Artykuły

Mozart na letnim spacerze

"Czarodziejski flet" w reż. Jerzego Lacha w Warszawskiej Operze Kameralnej. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Spektakle plenerowe są coraz popularniejsze. Pomysł więc podchwyciła z sukcesem Warszawa.

W naszym klimacie opera w plenerze to pomysł ryzykowny, ale i bardzo oczekiwany, co pokazał ostatni weekend. Deszcz, jaki przeszedł nad Warszawą, opóźnił prawie o godzinę rozpoczęcie premiery "Czarodziejskiego fletu", ale publiczność, dla której przygotowano miejsca na dziedzińcu pałacu w Wilanowie, trwała pod parasolami. Nikt nie zrejterował.

Pomysł na takie spektakle przyszedł do nas z Zachodu, z Włoch czy Francji, gdzie aura i zabytkowe atrakcje Carcassonne, Orange lub Werony wręcz zachęcają do przeniesienia się latem w plener. Ale opery na świeżym powietrzu wystawiają też Niemcy czy Anglicy, choć tym ostatnim klimat jeszcze bardziej nie sprzyja niż nam.

W Polsce próby podejmowało wiele miast: Bytom, Bydgoszcz, Kraków, Szczecin, jednak wytrwała jedynie Opera Wrocławska. Wszystko wskazuje na to, że dołączy do niej Warszawska Opera Kameralna. "Czarodziejski flet" jest jej drugim takim przedsięwzięciem. O ile jednak ubiegłoroczne wystawienie innego dzieła Mozarta - "Don Giovanniego" - było próbą średnio udaną, o tyle teraz widz otrzymał dojrzałą ofertę artystyczną. Atrakcyjna widowiskowość połączyła się z pełnym profesjonalizmem wykonawczym.

Duży plenerowy spektakl operowy kosztuje około miliona złotych. Trzeba wybudować od podstaw scenę oraz widownię dla co najmniej tysiąca osób, zainstalować skomplikowaną aparaturę nagłośnieniową i oświetleniową, wreszcie postawić efektowne dekoracje i zaangażować kilkuset wykonawców: solistów, chór, balet, statystów i oczywiście orkiestrę. Warszawska Opera Kameralna udowodniła jednak, że takie widowisko można przygotować oszczędniej.

Spora część kosztów została zredukowana. Realizatorzy wykorzystali urok naturalnej scenerii; fasada pałacu w Wilanowie zastąpiła dekoracje. Efektownie podświetlana dawna rezydencja króla Jana III Sobieskiego, którą dodatkowo ozdabiano komputerowymi wizualizacjami, zmieniała się w tajemniczą krainę z wężami, pałac Królowej Nocy czy posępną świątynię Sarastra. I choć takich pomysłów wystarczyło głównie na pierwszą część widowiska, to podkreślały one wpół bajkowy charakter opery Mozarta. Jej akcja dzieje się przecież w nierzeczywistym państwie i w nieokreślonym czasie.

Reżyser Jerzy Lach nie bawił się zresztą w niuanse interpretacyjne. Przedstawił po prostu ciąg zdarzeń tak, by akcja była zrozumiała również dla widzów, którzy siedzą kilkadziesiąt metrów od sceny. Udowodnił jednak, że nie trzeba mieć tłumu artystów na scenie. Opera w plenerze może mieć charakter kameralny, a też będzie przyciągać uwagę publiczności.

Straciła jedynie nieco muzyka Mozarta. Na wielkim dziedzińcu zbyt anemicznie zaprezentowała się orkiestra i skromne liczbowo chóry, przede wszystkim w finałach obu aktów. Nie rozszyfrowano do końca problemów z nagłośnieniem, zatem zachwiane były proporcje brzmieniowe między śpiewakami a orkiestrą.

Te niedostatki rekompensował wokalny profesjonalizm niemal wszystkich wykonawców głównych ról: Anny Mikołajczyk (Pamina), Aleksandra Kunacha (Tamino), Tomasza Raka (Papageno), a wyeksponowane nagłośnieniem bezbłędne koloratury Aleksandry Resztik (Królowa Nocy) pokazały, jak muzykalna i perfekcyjna intonacyjnie jest to artystka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji