Artykuły

Dawnej klasy cień

"Metro" z reż. Janusz Józefowicza w Operze Leśnej w Sopocie. Pisze Łukasz Rudziński w portalu trojmiasto.pl.

Ze spektaklem, który właściwie zrewolucjonizował polski teatr musicalowy, jest ten problem, że choć jego wdzięk i uroda dziś już nie są pierwszej świeżości, to mimo wszystko powinien rozgrzać widzów. A "Metro" w sobotę 26 lipca w Operze Leśnej nie zachwyciło i zasłużenie otrzymało krótkie, umiarkowane brawa od publiczności, która nie domagała się nawet jednego bisu.

Coś takiego zdarzyło się w polskim teatrze jak dotąd tylko raz. "Metro", musical w którym w 1991 roku debiutowały gwiazdy i osobowości polskiej estrady - Katarzyna Groniec, Edyta Górniak i Robert Janowski - okazało się fenomenem. Spektakl o młodych ludziach, którzy starają się o angaż w teatrze i trafiają na bruk, a nawet niżej, bo do korytarzy metra, zyskał gigantyczną rzeszę fanów. Musical z muzyką Janusza Stokłosy wyreżyserowany został przez Janusza Józefowicza w Teatrze Dramatycznym w Warszawie (wkrótce spektakl przeniesiony został do Teatru Studio Buffo, gdzie grany jest do dzisiaj). Przedstawienie rok po premierze zadebiutowało na Broadwayu. I choć Ameryki nie podbiło, to polski musical chętnie oglądali za to u siebie Rosjanie i Francuzi (łącznie pokazano go tam 200 razy). Polska produkcja, przełomowa jak na tamte czasy, do dziś zaprezentowana została w sumie ponad 1800 razy.

Jednak kto pamięta protest-songi tryskających energią młodych artystów z pierwszej obsady "Metra" (nagranie tamtego spektaklu bez trudu można znaleźć w Internecie), mógł się poczuć zawiedziony. Tam wykrzyczano obawy pokolenia, przed którym (po 1989 roku) nagle otwarły się drzwi do lepszego świata, za którymi jednak nikt nie witał nikogo z otwartymi ramionami. Kapitalizm i siła pieniądza to bezlitosna weryfikacja talentów i możliwości. Dobre chęci czy marzenia o lepszym życiu nie wystarczą do tego, by odnieść sukces. W latach 90. piosenki śpiewane brawurowo przez młodych artystów, którzy na własnej skórze odczuwali ten dyskomfort, porywały tłumy. W Operze Leśnej obejrzeliśmy pozbawiony energii i buntowniczego nerwu show, w którym odgrywano emocje jak w reklamach produktów spożywczych (w takim aktorstwie szczególnie celowała Natasza Urbańska).

Sama opowieść jest dość banalna. Widzowie oglądają przeplatane ze sobą sceny z amerykańskiego metra i castingu, a później prób do musicalu, który wyreżyserować ma Filip (Janusz Józefowicz), z choreografią zmanierowanego i upozowanego na geja Maksa (Mariusz Czajka). Do udziału w ich produkcji, czyli w kolejce do sukcesu, ustawiają się młodzi ludzie marzący o sławie i wielkich pieniądzach. Z kolei w przestrzeni metra rozgrywa się w tym czasie historia znajomości Anki (Natalia Kujawa) i Jana (Jan Traczyk) - "ulicznego" grajka, który z metra czyni swoją "operę".

Opowieść ta staje się pretekstem do zaśpiewania kilkunastu piosenek. Raz są to nostalgiczne ballady, raz ostre rockowe brzmienia z towarzyszeniem zespołu tancerzy i akrobatów (największe wrażenie robi Paweł Orłowski, czterokrotny mistrz świata w tańcu breakdance). Spośród wokalistów zdecydowanie wyróżnia się Jan Traczyk (siódmy w historii odtwórca roli Jana), zarówno głębokim, melodyjnym głosem, jak i dobrym aktorstwem. W bodaj najpiękniejszym songu musicalu "Szyba" na wysokości zadania staje również Natalia Kujawa (dziewiąta w 23-letniej historii "Metra" odtwórczyni roli Anki). Niestety, nie można tego powiedzieć o Martynie Jaskulskiej, młodej wychowance Studia Buffo, którą inny szlagier - "Litania" stylizowana na wykonanie Edyty Górniak - zwyczajnie przerósł. Z zespołu aktorskiego wyróżnić warto jeszcze Artura Chamskiego za brawurową rólkę byłego chórzysty kościelnego.

Musical w Operze Leśnej wykonano bez muzyki na żywo. Akcja spektaklu dobrze widziana była na dwóch wielkich telebimach umieszczonych po dwóch stronach sceny (spektakl nagrywany był przez cały czas przez dwóch operatorów, stojących tuż przy scenie, ograniczając w ten sposób nieco ogląd przedstawienia widzom zajmującym miejsca na skos od sceny). W przedstawieniu w scenie castingu wpleciono elementy współczesne (nawiązanie do teleshow, w jakich artyści Teatru Studio Buffo brali udział - "Tańce z gwiazdami", "Twoja twarz brzmi znajomo"), a Natasza Urbańska w czasie swojej miniprezentacji na castingu zaśpiewała fragment swojej słynnej piosenki "Rolowanie".

Oczywiście "Metra" nie można traktować dzisiejszą miarą. Na tle współczesnych produkcji musicalowych, pomimo zmiany świateł i wprowadzenia efektownych laserów, tworzących ciekawe efekty wizualne, to spektakl inscenizacyjnie klasyczny i ubogi. Nie jest również tak intensywny jak dzisiaj powstające musicale i pomimo dość krótkiego czasu (sopocka wersja nie trwała nawet dwóch godzin) miewa liczne dłużyzny. Głównym zarzutem jest jednak zmiana punkowego, buntowniczego i pełnego młodzieżowego entuzjazmu charakteru musicalu na zwykły, niezbyt wyszukany show z kilkoma efektami specjalnymi. Spektakl ratują niektórzy soliści, ale mimo to przedstawienie Teatru Studio Buffo przy nadspodziewanie licznej widowni (wolne pozostały tylko zupełnie skrajne sektory) traktować można w kategoriach lekkiego rozczarowania. Pewnie dlatego publiczność nie oklaskiwała artystów zbyt żywiołowo, nie dopuszczając ich nawet do jednego bisu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji