Artykuły

Defilada Jana Potockiego

Hrabia Jan Potocki był pod koniec XVIII stulecia czymś w rodzaju dzisiejszego Jana Kotta z tą może różnicą,że jego wolterianizm był podówczas filozofią bardziej aktualną,zaś myśliciel nasz miał mniej trudności w podróżowaniu po świecie. Gdyby żył w naszych czasach i miał do dyspozycji różne przeglądy kulturalne,byłby zapewne sławnym recenzentem widowisk. Gdybajmy dalej."Parady" to są doskonale scenki, krótkie jednoaktówki z prezentacjami i tańcami o rozmiarach dzisiejszych skeczy,napisane przez grzeczność w podzięce za gościnę późnym latem 1792 roku przez Jana Potockiego dla Elżbiety z Czartoryskich Lubomirskiej,która w Łańcucie lubiła bawić gości spektaklami w swoim dworskim teatrze, mającym dla ówczesnej society mniej więcej takie znaczenie jakie dla współczesnych oświeconych osób ma Teatr Ludowy w Nowej Hucie prowadzony przez panią Skuszankę. Dodajmy że na scenie łańcuckiej Jan Potocki swoje "Parady" sam ustawiał, stając się również na polu reżyserskim kolegą Jana Kotta, który na scenie nowohuckiej właśnie reżyseruje,notabene dzieło Szekspira,a nie swoje,jako że w ogólnych podobieństwach zawsze tkwią szczegółowe różnice.Pod nieobecność na tym świecie hrabiego Potockiego wyreżyserowała "Parady" na pałacowej Sali Prób Teatru Dramatycznego w mieście stołecznym Warszawie i w jakobińskiej już Polsce osiemnastego Nowembra Roku Pańskiego 1953 po 166 latach ich nie grania Ewa Bonacka,słynna artystka dramatyczna,korzystając z inscenizacji takoż oprawy plastycznej imci Władysława Daszewskiego,bardzo biegłego malarza kulis i opon teatralnych. Im się zawdzięcza zachowanie lekkiego stylu stanisławowskiego,gdy nad Wisłą urocze rococo dawało się ująć w ramy klasycznej zrozumiałości. Kochamy ten styl i smakujemy w nim od stukilkudziesieciu lat,a cóż dopiero za radość gdy malarz i dama bawiąca się reżyserią uzgodnią zarysy tego stylu z nowinkami dzisiejszej sztuki! Jeszcze przed wakacjami bawiła w naszym kraju kompania włoskich komediantów z Mediolanu ze swoją sztuką także rococową, bo Goldoniego. Mieli Italianie do dyspozycji nie lada aktorskie talenty,które mogą być dla naszych wzorem,ale zaiste z tego wzoru skorzystali nasi skwapliwie i słusznie,a z tak godnym uznania zapałem,że jeszcze kilka takich przedstawień,parę takich sezonów,a pójdą Ultramontanie z Cizalpejczvkami w paragon. Największe budzi w nas nadzieje swym talentem arlekinowym Wiesław Gołas to jako pirat,to jako Gil zakochany strojąc na przemian srogie grymasy,lub cierpienia miłosne zdradzając miną zrozpaczoną,to pełną słodyczy błazeńskiej. Ćwiczyć musi dalej i dalej warto w owym fikaniu kozłów,bieganiu,skokach i pajacowaniu,co nie powinno być porzucone w pacht tylko cyrkom,jako że teatr z onych sztuczek układa wdzięczne harmonie, sens głębszy ilustrujące,a błyszczące jako kamyczki w mozaice,co się składają na większą kompozycję. Kiedy w ostatniej,szóstej Paradzie "Kasander demokrata" Wiesław Gołas z Wojciechem Pokorą tną się na szable,iskry lecą po scenie i widowni,zabawa rycersko-plebejska osiąga swoje szczyty,a w mieście na którego pomnikach i król i szewc są jednakowo w tę broń wyposażeni,nabiera zdwojonego historyczno-politycznego sensu,jeśli w ogóle taki istnieje w co sceptykom czasem zwątpić przystoi,lecz encyklopedyści i koncepcjoniści nie pozwalają,słusznie ze swego punktu mniemania. Jerzy Magórski jako Kasander małpuje staruszka z niezawodnym przewidywaniem losu,jaki z upływem lat wszystkich nas może oczekiwać,jeśli zbyt zadufany. Kiedy Kasander zapragnął być literatem i jeszcze nagrody literackie ustanawiać łatwo dał się oszukać sprytnemu pół-analfabecie,zaś jako wojujący demokrata,mimo wspaniałych swoich przemówień nie uchronił córki przed kontrrewolucjonistą,który na dodatek okazał się ostatnim hołyszem i pod pozorem kapitulacji połączył z mezaliansem polepszenie swej egzystencji chudopacholskiej. Nie oszczędził srogiego proroctwa Jan Potocki swoim koligantom, ale przewidział również słabość burżuazji do snobistycznych paranteli. Jedna tylko pani występuje w pałacowej kompanii przybierając różne role w "Paradach",co jej pozwala ukazywać się widzom we wciąż nowych szatkach,rzecz dla dam bardzo ponętna. Barbara Krafftówna raz tańczy z piratami przy wystrzałach badoletów,drugi raz jako panienka dworska romansuje z lokajem,a znowuż parę razy wyprowadza w pole naiwnych tatusiów. Dobrze imituje wdzięczek przygodnej aktorki z roku 1792,jest prawdziwie urocza ze swoimi mruganiami ocząt,uśmieszkami,podfruwaniem tanecznym,piegami i nieco nadużywanym naburmuszeniem. Inni aktorowie pałacowej kompanii uczciwie dbali o zachowanie stylu dworskich improwizacji z owych lat,przy jednoczesnym staraniu o przybliżenie ich do naszego pojęcia. Gdy Witold Skaruch słania się po spadających nań uświadomieniach jest niezbyt dalekim artystycznym kuzynem panów Antonio Battistelli i Checco Rissone,którzy wiosną nam pokazali jako się gra rolę Pantalona i Lombardiego w Goldonim. Przedrzeźniacz początkujący Wojciech Pokora ma piękne dane na parodie sceniczne,obyż jeszcze wcyzelował zagrywki trafne w ogólnym zarysie. Panowie Ryszard Szczyciński i Maciej Zaremba byli prawdziwie pomocni w przypomnieniu,że owe finezje działy się w Polsce i to na wsi. To nie jest przygana,to jest pochwala ich intuicji aktorskiej,która im kazała tak imitować rustykalny aktorski materiał,jakim rozporządzał Potocki.Ale połowy nie byłoby warte przedstawienie,gdyby nie dorobił do niego muzyki niezwykle wyrazistej w swej stylowości,a zarazem współczesnej w środkach Imć pan Witold Rudziński dziedzic wiolinowego klucza,a pod tę muzykę nie ułożył tańców pantomimowych hrabia Witold Borkowski z królestwa Galicji i Lodomerii, odłączonego jeszcze w roku 1772 od Polski,co było również losem Łańcuta. Jednak gdyby nawet Łańcut był został po I rozbiorze przy królu Stanisławie Auguście,nie dopuściliby goście księżnej Elżbiety wysłuchania scen w ludowym polskim języku nie ze względu na pogardą doń albo niewiedzę,że istnieje już piękna literatura w tym języku,lecz ze względu na własną słabą jego znajomość. Nie poniżyłby się także pan Jan Potocki do pisania z wiedeńska po niemiecku,jak to uczyni po latach łyk Rittner którego nazwiska nie mieszajmy,z ritterem. Od antypodów do Newy wszędy był w użyciu i wszystkim najlepiej zrozumiały wdzięczny język Diderota,w jakim grali przygodni aktorzy "Parad" i w jakim je pisał autor,uważając że tak będzie najswobodniej. Dziś wszystkie narody zaczęty się niepomiernie szczycić narodowymi językami. Uczestnicząc w tej współczesnej wieży Babel i warszawianie widać domagali się spolszczenia "Parad" skoro ten trud zlecono Jaśnie Wielmożnemu Panu Józefowi Modrzejewskiemu,który co mógł uczynił w tym kierunku. Szkoda tylko,że takimi zwrotami jak "bałagan" lub "ręka,noga,mózg na ścianie" nie przybliżył osiemnastowiecznego oryginału do roku 1958,lecz do 1928, chybiając o jakieś 30 lat w uwspółcześnieniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji