIK RENE w pierwszej części sztuki okazał się całkowitym zwycięzcą, w drugiej, zwłaszcza pod sam koniec (już po wstrząsa­jącej scenie zamordowania Illa), dał nieco zbyt jaskrawe efekty. Idąc zresztą za tekstem autora, osłabił wstrząsające wrażenie, jakie pozostaje po scenie, w której straszna Klara mówi tylko dwa słowa, wręczając miliardową cenę za zamordowanie swego pierwszego ko­chanka: "Burmistrzu. Czek".

Chór pseudo-grecki, którym kończy się akcja brzmi już jak gdyby natrętnie dla widza, po prostu ma żal wrażenia ostatniego wstrząsu, jaki przeżył przed echwilą.

Dwoje głównych bohaterów Klarę-miliarderkę i kupca Illa grali WANDA ŁUCZYCKA i ALEKSANDER DZWONKOWSKI. Stworzyli dwie przejmujące do głębi postacie. ŁUCZYCKA była przerażająca w nieruchomości złej twa­rzy, w błysku drapieżnym oczu, w układaniu ubranego w kosztowną suknię ciała, w którym tak wielką rolę grają sztuczne protezy. Była jak uosobienie Zemsty jak bogini antyczna, która zstąpiła na ziemię, by spełnić Nemezis. By­ła odrażająco wspaniała.

ALEKSANDER DZWONKOWSKI zra­zu jako poczciwy, chwalący się z tego, co go łączyło z miliarderką, pijaczyna swym monotonnym głosem jeszcze pod­nosił wrażenie ciamajdowatości kupca Illa. Ale w miarę narastania tragedii, ten sam monotonny głos nabiera akcontów zrazu śmiertelnego, zwierzęcego strachu (wspaniała scena na dworcu, gdy chce a nie ma odwagi uciekać) po­tem przejmującej do głębi rozpaczy. Wielkim kunsztem Dzwonkowskiego jest właśnie to, że głosu do końca nie podnosi, nie zmienia, przesuwa tylko niejako akcenty dominujące.

Wszyscy inni aktorzy (a jest ich bar­dzo wielu) umieli dostosować się nawet w najpowszedniejszych scenach do niesamowitości panującej w tej sztuce. Wymienić tu należy CHMURKOWSKIEGO w roli przerażającego Ochmistrza, świetnego KALINOWSKIEGO w rolach kolejnych trzech mężów Klary: siód­mego, ósmego i dziewiątego. WINCZEWSKIEGO jako Burmistrza, DYTRYCHA - Pastora i PŁOTNICKIEGO - Nauczyciela.

W obywatelach Gullen (jakże świet­nych w scenie na stacji) wcielających się w części składowe lasu poznaliśmy naszych znajomych z kabaretu "Koń" STOORA, NOWAKA, DOBROWOLSKIE­GO i GOŁASA. Strasznymi ślepcami-kastratami byli STANISŁAW WYSZYŃ­SKI i ZDZISŁAW LEŚNIAK.

Cały zresztą zespół współgrał znako­micie, nie mącąc nastroju niesamowitości przy całkowitym realizmie ujęcia postaci.

Oddzielne słowa pochwały należą się JANOWI KOSIŃSKIEMU, który i tym razem nie zawiódł, dając śliczne i su­gestywne dekoracje, zgodnie z wska­zówkami autora zmieniające się w oczach widzów. W dekoracjach tych by­ło coś z poetyckiej baśni, a także i coś z niesamowitej grozy.

Muzyka BAIRDA podkreślała emocjonalnie nastrój.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji