Artykuły

Epickie buty, bzium i KKK, czyli "Akt równoległy" w Teatrze Wybrzeże

"Akt równoległy" w reż. Jarosława Tumidajskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Katarzyna Wysocka w Gazecie Świętojańskiej.

Oto na peryferiach prowincjonalnego miasteczka, pod wpływem lokalnych, najważniejszych mediów, czyli gazetki parafialnej, spotykają się dwie pary kochanków, obarczonych małżeńskim brzemieniem.

Nad złożonością ludzkich zachowań, prowadzących człowieka w mroczne klimaty społecznej komunikacji i uwarunkowań, pochylać się można i trzeba, jednak dla równowagi psychicznej i koniunkturalnej frekwencji na widowni farsę pokazać trzeba obowiązkowo. "Akt równoległy" (ang. "Bedside Manners") Dereka Benfielda w reżyserii Jarosława Tumidajskiego odsłonił kulisy łóżkowych schadzek, czyli konfabulacji na tematy erotyczne i osobistych ograniczeń postaci scenicznych. Typowe dla tego gatunku: brawura, pomijanie ratio, chaos, lęki sytuacyjne poszczególnych bohaterów, tragizm zamieciony pod dywan, sytuacyjna normatywność i brak wniosków na przyszłość wystąpiły w prawidłowych proporcjach, od czasu do czasu przechodząc gatunkowo w crazy comedy. W gdańskim spektaklu gatunkowo zagrała muzyka, czyli przerywniki i "bzium", czyli przekraczanie ściany.

Nie musimy przekraczać granic i łamać zasad, wystarczy, że bohaterowie komedii robią to za nas. Łatwo jest wtedy ulec niekontrolowanemu wybuchowi samozadowolenia, wynikającego z poczucia własnej przyzwoitości, przykrytej tęsknotami o pozazwiązkowych przygodach erotycznych. Tym samym bohaterowie farsy stają się bliscy sporej populacji ludzkiej, kontrolującej własne roz-związki. W "Akcie równoległym" do aktu ostatecznie nie dochodzi, bo choć czekają na to widzowie, sztuka trzyma się wyznaczników gatunku. Równoległość działań scenicznych par wpływa na widza, pobudzając wyobraźnię o skali możliwego zjawiska.

Oto na peryferiach prowincjonalnego miasteczka, pod wpływem lokalnych, najważniejszych mediów, czyli gazetki parafialnej, spotykają się dwie pary kochanków, obarczonych małżeńskim brzemieniem. Wszystko wydaje się być stworzone do tego, aby konsumpcja zakazanej miłości doszła do skutku. Oddalenie od miasteczka, anonimowość przybyłych, rozumny portier, chętnie współpracujący (= biorący napiwki/łapówki) to jednak za mało, aby przysłonić charakterologiczne ułomności bohaterów, ostatecznie zmuszonych powrócić do nibyprzeszłości. Przypisanie postaci do określonych typów ludzkich nie jest trudne, ponieważ nie ma tu specjalnego skomplikowania. Mamy zatem "kogucika", który płoszy się na dźwięk głosu swojej żony oraz nieporadnego, zakompleksionego introwertyka, któremu w życiu "wyszła" tylko piękna żona. Panie reprezentują typ piskliwych "kokoszek", połowicznie wyzwolonych, ograniczonych własnymi nawykami. Spinaczem aktów niedokończonych zostaje portier na zastępstwie, niechlujny, aktywny, ciekawski i pomysłowy, stający na wysokości zadań niedorzecznych.

Jarosław Tumidajski trzyma się wyznaczników komediowej farsy nawet wtedy, gdy wplata "przypadkowe drobiazgi", jak zdjęcie Cezarego Niedziółki, dyrektora artystycznego Teatru Wybrzeże, który jest guru dla Helen, czy tekst o tym, że są Pustki w restauracji, a inne zespoły dopiero przybędą; zupełnym nieporozumieniem natomiast były dwie postaci z Ku Klux Klanu, choć "zapachniało" Rychcikodziadami podlanymi "Django". Tempo akcji przyprawia często o zawrót głowy, utwierdzając wszystkich widzów w przekonaniu, że aktorzy TW sprawni są niesłychanie. Michał Jaros w roli Rogera pokonuje lekko wszelkie przeszkody materii, stając się bohaterem jakby z innego "filmu", udanie rapuje historię o cieknącym kranie. Oddzielne zdanie trzeba poświęcić na lakierowane buty Rogera, które w ustach jednego z widzów otrzymały określenie "epickie". W sprawności dorównuje Jarosowi Piotr Chys jako Geoff. Katarzyna Dałek (Helen) również ma zadania fizyczne wykraczające daleko poza konstrukcję komediowej postaci. Katarzyna Z. Michalska buduje postacią Sally klimat absurdu całości, chociaż dopiero jako ostatnia powiadomiona zostaje o piętrowej konstrukcji intrygi. Cała czwórka gra równo i lekko, pozwalając sobie jedynie na krótkie chwile odpoczynku, kiedy zostają "zatrzymani w kadrze". No i portier Ferris-spinacz, czyli Marek Tynda. Po raz kolejny pokazał, że nawet w takiej konwencji, może znaleźć pomysł na postać. Niechlujny, w wybranych momentach eksponujący swój "brzuszek", poddający się ze swobodą presji chwili i urokowi dam, tworzy postać życzliwego, lekko nieporadnego, gotowego jednak na wszystko portiera. Wszyscy poddają się urokowi gatunku, bawiac się widocznie rolą.

I tu dochodzimy do miejsca, w którym powinno się z pełną satysfakcją ocenić jak najwyżej spektakl. Na dokładkę scenografia Mirka Kaczmarka, mająca stonowaną barwą uszlachetnić farsę, skonstruowana przede wszystkim z wielu par drzwi, także zasługuje na pochwałę (dodatkowo specjalny udział Katarzyny Figury pokreślony został poprzez jej kartonowe podobizny). Jednak pozostaje pewien niedosyt na poziomie wyboru tekstu. Dużo więcej komediowej przestrzeni dają utwory rodzimego Fredry, Moliera wystawiać to również nie hańba. W samym spektaklu razi maniera, jaką posłużył się reżyser, aby postaci były w nieustanej gotowości do skandowania swoich kwestii, przekrzykiwania się. Najprawdopodobniej miało się to mieścić w konwencji, jednak nużyło, podobnie jak ustawiczne otwieranie i zamykanie drzwi. Dowcip grubymi nićmi szyty jak "tłoczenie się" przy bieliźnie partnera (inaczej - zaglądanie między nogi), to ograny numer, szczególnie w angielskich i niemieckich odmianach komediowych, bez refleksji adoptowany globalnie.

W czasach absolutyzmu zakłamania i utopijnych haseł tłumiących aktywność umysłową świata oczekiwałabym komedii o narodowych osobnikach, z pełnym dystansem do wszystkiego, co rodzime, bliskie i takie nieporadne. Zdobyć się na odwagę obśmiania tego, co prawie się zdarzyło na osobistym poletku każdego Polaka - byłoby ubarwieniem wielu frustracji, z których rodzi się gorycz i może pamiętałoby się dlużej o spektaklu. Ale nam potrzeba jest szaleńczego śmiechu, a "bedside manners were extra at finishing school", cytując słowa piosenki Greenslade. Tylko czy tylko i czy na pewno?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji