Gościnna Melpomena
Funkcjonowanie jednego teatru w mieście ogranicza niemal automatycznie sceniczną ofertę. To na co może sobie aktualnie pozwolić Teatr Dramatyczny im. Adama Mickiewicza stanowi 5 do 6 premier w sezonie artystycznym. Mało. Zważywszy, że Częstochowa liczy ponad ćwierć miliona mieszkańców, ma wyższe uczelnie i dość duże już środowisko inteligenckie.
Jedynym sensownym więc obecnie działaniem, aby zwiększyć wybór propozycji scenicznych w Częstochowie, jest sprowadzenie przedstawień zrealizowanych przez inne teatry w Polsce. Zaleta takiej współpracy ma również dodatkowe znaczenie. Za jej przyczyną publiczność może nie tylko częściej bywać w teatrze. Stwarza jej się zarazem szansę oglądania sztuk w wykonaniu innych zespołów artystycznych.
Dyrekcja Teatru im. Adama Mickiewicza od kilku już sezonów prowadzi tego rodzaju współpracę z wieloma scenami w Polsce. Gościliśmy dzięki niej u nas przedstawienia z Warszawy, Wrocławia, Sosnowca, Opola, Katowic... A ów "import" w znacznym stopniu uzupełnił repertuar miejscowego przybytku Melpomeny, poszerzając go o spektakle wartościowe, godne zobaczenia.
Ostatnio oglądaliśmy dwa takie przedstawienia - "Trans-Atlantyk" Witolda Gombrowicza przygotowany przez Teatr im. J. Kochanowskiego w Opolu oraz "Kartotekę" T. Różewicza w wykonaniu artystów Teatru Zagłębia w Sosnowcu.
"Trans-Atlantyk" w reżyserii Andrzeja Pawłowskiego, który zarazem adaptował tę powieść Gombrowicza na scenę jest bodaj pierwszą oglądaną w naszym mieście sztuką autora "Ferdydurke", "Ślubu" oraz "Iwony księżniczki Burgunda". Niewątpliwie dobrze się więc stało, że wreszcie nadarzyła się okazja pokazania widzom w Częstochowie choć jednej pozycji najznakomitszego prozaika okresu międzywojennego.
"Trans-Atlantyk" kilkakrotnie gościł w ostatnich latach na polskich scenach, m.in. we Wrocławiu, Łodzi, Krakowie i Warszawie. Andrzej Pawłowski, który jest twórcą oglądanej w Częstochowie inscenizacji realizował ją również w warszawskim teatrze "Ateneum" w 1984 roku.
Sam utwór jest nieco groteskową, intelektualną relacją bezradnego i poddającego się wydarzeniom narratorra. Bohaterem "Trans-Atlantyku" jest autor - sam Witold Gombrowicz, którego kreuje w prezentowanym w Częstochowie spektaklu - Andrzej Czernik.
Wartością spektaklu jest przede wszystkim, jak pisze kierownik literacki Teatru w Opolu Jan Feusette - "gombrowiczowskość", jaką trzeba było osiągnąć środkami czysto teatralnymi. Zadanie bardzo trudne. A jak udało się je wykonać?
Niewątpliwie udało się stworzyć specyficzną atmosferę końca lat trzydziestych, a także zaprezentować złożoność polskiej społeczności, która stara się sprostać wymogom "stereotypu Polaka", w chwili zagrożenia Ojczyzny.
Nie będziemy wdawali się. w głębsze oceny tego przedstawienia, warto jednak podkreślić, że to co reżyser wyeksponował to polskość, nieco "cepeliowska", egzotyczny atrakcyjny towar dla cudzoziemców.
Ta specyficzna komedia, gdzie śmiech jest jednak pusty, a mówi się o rzeczach bardzo ważnych robi na publiczności duże wrażenie.
Gombrowicz uczy nas jeszcze raz nowego stosunku do tradycji, pokazując pewien wyzwolony sposób myślenia, charakterystyczny dla współczesnego Polaka. Jest jednocześnie bezlitosnym realistą i wrogiem narodowych zakłamań.
Z twórczością Tadeusza Różewicza spotykamy się znacznie częściej. Grane jest jeszcze przygotowane na miejscowej scenie "Białe małżeństwo" w reżyserii Jana Różewicza.
Przed kilkoma dniami zaproponowano widzom kolejną sztukę tego autora - "Kartotekę" w reżyserii Janusza Ostrowskiego, zrealizowaną przez Teatr Zagłębia w Sosnowcu.
Jest to sztuka dość istotna w dorobku T. Różewicza stanowiąca swoisty protest pisarza przeciw teatralnej tradycji i wielu schematom funkcjonującym w życiu. To przełamywanie utartych konwencji dokonuje się w różnych sferach, osobowości, wyobrażeń pokoleń na temat wolny, wizji świata itd.
"Kartoteka", choć napisana w 1960 roku wciąż pozostaje jednym, z najbardziej znaczących utworów scenicznych Tadeusza Różewicza i to nie tylko dlatego, że prezentowane w nim problemy natury egzystencjalnej nie przestają obowiązywać, a nawet nabierają żywej aktualności.
Sztuka ta - dziś klasyka współczesnej dramaturgii, tłumaczona na wiele języków i wystawiana na scenach teatrów w wielu europejskich krajach włączona została nawet do zestawu lektur szkolnych.
Ta "wizja człowieka, którego szalona współczesność pozbawia twarzy a nawet instynktu samozachowawczego, koresponduje aż nadto wyraźnie z kryzysem wartości i norm moralnych dzisiejszego świata" - pisze Henryka Wach-Malicka.
Bohater miotający się pomiędzy swoją małą stabilizacją a machiną cywilizacji, ukazany w dodatku na przemian przez pryzmat drwiny lub ostrzeżenia budzi dreszcz i zmusza do myślenia.
Rolę tę w sposób przekonywający i sugestywny kreuje w oglądanym spektaklu Jacek Brzostyński, zbierając zasłużone brawa licznie zgromadzonej na widowni publiczności.
Szkoda może tylko, że oba przedstawienia gościły na częstochowskiej scenie bardzo krótko i niewielu widzów mogło się z nimi zapoznać. Niewątpliwie zapotrzebowanie na obie pozycje było i pozostaje nadal w mieście dość duże.
Powracając jednak do "importu" spektakli należy wspomnieć, że nie były to ostatnie słowa Teatru im. A. Mickiewicza jeśli chodzi o działania zmierzające do urozmaicenia repertuaru w tym i przyszłym sezonie artystycznym. Nawiązana została m.in. współpraca o wymianie kulturalnej z teatrem w bułgarskim mieście Pernik. Zaowocuje ona prezentacją bułgarskiej sztuki w wykonaniu tamtejszego zespołu, jaką zobaczymy jeszcze w czerwcu br. Podobne kontakty nawiązane zostaną w najbliższym czasie z teatrem w Smoleńsku.
Mimo obecności tylko jednej sceny w mieście nie zabraknie więc okazji aby wybrać się do teatru. Oby nie zabrakło na to również czasu i chęci.