Gra mamony i śmierci
SZTUKA Durrenmatta obiegła już niemało scen europejskich. Nazwisko młodego autora (Szwajcara) wymienia się dziś wśród najgłośniejszych dramaturgów współczesnych, a jego "Der Besuch der alten Dame" ukazuje się w coraz to nowych przekładach. Pomysł sztuki powstał - jak twierdzi sam autor - w chwili postoju pociągu na stacji małego miasteczka, gdzieś w Europie środkowej. Akcja tej tragikomedii w trzech aktach rozpoczyna się właśnie na takiej stacyjce, gdzie wysiada Klara Zachanassian, miliarderka, pochodząca z tego miasteczka, obecnie zubożałego, zniszczonego potwornie przez wojnę. Starsza pani deklaruje pomoc. Oświadcza, że da miliard na potrzeby Gullen i jego mieszkańców, jeżeli jeden z nich zamorduje człowieka, który ją kiedyś skrzywdził: Alfreda Illa, jej dawnego kochanka. Przed laty porzucił ją w ciąży i ożenił się z właścicielką sklepu. Klara została prostytutką, ale los się do niej uśmiechnął - wyszła za miliardera. Teraz wraca do Gullen, żeby "kupić sprawiedliwość". Ta melodramatyczna historyjka jest tłem fabularnym utworu, który ukazuje, jak mieszkańcy miasteczka sprzedają za pieniądze honor i sumienie. W imię dobrobytu i luksusu frymarczą wartościami moralnymi. Dla wygodniejszego i weselszego życia mordują człowieka, wmawiając mu, że śmierć jest dla niego szczęściem. Rozkład moralny wydaje się tym potworniejszy, że ulega mu całe społeczeństwo, bo wszyscy zgadzają się na zabicie Illa, skoro poznali smak dostatniejszego życia, zadłużając się na konto jego śmierci.
Durrenmatt poruszył temat wyrażający cząstkę tragicznej prawdy o naszej współczesności. Jest w tym wizerunku miasteczka zamierzone przejaskrawienie, które każe myśleć o satyrycznej pasji Ionesco. Poprzez deformację przeziera tu prawda tak wstrząsająca, że wypadałoby pasować autora na moralistę.
ALE NIE TYLKO frapujący, boleśnie aktualny temat zadecydował o karierze "Wizyty starszej pani". Ta oryginalna i pomysłowa sztuka ma walory sceniczne, łącząc elementy poważnego dramatu z groteskową krotochwilą i swoistym gatunkiem poezji, który spokrewnią Durenmatta z surrealistami. Jest to zresztą utwór pisany nierówno: tu i ówdzie wykryć można sztucznie dorobioną protezę na skrzypiących zawiasach. Myślę zwłaszcza o epilogu jak i postaci Klary Zachanassian, trzeci akt także nie jest przedniej próby. Najlepsze rzemiosło dramatopisarskie wykazał autor w akcie drugim, który był też szczególnie udany na scenie warszawskiej, głównie dzięki grze ALEKSANDRA DZWONKOWSKIEGO w roli Alfreda Illa. Jest to znakomite studium człowieka zaszczutego, żałosnego w swym osamotnieniu i tragicznie bezbronnego wobec zbrodniczej zmowy zbiorowości. Powolne zamieranie tego człowieka, na skutek osaczenia i wykluczenia ze społeczności, zarysowało się jako najbardziej sugestywny motyw spektaklu.
Jego rytm żywy i klarowny załamuje się, niestety, na początku aktu trzeciego. Reżyser nie panuje nad tekstem, który w tej części jest raczej tylko scenariuszem, wymagającym staranniejszej obróbki; przede wszystkim skrótów i konsekwencji w prowadzeniu głównego wątku. Kapitalna scena zebrania gminnego, na którym zapada wyrok śmierci, była zbyt rozproszona, rozmieniona na drobne przez gierki reporterów radiowych i filmowych. Reżyser nie uwzględnił wskazówki autora, który zaznacza, że zebranie odbywa się w sali, że mężczyźni zbierają się na scenie. Tak ujęto ten obraz w paryskim teatrze Marigny. Notable miasteczka zgromadzeni w półkolu na podium (w czarnych ubraniach i jednakowych, nowiutkich brązowych butach, kupionych na konto "nagrody" za trupa) i skazlujący Illa na śmierć przy wtórze górnolotnych frazesów, byli uosobieniem zbrodni, bezprawia, okrucieństwa. Skupiony, koncentryczny układ tej sceny wzmocnił jej wymowę.
Śmierć Illa powinna być końcowym akcentem spektaklu; epilog nie wnosi istotnych elementów, osłabia jedynie wrażenie wywołane przez tę makabryczną grę mamony i śmierci. Zbyteczna wydaje się także scena z samochodem.
WANDA ŁUCZYCKA nakreśliła wyrazistą postać starszej pani, nie utrafiła jednak w ton Klary Zachanassian, nie wydobyła jej satanicznej przewrotności, sięgającej granic surrealistycznej groteski. Trafniej zarysowała się świta miliarderki: Ochmistrz (FELIKS CHMURKOWSKI), trzech kolejnych mężów (CZESŁAW KALINOWSKI) i - najbardziej odrealnieni - ślepcy (STANISŁAW WYSZYŃSKI i ZDZISŁAW LEŚNIAK). Stanisław WINCZEWSKI nie dość ostrymi liniami nakreślił postać Burmistrza, osłabiając efekt wywołany degrengoladą moralną ojca miasta.
Oprawa plastyczna JANA KOSIŃSKIEGO, zaprojektowana z doskonałym wyczuciem atmosfery utworu, z umiarem dozuje elementy groteskowe. W Konradowym lasku uzupełnia ją dowcipna gra czterech obywateli miasta Gullen (M. STOOR, J. NOWAK, J. DOBROWOLSKI, W. GOŁAS).