Artykuły

Trans-Atlantyk

Skromna, ale umiejętnie wykorzystana scenografia, dobra adap­tacja i gra aktorów - takie właśnie jest najnowsze przedstawienie elblą­skiego teatru.

Ostatnią w tym sezonie premierą w Teatrze Dramatycznym jest dwu­godzinne, zabawne przedstawienie oparte na "Trans-Atlantyku" Witolda Gombrowicza. Adaptacji tekstu jed­nego z najbardziej znanych w świecie polskich pisarzy dokonał reżyser spektaklu Wiesław Górski. Górski za­powiadał, że przygotowując adapta­cję specjalnie pominął wątek Gombrowicza-pisarza i skupił się wyłącz­nie na Gombrowiczu-typowym Pola­ku, obarczonym specyficzną zaścian­kową mentalnością i przywiązaniem do tradycji chrześcijańskiej.

- Człowiek ten, znajdując się nagle za granicą, spotyka się z nowym świa­tem i spostrzega, że wartości, które wywiózł z kraju, nie przystają zupeł­nie do tej nowej rzeczywistości - mó­wi reżyser. - Zdecydowałem się po­minąć wątek Gombrowicza-pisarza, bo na widowni nie zasiądzie przecież wielu przedstawicieli tej profesji, a chciałem, by tematyka spektaklu by­ła bliska widzom. Mam nadzieję, że udało nam się rozbawić publiczność pokazując jej, trochę jak w lustrze, na­sze polskie wady, ujawniające się w zetknięciu z inną kulturą.

Chyba się udało, bo widzowie śmie­chem przyjmowali padające ze sceny kwestie.

W "Trans-Atlantyku" wszystkie głów­ne role grają mężczyźni. Aktorki obar­czył twórca zadaniem (dobrze zresztą wykonanym) stworzenia tła dla rozgry­wających się na scenie zdarzeń. Podob­nemu celowi służyła skromna scenogra­fia Waldemara Malaka i muzyka To­masza Gwińcińskiego.

Decydując się na skromne urządzenie sceny, reżyser z pomysłem ograł wszystkie elementy: pomalowane w biało-zielone esy-floresy krzesła i sto­ły oraz bramę-ołtarz ozdobioną skrzy­dłami huzarów i podpartą nogami dam­skich manekinów. Scenografię dopeł­niał zawieszony na środku sceny ekran, na którym wyświetlane były slajdy. Czasem podkreślały one dramat rozgry­wający się w duszy Witolda (choćby zdjęcia z kampanii wrześniowej 1939 roku, kontrastujące ze sceną, w której pijani polscy emigranci z rozbawieniem śpiewają ludowe pieśni z kraju). Podob­ną rolę - podkreślania emocji - pełni muzyka użyta w spektaklu.

Reżyserowi i aktorom udało się nadać każdej z męskich osób drama­tu charakterystyczne, przerysowane gesty i zachowania. Postacie były więc wyraziste, po prostu Gombrowiczowskie. Tylko Witold - narrator wpro­wadzający widzów w rozgrywającą się na scenie intrygę - stał nieco z bo­ku akcji.

Kluczową postacią w przedstawie­niu Górskiego jest Gonzalo - homo­seksualista polujący na młodych chłopców. To właśnie Gonzalo jest lu­strem, w którym Witold i widz mogą zobaczyć swoją polską "gębę". Reży­ser trafnie obsadził w tej roli Jerzego Przewłockiego.

Trochę szkoda, że "Trans-Atlantyk" był przygotowywany w ekspresowym tempie i aktorzy mieli zbyt mało czasu na opanowanie paru skeczy (zabrakło zgrania w świetnej, mimo wszystko, scenie biurowej, gdzie siedzący w sze­regu urzędnicy jak maszyny wykonują te same czynności). Miejmy nadzieję, że po paru spektaklach i te niedocią­gnięcia znikną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji